Cała para mainstreamu poszła w gwizdek. A tak dobrze się zapowiadało, że PiS buduje państwo policyjne, w którym nawet żartować nie można...

PAP/Tomasz Gzell
PAP/Tomasz Gzell

Pijany Duda kradnie kwiaty. Prokuratura wszczęła postępowanie przeciw autorowi żartu

— chwycił wiatr w żagle portal Tomasza Lisa natemat.pl.

Koniec żartów z prezydenta Dudy. Policja przeszukała mieszkanie internauty. Prokuratura wszczęła śledztwo

— zagrzmiała „Gazeta Wyborcza”.

Niestety, cała para poszła w gwizdek. A tak dobrze się zapowiadało, że oto jest dowód na tworzenie przez PiS państwa policyjnego, w którym nawet pożartować nie można…

Ani portalowi Lisa, ani „GW”, ani innym, którzy powielili tego „newsa” nie chodziło bynajmniej o obronę godności głowy państwa, lecz o domniemane represjonowanie Bogu ducha winnego człowieka, który wrzucił do internetu nagranie „od tyłu”, z Andrzejem Dudą, niby zabierającym wieniec spod pomnika Romana Dmowskiego.

Prawica jeszcze za rządów Platformy wielokrotnie zapewniała, że sama nie będzie ciągać po sądach autorów tego typu wypowiedzi i memów” (…) „Już po nas jadą”,

— dorzucił „komentator” na:temat mema innego autora, jakby na potwierdzenie zamordyzmu nowych władz RP. Czytaj: chcieliście tych pisowskich faszystów, no to ich macie…

Film oburzył wielu fanów prawicy, którzy dają temu wyraz w komentarzach. (…) >>Odp… się od prezydenta suk…!<<”,

— przytoczyła „GW” wpis internauty „JJ” na swych łamach. Znaczy, jest źle, a będzie jeszcze gorzej.

Żarty się kończą. Wchodzi policja

— brzmi złowrogo jeden z z podtytułów obszernego tekstu gazety Adama Michnika.

Niestety, ten cholerny rząd PiS i sam prezydent nie wiedzieć czemu odcięli się od działania prokuratury. „Pijany złodziej” Duda zaćwierkał na Twitterze pod jej adresem: „Dajcie spokój…” A tak dobrze żarło…

Polityk - zawód publiczny. Jeśli ktoś chce być politykiem, musi być odporny na różnego rodzaju ataki, w tym te niewybredne. Nie wyobrażam sobie, co by się działo, gdyby w którymś z polskich miast ktoś wpadł na pomysł odsłonięcia takiej płaskorzeźby, jak parę lat temu w niemieckim Bodman-Ludwigshafen (Badenia-Wirtembergia) – dla jednych niedopuszczalnej, obleśniej, pornograficznej prowokacji i braku szacunku dla rządzących, dla innych dowodu „wolności myśli twórczej i artystycznej wypowiedzi”. Co znalazło się na tej płaskorzeźbie? Nagie postaci i to nie byle kogo: były kanclerz Gerhard Schröder z ręką na wzgórku łonowym swej następczyni, Angela Merkel, trzymająca za penisa swego dawnego rywala, ekspremiera Bawarii Edmunda Stoibera, Stoiber ugniatający genitalia szefa liberałów Guida Westerwelle`go, minister finansów Peer Steinbrück ściskający przyrodzenie Schrödera, ba, sam papież, wprawdzie ubrany, za to z palcem wzniesionym w mentorskim geście - to tylko niektóre z osobistości wymodelowane przez Petera Lenka na ścianie ratusza.

Jak twierdził autor, jego dzieło miało wyrażać „sprzeciw wobec obłudy i wyzyskiwaniu przez prominencję”. Prócz urzędujących polityków, Lenk wyrzeźbił na dziesięciometrowej ścianie pławiące się nago w pieniądzach znane postaci ze świata gospodarki. Ten osobliwy Gruppensex przyjechało zobaczyć miliony Niemców z całej republiki. Wcześniej spod jego dłuta wyszedł m.in. znany pisarz Martin Walser z łyżwami na nogach, dosiadający starą szkapę (Walser domagał się zaprzestania stosowania okresu nazizmu, jako „tłuczka moralnego” wobec Niemców), szef resortu obrony Rudolf Scharping na łodzi podwodnej z nagą nimfą (minister zabawiał się z kochanką w basenie, podczas gdy jego żołnierze wyjeżdżali na front w ramach misji sił ONZ), Helmut Kohl, jako kłamca wyborczy, czy kilku premierów i ministrów, jako pruscy żandarmi.

Gdzie leżą granice satyry i swobody artystycznej wypowiedzi? Kanclerz Merkel wychodzi z założenia, że dobry polityk obroni się sam, niezależnie od tego, że „jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”. Już na początku jej urzędowania jedna z wypożyczalni samochodów umieściła w całych Niemczech swe reklamowe billboardy z niezbyt korzystnymi zdjęciami szefowej rządu RFN: na jednym kanclerz z włosami, jakby wyszła spod rynny i podpisem: „Chcesz mieć nowa fryzurę?”, na drugim „Angie” z włosami stojącymi dęba i dopiskiem: „Wypożycz sobie kabriolet…”. Dowcipów na jej temat jest co niemiara. „Co robi Merkel ze starymi ciuchami? Nic. Ona je nosi”. Albo: „Merkel straciła na wadze 6 kg! Ogoliła sobie nogi…” Po jej niewątpliwych osiągnięciach w polityce wewnętrznej i zagranicznej, Niemcy wybaczyli jej, że w niczym nie przypomina modelki Heidi Klum. W przypływie uznania bulwarowy „Bild” okrzyknął ją nawet „Miss World”… Dziś, w chwili kryzysu z powodu fali muzułmańskich imigrantów, a nieco wcześniej z powodu kryzysu euro, pani kanclerz pojawia się na transparentach z hitlerowskim wąsem, kolczykami w kształcie swastyki, czy stylizowana na muzułmańską terrorystkę. Jej poprzednik doczekał się jeszcze podczas urzędowania książkowego wydania kawałów na swój temat. Próbka? „Czym różni się krowi ogon od krawatu Schrödera? Ten pierwszy zakrywa całą dupę…”. Albo: „Schröder zastaje nagą żonę Doris w objęciach kochanka. – Co wy robicie? – pyta. Na to żona do kochanka: - Mówiłam ci, że ten dureń nie ma o niczym zielonego pojęcia…” Z drugiej strony, chadecy zostali zmuszeni przez media i opinię publiczną do zniszczenia billboardów, na których Schröder był prezentowany, jako oszust ścigany listem gończym, a do niedawna premier Nadrenii-Palatynatu z lewicowej SPD, otyły Kurt Beck zmusił redakcję satyrycznego „Titanica” do wycofania nakładu z jego podobizną i podpisem: „Problem z oszalałym niedźwiedziem - do odstrzału!”. Jak uzasadnił sąd w rozprawie z jego powództwa, mogło to stanowić podżeganie do zamachu.

Niekiedy odporność polityków na żarty bywa wystawiona na ciężką próbę. Gdy w swoim czasie prezydent Francji Valéry Giscard d’Estaing ogłosił, że nie będzie (jak poprzednicy) walczył w sądach z obraźliwymi epitetami, lewicowy dziennik „Libération” wydrukował całą listę obelg: od „bękarta Petaina”, przez „lubieżną żmiję”, „kurzą dupę”, po „rynsztokowego szczura”, „gównojada” i „gówno w jedwabnej pończosze”. Prezydent nie zareagował. I to nie on, lecz gazetowi prowokatorzy wyszli na głupków.

Andrzej Duda, niestety, zareagował. „Niestety”, bo nie pomyśli kauzyperdów Platformy tzw. Obywatelskiej, dokładających wszelkich starań, by wbić nie tylko polskiemu społeczeństwu do głów, że dziś nawet kichnięcie w pobliżu pałacu prezydenta może być odebrane przez rząd PiS, czyli partii „obciachu” (licentia poetica przewodniczącego Grzegorza Schetyny), jako zamach na wolność i demokrację. Pudło! Nie wyszło. Ale może innym razem. Jak znam życie, można spodziewać się jeszcze niejednego filmiku „od tyłu”…

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.