Wnuczka Jana Baczewskiego, bojownika o polskość w Niemczech: „ton i forma wypowiedzi niemieckich polityków bardzo mnie upokorzyły”

Fot. wpis
Fot. wpis

Niemcy posługują się Unią Europejską, ta zaś w Polsce posługuje się swymi agentami wpływu, a więc resztkami Platformy i jej papugą, czyli „Nowoczesną Ryszarda Petru”. Sądzę, że pierwsze, co nie tylko unijni komisarze, ale każdy normalnie myślący człowiek powinien wytknąć polskiemu prawodawstwu, to możliwość rejestracji partii politycznej z własnym imieniem w nazwie. Trzeba być nie tylko nieprawdopodobnym megalomanem, ale i człowiekiem o biologicznych wręcz skłonnościach dyktatorskich, by nazywać partię swoim nazwiskiem.

Unijni eurokraci usiłują nam wmówić, że to nie Niemcy na nas napadają, nie oni nas chcą kontrolować, lecz jakaś międzynarodowa społeczność, że pan Timmermans to przecież Holender, a pan Schultz nie może być Niemcem, skoro jest przewodniczącym Europarlamentu itd. Niemcy są nam bardzo życzliwi, wprost przyjaźni – według tej narracji.

A ponieważ narracja medialna zastępuje dziś bardzo wielu ludziom prawdziwą wiedzę, trzeba też posłuchać innych opowieści niż te snute np. na Czerskiej. Bardzo nam tę wiedzę uzupełni relacja pani Gabrieli Baczewskiej-Pazdy, która dziesiątki lat spędziła w Niemczech, wnuczki słynnego Jana Baczewskiego, odważnego obrońcy polskości w III Rzeszy.

Przypomnijmy bardzo skrótowo, że Jan Baczewski urodził się w 1890 r. na Warmii w rodzinie od pokoleń katolickiej; tam kierował polską akcją plebiscytową w 1919 r.. Jego dziełem można nazwać istniejący do dziś Związek Polaków w Niemczech, którego był współzałożycielem w 1922 r. Był posłem do sejmu pruskiego (1922-1928) – długo by pisać o zasługach tego obywatela Rzeszy dla polskości w Niemczech. Kiedy wybuchła II wojna światowa natychmiast został aresztowany i osadzony w niemieckim obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen .

Do redakcji „Wpisu” skierowała swoje smutne refleksje na temat obecnej sytuacji w RFN pani Gabriela Baczewska-Pazda, wnuczka Jana Baczewskiego, która wraz z siostrą kroczy w Niemczech śladami dziadka walcząc o dobre imię swego przodka i Polski:

Tą drogą –chciałabym wyrazić moje wielkie ubolewanie, rozczarowanie i smutek, które są wynikiem tak absurdalnych i niesprawiedliwych zarzutów wobec  mojej duchowej Ojczyzny. Jest dla mnie nie do przyjęcia, że tak ważna sprawa jak przez UE  domniemane ‘systemowe zagrożenie dla praworządności kraju’ opierało się dotychczas na zasadzie: Jedna pani drugiej pani…. Przepraszam za taką wypowiedź, ale ja to tak właśnie odczuwam. Jednogłośna decyzja w tej sprawie, świadczy o tym, że nie dla wszystkich wizerunek Polski jest najważniejszy. Dla mnie, po 45 latach na obczyźnie, wizerunek Polski jest sprawą nadrzędną. Przeraża mnie to, że nie fakty, nie dokumenty, nie argumenty tylko kompletna nieznajomość sytuacji w Polsce, zadecydowały o wszczęciu procedury. Bezpodstawne zarzuty trwają już od dłuższego czasu. Ton i forma wypowiedzi takich osób jak: Gesine Schwan, Günther  Oettinger, Elmar Brok, Martin Schulz, Volker Kauder ; bardzo mnie upokorzyły. Myślałam, że takie wypowiedzi należą już do dawnej przeszłości. Jak szybko zapomniano, że to właśnie Polacy są najlepszym przykładem w walce o wolność i demokrację. Mając przed sobą wytyczony cel, zawsze byli nieugięci i wytrwali. Obecną nagonkę przeżyłam już raz. Był to rok 1980, ale to było jeszcze NRD. Dokładnie pamiętam co wtenczas mówiono. Takie wypowiedzi jak: ‘Polacy powinni najpierw nauczyć się pracować, dopiero potem wolno im strajkować’, były na porządku dziennym. Byłam bezradna, bezsilna, zrozpaczona. Ale jak to w życiu bywa: nie ma złego co by na dobre nie wyszło. Od 1980 roku minęło już ponad 35 lat. Wyrosła już druga generacja. Myślę, że mało jest takich Niemców, którzy pamiętają o tym, że to właśnie tym miłującym wolność i demokrację Polakom, zawdzięczają obalenie muru w Berlinie i zjednoczenie Niemiec. H. Kohl też  bardzo szybko wtenczas reagował. Krzywdzące wypowiedzi wyżej wymienionych osób rozumiem jako  przejaw wrodzonego zarozumialstwa i nabytej arogancji lub bezgranicznej głupoty. Dałam temu wyraz w wielu komentarzach. (…) 

Ten dramatyczny głos nie należy do polityka lub usłużnego pracownika medialnego. To głos świadka historii oraz świadka chwili obecnej. Obie wnuczki Jana Baczewskiego odwiedziła para prezydencka podczas ostatniej wizyty w Berlinie; ten krok też na pewno Niemcom się nie podobał, bowiem różne urzędy od lat brutalnie walczyły z potomkami obrońcy polskości, nie pozwoliły na remont pozostałego po nim domu, a gdy pozwolenie w końcu udało się wywalczyć, to dom nagle… spłonął. Sprawców nie wykryto do dziś.

Pani Gabriela, twierdzi, że osobiście zauważa plon z wizyty prezydenta Rzeczypospolitej w Berlinie.

Mówi się o Polsce bardzo dużo

—pisze w swoim liście.

Mówi się jednak w sposób, który nie odpowiada faktycznemu wizerunkowi Polski. Każda korekta tych wypowiedzi, przybliża społeczeństwu niemieckiemu prawdziwy obraz sytuacji w Polsce. Moim zdaniem trzeba właśnie tak reagować jak reaguje strona polska. Grzecznie ale jednoznacznie, dobitnie i zasadniczo. Taka wymowa co prawda zdziwi i przestraszy, ale będzie w końcu zrozumiana. Poprawnością polityczną niczego się nie osiągnie.(…)”   Jest coś co powinno stać ponad podziałami

—pisze pani Gabriela Baczewska-Pazda.

Coś co dla każdego powinno być nadrzędne. Jest to Ojczyzna. Jest to wizerunek Polski w świecie. Możemy się spierać a nawet kłócić, ale nikt nie ma prawa szkalować i obrażać Polski i tym sposobem osłabiać polską rację stanu. Nieodpowiedzialnym zachowaniem toruje się drogę do bezpodstawnych, absurdalnych zarzutów. Właśnie to możemy teraz obserwować. (…) Nie jesteśmy skrępowani żadnymi układami politycznymi, żadną tak zwaną poprawnością polityczną. Tak zwana poprawność polityczna  ( pseudo-poprawność) jest dla mnie ignorowaniem lub nawet zaprzeczeniem  rzeczywistości. Celowe patrzenie przez różowe okulary jest dla mnie formą oszustwa. Reagujemy na wszystko co obraża polskość. Z naszych reakcji i naszej postawy nie musimy się przed nikim tłumaczyć, tylko przed własnym sumieniem

Wzruszająca deklaracja niemłodej już przecież, ale jakże waleczniej kobiety, która odwagę, umiłowanie prawdy wyniosła z domu. Z polskiego, katolickiego domu.  

Aktualnie toczące się dyskusje wokół Polski - oparte na braku elementarnej wiedzy o stanie demokracji w Polsce, oparte na domniemaniach i przypuszczeniach - nie pozwalają mi zapomnieć zdania, które wypowiedział Rolf Nickel, ambasador Niemiec w Warszawie. Pozwolę sobie to tak ważne zdanie przytoczyć: „Die deutsch-polnischen Beziehungen sind ein Schatz, den wir bewachen wollen, damit sie sich in Zukunft weiterentwickeln.” [Niemiecko-polskie stosunki są skarbem, który chcemy chronić, aby mogły w przyszłości dalej się rozwijać – przyp. red.]. Piękne zdanie. Skarbem jest coś, co jest dla nas wszystkich bardzo wartościowe i drogocenne. Skarbu trzeba strzec. I właśnie tego dokonuje Polska. Perspektywiczne myślenie i dalekowzroczność były zawsze i są  motorem rozwoju i koniecznych zmian. Ogromne zdziwienie i zaskoczenie o tempie zmian, świadczy tylko o tym, że nie znano faktycznej sytuacji panującej w Polsce przed wyborami. Ten skarb polsko- niemiecki musi być więc przez obydwie strony chroniony. A jak można czegoś rzetelnie chronić, jeżeli u jednej ze stron dominuje niewiedza? Wytykanie  palcem, szantażowanie  sankcjami, grożenie; nie są metodami,  które pozwolą ten skarb zachować czy umocnić

—kontynuuje pani Gabriela Baczewska-Pazda.  

