Emancypacja Europy Środkowej, czyli czas strategicznej zmiany. Tę rozgrywkę rozumie Jarosław Kaczyński i kilka innych osób kreujących polską politykę

Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Co zaś najważniejsze, za sprawą demokratycznych wyborów obywateli – wcale niejednolitych politycznie, bo przecież choćby w Czechach rządzą socjaldemokraci (ale w typie Leszka Millera, a nie Adriana Zandberga) – oraz okoliczności zewnętrznych następuje wyraźna emancypacja Europy Środkowej. Ataki na Polskę, których jesteśmy dziś świadkami, mają swoje źródło właśnie w obawie „starej” Unii (i związanych z nią środowisk biznesu), że ta emancypacja oznacza ostateczną utratę wpływów i pośredniej kontroli, tak wygodnie dotychczas sprawowanej nad naszą częścią kontynentu. Już Viktor Orbán odmówił uczestniczenia w grze, gdzie Europa Środkowa miałaby po wsze czasy odgrywać rolę słuchającego się starszych małego chłopca, od którego zawsze można wyciągnąć kasę, gdy jest taka potrzeba. Był jednak mniej groźny niż Polska. Nasz kraj ma potencjał regionalnego przywódcy, co potwierdzają pojawiające się w ostatnim czasie kolejne wezwania z regionu, abyśmy takiej właśnie roli się podjęli, zaś nasz przykład może być zaraźliwy. Ci przedstawiciele Zachodu, którzy rozumieją, o co toczy się gra w planie strategicznym, rozumieją także doskonale, że jeżeli nie uda się spacyfikować Warszawy, przegrana może być już nie pojedyncza bitwa, ale cała batalia. To oznaczałoby dla nich trudne do oszacowania skutki finansowe oraz polityczne.

Polski rząd musi działać sprytnie i rozważnie – tak jak działał Orbán. Wczorajszy dzień pokazał, że to jest możliwe. Atak, zaplanowany jako pogrom rządu z Warszawy, został nie tylko odparty, ale jeszcze udało się zrobić wycieczkę na teren nieprzyjaciela, poruszając – niby na marginesie, ale wybrzmiało to mocno – sprawę ogólnych zasad funkcjonowania UE. Jeszcze dalej zapuścili się harcownicy z poszczególnych grup w PE. Największą niespodzianką były te wystąpienia Zielonych, w których wskazywali oni na pogwałcenie europejskiej solidarności przez Niemcy w sprawach energetycznych.

Jeśli jednak strategiczny plan rządu będzie konsekwentnie realizowany, takich potyczek mogą być dziesiątki albo i nie setki. Paradoksalnie, skutek może być odwrotny do zamierzonego, szczególnie gdyby rząd radził sobie równie sprawnie co podczas wtorkowej debaty. Już zeszłoroczne kampanie wyborcze pokazały, że straszenie „złą opinią na Zachodzie” przestało działać poza dość ograniczoną grupą, która i tak zawsze głosowałaby na partie platformoidalne. Polacy mają naturalną – i zdrową – tendencję do konsolidowania się pod wpływem zewnętrznego zagrożenia i większość tak właśnie może odbierać płynące z zachodnich stolic połajanki.

Wczesną jesienią 2015 roku umieściłem na swoim prywatnym profilu facebookowym krótką notkę political fiction, opisującą, jak za kilkanaście lat w zachodniej części Europy trwa chaos, w kolejnych krajach obok zachodniego systemu prawnego wprowadzany jest szariat, a rdzenni Europejczycy – osowiali, pozbawieni chęci działania i sterroryzowani – biernie przyglądają się krachowi kontynentu – cywilizacyjnemu, prawnemu i ekonomicznemu. Tymczasem w Federacji Środkowoeuropejskiej – oddzielonej od Zachodu granicą dobrze strzeżoną przez wspólną formację i cieszącej się wewnętrznym spokojem – otwierana jest właśnie szybka linia kolejowa, prowadząca z Tallina przez Rygę, Wilno, Warszawę, Pragę, Bratysławę, Budapeszt aż do Bukaresztu. To, rzecz jasna, tylko intelektualna zabawa, ale co do jednego nie mam wątpliwości: jesteśmy w tym momencie historii, gdy takie koncepcje – pozornie całkowicie fantastyczne – zyskują realną szansę realizacji. A co więcej – wydają się całkiem atrakcyjne.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.