[WYWIAD] Grzegorz Kwaśniak, pełnomocnik MON: O bezpieczeństwo kraju musimy zadbać sami

Fot. Jan Śliwka
Fot. Jan Śliwka

Podczas dzisiejszej wizyty we Francji minister Antoni Macierewicz poruszył m.in. kwestie bezpieczeństwa i współpracy wojskowej. W tym kontekście nie sposób zapytać o rolę szpicy NATO, która ma stanowić wzmocnienie wschodniej flanki. Jest to dla Polski znacząca zmiana jakościowa czy jednak w kwestii bezpieczeństwa powinniśmy liczyć na siebie?

Jestem zwolennikiem rozwiązań, które opierają się na własnym potencjale obronnym. Oczywiście sojusznicy są ważni i potrzebni, ale nie wiemy jak szybko zareagują w przypadku zagrożenia. Szpica NATO jest ciekawym i dobrym rozwiązaniem, ale niestety są to małe siły – kilka tysięcy żołnierzy. Patrząc na nie z punktu widzenia Polski – naszego obszaru, długości naszej granicy wschodniej (1200km), jest to kropla w morzu potrzeb. Siły te mają raczej znaczenie polityczne, co także jest bardzo ważne.

Doczekaliśmy się wreszcie rozwiązań dotyczących szeregowych; Pan zaznaczał, że jest ich zbyt mało. Czy poczynione obecnie kroki mogą zmienić ten stan?

Ten potencjał był do tej pory z pewnością marnowany, tak więc decyzja dająca warunki do zatrzymania żołnierzy szeregowych była słuszna. Niestety to nie wystarczy. By móc cieszyć się sprawną armią mającą potencjał obronny, trzeba przyjąć kilkadziesiąt tysięcy nowych żołnierzy. Obecnie na jednego dowódcę przypada jeden żołnierz. Aby zmienić ten współczynnik potrzeba ok. 40 tys. szeregowych, którzy wypełniliby wakaty w jednostkach.

Zaznaczmy, że problemem armii nie jest zbyt duża liczba oficerów, ale brak żołnierzy szeregowych.

Jest to pokłosie błędów poczynionych w 2008 roku, kiedy pośpiesznie, bez przygotowania zdecydowano o profesjonalizacji polskiej armii. Niestety, efekty tej decyzji będą się jeszcze długo za nami ciągnęły.

Armia zawodowa na poziomie 150 tys. żołnierzy, to rozwiązanie optymalne?

W mojej ocenie jest to niezbędne minimum.

Na ile OTK mogą realnie wesprzeć te siły?

W czasie pokoju będzie to około 40 tys. osób. W sumie mielibyśmy do dyspozycji blisko 200 tys. żołnierzy. To jest już siła znacząca, która poprawiłaby nasze zdolności obronne. Niemniej stan ten można realnie osiągnąć za dwa, trzy lata.

Na jakie siły moglibyśmy liczyć w czasie zagrożenia?

Nie mniej niż 500 tys. żołnierzy. Nie wiemy obecnie niestety, na ile ta liczba jest realna, bo i tu mamy do czynienia z zaniedbaniami. Powstała spora luka pokoleniowa w szkoleniu rezerw. Obecnie rezerwiści mają przeciętnie ponad 40 lat, brzuszek i podwyższony cholesterol. Niestety ta luka cały czas się pogłębia i to jest powód do zmartwień.

Ale kierownictwo MON zna te problemy. Czy ma zatem plan jak im zaradzić?

Identyfikacja problemu to ważny element do rozpoczęcia zmian. Nie możemy się okłamywać, nie możemy zaklinać rzeczywistości, a takie zabiegi, jeśli chodzi o armię, były niestety czynione w ostatnich latach. Usypiano nas zapewnieniami, że wszystko przebiega sprawnie. Tymczasem niemal każde zagadnienie wymaga pilnych zmian. Dość powiedzieć, że nie funkcjonują dziś dobrze cztery kluczowe dla armii elementy: wspomniana już profesjonalizacja armii, Narodowe Siły Rezerwowe, reforma systemu kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi RP oraz modernizacja techniczna armii, która miała przynieść znakomitą zmianę. Wiemy tymczasem, że w programie modernizacyjnym są pieniądze, ale ani rakiety, ani śmigłowce nie zostały zakupione. Ze swej strony mogę jedynie zapewnić, że robimy co w naszej mocy, by ten niekorzystny kierunek zmienić.

Rozmawiał Marcin Austyn

Autor jest publicystą miesięcznika „Wpis”.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.