Jakiś nowy PO-PiS byłby dla Polski nieszczęściem, a nie rozwiązaniem jej problemów

Fot. PAP/Marcin Obara
Fot. PAP/Marcin Obara

Nowy Front Jedności Narodowej w Polsce byłby patologią, a już Europejski Front Jedności Ponadnarodowej byłby patologią wyjątkową i bardzo szkodliwą.

Polskie społeczeństwo jest mocno podzielone. To fakt łatwy do udowodnienia. Tylko czy ten podział jest czymś niezwykłym? I czy jest z gruntu zły? Przede wszystkim nie mamy do czynienia tylko z podziałem politycznym, bo jest to w gruncie rzeczy podział co do wyznawanych wartości. Podział jest przedstawiany jako wojna w sensie politycznym i społecznym (nieprzypadkowo mówi się o „wojnie polsko-polskiej” czy wręcz wojnie domowej), co od razu wywołuje negatywne emocje, przede wszystkim strach. Co ciekawe, o dzielenie Polaków znacznie częściej i mocniej są oskarżani konserwatyści (obecnie PiS) niż tzw. demokraci (obecnie PO, Nowoczesna czy KOD), choć bywa akurat odwrotnie. Podział ma być złem, natomiast coś w rodzaju nowego frontu jedności narodowej – dobrem. Podział jest przedstawiany jako zagrożenie, mit jedności – jako wybawienie. Łatwo przy tym zapominamy, że podziały najbardziej były zwalczane przez systemy totalitarne, gdzie obowiązywała pełna jedność, czyli totalne zniewolenie i „ucieczka od wolności” - żeby odwołać się do terminu Ericha Fromma. Uważam, że potępianie w czambuł fundamentalnego podziału obserwowanego w Polsce ani nie ma uzasadnienia, ani nie rodzi dobrych skutków.

PRL funkcjonowała nawet taka instytucja jak Front Jedności Narodu (w latach 1952-1983), której głównym zadaniem było ukrywanie zasadniczych podziałów w społeczeństwie i lansowanie pseudojedności. Podobne cele miał w jakimś sensie przedwojenny Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (powołany w 1927 r.). Nieprzypadkowo podobny twór – Bezpartyjny Blok Wspierania Reform - promował i współorganizował Lech Wałęsa w III RP (1993). W rzeczywistości późnego PRL i przez większą część istnienia III RP podziały chciano zasypywać, bo za największą wartość uznawano spokój, czyli w istocie tyranię status quo (żeby odwołać się do pojęcia Miltona Friedmana). Podziały niepokoiły, bo wskazywały na inne racje, a zawsze jakaś „przodująca siła” chciała mieć monopol na rację – jak nie PZPR, to Unia Demokratyczna, środowisko Agory i Adam Michnik, a potem Platforma Obywatelska i jej „klasa próżniacza” ze świata kultury, nauki i mediów.

Bardzo ostry podział obserwowany w Polsce jest elementem szerszych zjawisk na kontynencie europejskim, gdzie on również funkcjonuje i to wedle podobnych par kategorii: tradycjonalizm kontra ponowoczesność, religijność kontra ateizm, konserwatyzm kontra postęp, naród kontra społeczeństwo, kultura chrześcijańsko-śródziemnomorska kontra multi-kulti, sprawiedliwość kontra tolerancjonizm, wolność kontra samowola, powściągliwość kontra ekshibicjonizm, logika kontra dialektyka, wiedza kontra narracja itd., itp. Podziały wedle niektórych z tych kategorii ujawniły się szczególnie ostro w Europie podczas kryzysu związanego z tzw. uchodźcami. Wcześniej było o nich głośno w związku z ekspansją islamu i polityką multi-kulti oraz debatą wywoływaną na tym tle przez takie osoby jak Oriana Fallaci i jej zaciekły krytyk Tiziano Terzani. Unia Europejska w ostatnich latach ewoluowała zgodnie z dążeniami jednej strony podziału – tej tzw. liberalnej, postępowej i ponowoczesnej. I ta ewolucja okazała się ślepą uliczką w pierwszej poważnej konfrontacji, czyli w starciu z problemem tzw. uchodźców. Dowodów, że UE obrała zły kierunek było zresztą sporo już wcześniej, gdy np. w wielu krajach w imię poprawności i ideologii tolerancjonizmu wyrzekano się cywilizacyjnych korzeni, podstaw moralności i fundamentów kultury Zachodu. Wystarczy wspomnieć te wszystkie idiotyzmy z unikaniem nazwy Boże Narodzenie czy usuwaniem chrześcijańskich symboli.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.