Nie mogę w to uwierzyć, że można grozić nadzorem bez poprzedniego i dokładnego zbadania sprawy. Mówię to z doświadczenia. W okresie poprzedzającym ustawienie tablicy upamiętniającej mojego dziadka, Jana Baczewskiego, polityka mniejszości polskiej w Niemczech (po uprzednim podpaleniu domu nazwanego „Wohnhaus Baczewski”) badano bardzo skrupulatnie jego działalność. Wpis do Nowej Encyklopedii Powszechnej PWN z 2004 roku nie wystarczył. Pytania o odznaczenia dziadka w Niemczech w ogóle nie zrozumiałam. Płakać czy śmiać się? Głupota czy niewiedza?  Jedynym „ odznaczeniem” dziadka był jego 6-krotny pobyt w więzieniach niemieckich i pobyt w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen

—dodaje. Ambasador powiedział elegancko, jak przystało na wytrawnego dyplomatę, ale obecnie siły polityczne w Niemczech podążają jednak jakby w przeciwną stronę, nie w kierunku przyszłości, lecz brunatnej przeszłości. Nieakceptujące wyniku demokratycznych wyborów partyjki są dla nich nagle autorytetem.

Dawniej potężna PiS-owska opozycja nie stanowiła dla nich żądnego partnera. Dziś maleńkie ugrupowanie (28 posłów!) kreującego się na dyktatora Ryszarda Petru jest de facto pretekstem do totalnej ingerencji w bardzo wiele wewnętrznych spraw Rzeczypospolitej. Ani Platforma, ani Petru nie stanowią żadnej większej siły politycznej; mocy nabierają dopiero wtedy, gdy staje za nimi siła niemiecka. I naprawdę trudno to inaczej nazwać niż przygotowaniem do agresji. Kolejnej niemieckiej agresji.

Ekonomiczną agresję ze strony naszego zachodniego sąsiada przeżywamy już od lat, medialną tak samo, polityczną udało się zwalczyć w demokratycznych wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Jaką agresję szykuje nam teraz berliński rząd?

Przypomnę tylko, że koalicja PO-PSL przegłosowała dwa lata temu ustawę o zgodzie na interwencję w Polsce zagranicznych sił porządkowych… 10 stycznia 2014 roku sejm przeforsował 286 głosami PO, PSL, Twojego Ruchu i SLD ustawę nazwaną wymownie „o bratnie pomocy”.

Przeciw wyżej wymienionej ustawie było wówczas tylko 140 posłów PiS i Solidarnej Polski. Głównie dlatego właśnie kilkanaście miesięcy później wygrali, że byli przeciwni wszelkim ograniczeniom naszej suwerenności. Ci co podejmują teraz walkę w demokratycznym wynikiem wyborczym w Polsce, podejmują de facto walkę z polskim narodem, z polską suwerennością.

Czy tacy marni politycy, jak np. Martin Schulz, Günther  Oettinger, Elmar Brok, czy Volker Kauder zdają sobie z tego sprawę? Nadzieja w tym, że w Niemczech są również politycy, którzy jeszcze rozumu nie postradali, świadczą o tym najlepiej ostatnie głosy z Bawarii albo wystąpienie w Europarlamencie Hansa-Olafa Henkela (AfD). Ewidentnie w Niemczech również czas na zmianę.

A ci rodacy, którzy dla władzy i kasy popędzili za granicę prosić o „bratnią interwencję”, lepiej dla siebie - niech tam pozostaną. W Rzeczpospolitej powinni bowiem od razu stanąć przed Trybunałem Stanu. Jeśli ich działanie nie jest sabotowaniem państwa i zdradą, to co nią jest? Jakaś sprawiedliwość musi ich dosięgnąć wcześniej czy później. Im wcześniej, tym lepiej dla nas wszystkich, bo każde zło jest zaraźliwe, także to „platformiano –nowoczesne”. Leszek Sosnowski

Więcej na temat losów rodziny Baczewskich oraz berlińskiej wizyty pary prezydenckiej w Niemczech można przeczytać we „Wpisie”.


Nowość!

720 stron mrocznej prawdy! „Konfidenci” autorstwa Sławomira Cenckiewicza, Witolda Bagieńskiego i Piotra Woyciechowskiego.

W książce znajduje się wiele unikatowych dokumentów i ilustracji pochodzących z zasobów archiwalnych IPN. Pozycja dostępna „wSklepiku.pl”. Polecamy!

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych