"Jako osoba mieszkająca od 26 lat Republice Federalnej widzę w ostatnich dyskusjach długi cień Trzeciej Rzeszy"

Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Długi cień Trzeciej Rzeszy

W debacie o autocenzurze niemieckich mediów związaną z zajściami sylwestrowymi w Kolonii oraz polityczną poprawnością w niemieckich mediach i pouczaniem m.in. Polski w sprawie standardów demokratycznych powiedziano już dużo zarówno w Niemczech jak i w Polsce.

Jako osoba mieszkająca od 26 lat Republice Federalnej widzę w ostatnich dyskusjach długi cień Trzeciej Rzeszy. Elity niemieckie i wielu przeciętnych obywateli ze względu na swoją niechlubną przeszłość za wszelką cenę chcą być dziś bardziej tolerancyjni i otwarci na innych niż jakikolwiek inny kraj zachodniej Europy. Największe partie mówią tym samym głosem, konia z rzędu temu, kto odróżnia wypowiedzi przedstawicieli CDU/CSU od SPD – właśnie dzięki braku tych różnic mamy w Niemczech już którąś z wielkich koalicji a spięcia wewntętrzne są minimalne – chcoć powoli zaczyna się coś zmieniać. Nawet koalicja CDU/CSU z Zielonymi jest dla wielu wyobrażalna.

Gdy kilka lat temu na scenie politycznej pojawił się nowy twór AFD (Alternatywa dla Niemiec) można było poczuć powiew świeżego powietrza. Uciekinierzy z CDU, niezadowoleni z kursu kanclerz Merkel oraz takie osobowości jak Hans-Olaf Henkel, były szef Zrzeszenia Niemieckiego Przemysłu, mogły stanowić nową jakość w niemieckiej polityce. Niestety do tej inicjatywy szybko dołączyli przedstawiciele skrajnej prawicy, tej nazistowskiej. Kapitał AFD został szybko roztrwoniony, bo kto chce pójść za ludźmi typu Björn Höcke, który na wiecach wrzeszczy o wielkich Niemczech i innych przedstawicielach tej partii odwołujących się do retoryki nazistowskiej.

Dzięki tej sytuacji mamy w Niemczech podział na dwie grupy, obóz ludzi rozumnych, tj. tolerancyjnych, otwartych, bezkrytycznie przyjmujących stanowisko głównych partii albo nazistów. Nie ma nic pośrodku. Jakakolwiek rzeczowa krytyka obecnej polityki otwartych granic spotyka się z przyklejeniem łatki nazista. Niemcy przekładają taki podział na inne kraje i eksportują swoich nazistów za granicę znajdując ich między innymi w Polsce. Polacy wolni od cienia Trzeciej Rzeszy wypowiadają się krytycznie o polityce otwartych granic, więc muszą być wedle schematu nazistami. Krytyka Islamu opisywana jest jako „islamfeindlich” czyli islamofobiczna dosłownie wroga Islamowi. PiS otrzymuje przydomek narodowo-konserwatywny (national-konservativ), a „national” to była NSDAP czyli naziści i zbitka jest gotowa. Konsekwencją jest ocenianie polskich patriotów jako narodowców. Dla Polaków narodowiec nie brzmi obraźliwie lub skrajnie (no może poza gazetą z Czerskiej), ale dla Niemca narodowiec to właśnie skrajna prawica. Wydaje mi się, że właśnie w tym całym zgiełku i pomieszaniu pojęć leży źródło niezrozumienia Polski i Polaków. Mam niestety jednak wrażenie, że jest to działanie celowe, bo korespondenci niemieckich mediów w Polsce znają język polski i wiedzą, że istnieją również media niemainstreamowe. Dlaczego z nich nie korzystają? Ano dlatego, że nie było by to w szeroko pojętym interesie narodowym Niemiec. Bo kapitał ma narodowość.

Wojciech Wilczek

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych