Następnym krokiem może być nie tylko pokazowy sąd nad rządem PiS w instytucjach UE, ale też atak na złotego i próby naruszenia ekonomicznego bezpieczeństwa Polski.
Premier Beata Szydło odniosła 19 stycznia 2016 r. w Brukseli błyskotliwe zwycięstwo. Ale to była tylko pierwsza bitwa. Będą następne: znacznie lepiej przygotowane i trudniejsze. A to dlatego, że przeciw nowym polskim władzom są dwie najliczniejsze frakcje w europarlamencie: chrześcijańscy demokraci (EPP) oraz socjaliści i demokraci (S&D). Rząd PiS ma też przeciwników pośród czwartej co do wielkości frakcji (liberałowie – ALDE), piątej (lewica i zielona lewica – GUE/NGL) oraz szóstej (zieloni i pacyfiści – Greens/EFA). Wygrana bitwa pokazała ponadto, że Polska jest ważnym państwem UE, postrzeganym jako istotny gracz, na którego z uwagą patrzą politycy z innych krajów. A skoro chadecy, socjaliści, liberałowie, lewica oraz zieloni postrzegają rządy PiS jako „niebezpieczną zarazę”, zrobią wiele, żeby się ona nie rozprzestrzeniła.
Prawo i Sprawiedliwość dla poprawnej, zglajszachtowanej, wykorzenionej z wartości i tchórzliwej Unii jest znacznie niebezpieczniejsze niż Fidesz Viktora Orbana. Węgry z wielu względów nie będą liderem regionu i przy całym szacunku nie są też państwem ciężkiej kategorii, choćby dlatego, że liczą niecałe 10 mln mieszkańców i są stosunkowo niewielką gospodarką. Węgry Orbana można było okładać, ale bez przesadnej gorliwości i przekonania, bo chodziło o przedstawienie z karaniem mające funkcję prewencyjną. Tym bardziej z Węgrami nie zawsze walczono na noże, że przez cały czas istniały dobre kontakty między najważniejszymi politykami Fideszu a istotnymi osobistościami niemieckiej chadecji, z Angelą Merkel na czele. To dawało Węgrom osłonę przed linczowaniem oraz nie zablokowało napływu tam niemieckich inwestycji. Polska jest zdecydowanie poważniejszym zawodnikiem, jeśli chodzi o rolę w UE, o wpływ na kierunek ewolucji Unii oraz ze względu na zaraźliwość polskiego przykładu.
Europosłowie, a przede wszystkim najważniejsi unijni politycy poznali Beatę Szydło i przekonali się, że łatwo z nią nie będzie. Ale to nie oznacza, że zrezygnują z naciskania na Polskę i reedukowania jej władz. Po prostu lepiej się przygotują na następne starcie i spróbują boleśniej ukąsić, bo w gruncie rzeczy debata na forum europarlamentu niczym specjalnym Polsce nie groziła. Ale nie zrezygnują - z powodów, o których już wspomniałem oraz z poczucia upokorzenia i porażki, szczególnie dotkliwej dla chadeków i liberałów, a osobiście dla byłego premiera Belgii Guya Verhofstadta. Odegrać będą się też próbowali politycy PO, bo debata w europarlamencie była ich pokazową klęską. Odegrać na PiS, ale też odwojować straty w stosunku do Nowoczesnej Ryszarda Petru. Wizerunkowo już nic więcej PO nie straci, bo jest na dnie, a atakując PiS na forum europejskim jej politycy będą chcieli odwojować twardy elektorat, który był wyjątkowo zniesmaczony stylem porażki 19 stycznia w Strasburgu. Zniesmaczony był też przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, któremu zdecydowanie łatwiej przyjdzie po cichu wspierać partię przez siebie współtworzoną i przez kilkanaście lat jej kierowaną, niż rządzący PiS. Wroga, a przynajmniej bardzo niechętna PiS koalicja działająca w instytucjach UE nie jest ani słaba, ani chętna do odbierania kolejnych lekcji pokory.
Po tym, co się wieczorem 19 stycznia wyrabiało na portalach Agory oraz po tym, co się znalazło następnego dnia w druku w „Gazecie Wyborczej” widać, że także w mediach zwalczających PiS i jego rząd będzie wielka wojenna mobilizacja. I dotyczy to także innych mediów, obecnie opozycyjnych oraz tych liberalno-lewicowych w Europie i w USA, które od końca października mają wręcz obsesję na punkcie PiS i Jarosława Kaczyńskiego. One czują się stroną politycznej konfrontacji i są gotowe zrobić nawet więcej niż politycy. Poza tym mediami jest łatwiej niż politykami sterować z ukrycia, choćby narzędziami finansowymi oraz na zasadzie wzajemnych usług ludzi powiązanych z sobą poprzez grupy interesów i różne nieformalne zależności. Po strasburskim zwycięstwie premier Beaty Szydło nie będzie więc dłuższego okresu spokoju czy choćby zawieszenia broni. Będzie przygotowanie do kolejnego, tym razem już znacznie poważniejszego ataku. Bo też te wszystkie siły mają dużo do stracenia. A poza tym muszą udowodnić, że są skuteczne, i to tak jak były skuteczne w całym ostatnim 25-leciu. Jeśli okazałyby się marnymi i słabymi graczami, różni ukryci mocodawcy mogliby sobie poszukać nowych narzędzi i lepszych bojowników. Szczególnie dotyczy to mediów.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Następnym krokiem może być nie tylko pokazowy sąd nad rządem PiS w instytucjach UE, ale też atak na złotego i próby naruszenia ekonomicznego bezpieczeństwa Polski.
Premier Beata Szydło odniosła 19 stycznia 2016 r. w Brukseli błyskotliwe zwycięstwo. Ale to była tylko pierwsza bitwa. Będą następne: znacznie lepiej przygotowane i trudniejsze. A to dlatego, że przeciw nowym polskim władzom są dwie najliczniejsze frakcje w europarlamencie: chrześcijańscy demokraci (EPP) oraz socjaliści i demokraci (S&D). Rząd PiS ma też przeciwników pośród czwartej co do wielkości frakcji (liberałowie – ALDE), piątej (lewica i zielona lewica – GUE/NGL) oraz szóstej (zieloni i pacyfiści – Greens/EFA). Wygrana bitwa pokazała ponadto, że Polska jest ważnym państwem UE, postrzeganym jako istotny gracz, na którego z uwagą patrzą politycy z innych krajów. A skoro chadecy, socjaliści, liberałowie, lewica oraz zieloni postrzegają rządy PiS jako „niebezpieczną zarazę”, zrobią wiele, żeby się ona nie rozprzestrzeniła.
Prawo i Sprawiedliwość dla poprawnej, zglajszachtowanej, wykorzenionej z wartości i tchórzliwej Unii jest znacznie niebezpieczniejsze niż Fidesz Viktora Orbana. Węgry z wielu względów nie będą liderem regionu i przy całym szacunku nie są też państwem ciężkiej kategorii, choćby dlatego, że liczą niecałe 10 mln mieszkańców i są stosunkowo niewielką gospodarką. Węgry Orbana można było okładać, ale bez przesadnej gorliwości i przekonania, bo chodziło o przedstawienie z karaniem mające funkcję prewencyjną. Tym bardziej z Węgrami nie zawsze walczono na noże, że przez cały czas istniały dobre kontakty między najważniejszymi politykami Fideszu a istotnymi osobistościami niemieckiej chadecji, z Angelą Merkel na czele. To dawało Węgrom osłonę przed linczowaniem oraz nie zablokowało napływu tam niemieckich inwestycji. Polska jest zdecydowanie poważniejszym zawodnikiem, jeśli chodzi o rolę w UE, o wpływ na kierunek ewolucji Unii oraz ze względu na zaraźliwość polskiego przykładu.
Europosłowie, a przede wszystkim najważniejsi unijni politycy poznali Beatę Szydło i przekonali się, że łatwo z nią nie będzie. Ale to nie oznacza, że zrezygnują z naciskania na Polskę i reedukowania jej władz. Po prostu lepiej się przygotują na następne starcie i spróbują boleśniej ukąsić, bo w gruncie rzeczy debata na forum europarlamentu niczym specjalnym Polsce nie groziła. Ale nie zrezygnują - z powodów, o których już wspomniałem oraz z poczucia upokorzenia i porażki, szczególnie dotkliwej dla chadeków i liberałów, a osobiście dla byłego premiera Belgii Guya Verhofstadta. Odegrać będą się też próbowali politycy PO, bo debata w europarlamencie była ich pokazową klęską. Odegrać na PiS, ale też odwojować straty w stosunku do Nowoczesnej Ryszarda Petru. Wizerunkowo już nic więcej PO nie straci, bo jest na dnie, a atakując PiS na forum europejskim jej politycy będą chcieli odwojować twardy elektorat, który był wyjątkowo zniesmaczony stylem porażki 19 stycznia w Strasburgu. Zniesmaczony był też przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, któremu zdecydowanie łatwiej przyjdzie po cichu wspierać partię przez siebie współtworzoną i przez kilkanaście lat jej kierowaną, niż rządzący PiS. Wroga, a przynajmniej bardzo niechętna PiS koalicja działająca w instytucjach UE nie jest ani słaba, ani chętna do odbierania kolejnych lekcji pokory.
Po tym, co się wieczorem 19 stycznia wyrabiało na portalach Agory oraz po tym, co się znalazło następnego dnia w druku w „Gazecie Wyborczej” widać, że także w mediach zwalczających PiS i jego rząd będzie wielka wojenna mobilizacja. I dotyczy to także innych mediów, obecnie opozycyjnych oraz tych liberalno-lewicowych w Europie i w USA, które od końca października mają wręcz obsesję na punkcie PiS i Jarosława Kaczyńskiego. One czują się stroną politycznej konfrontacji i są gotowe zrobić nawet więcej niż politycy. Poza tym mediami jest łatwiej niż politykami sterować z ukrycia, choćby narzędziami finansowymi oraz na zasadzie wzajemnych usług ludzi powiązanych z sobą poprzez grupy interesów i różne nieformalne zależności. Po strasburskim zwycięstwie premier Beaty Szydło nie będzie więc dłuższego okresu spokoju czy choćby zawieszenia broni. Będzie przygotowanie do kolejnego, tym razem już znacznie poważniejszego ataku. Bo też te wszystkie siły mają dużo do stracenia. A poza tym muszą udowodnić, że są skuteczne, i to tak jak były skuteczne w całym ostatnim 25-leciu. Jeśli okazałyby się marnymi i słabymi graczami, różni ukryci mocodawcy mogliby sobie poszukać nowych narzędzi i lepszych bojowników. Szczególnie dotyczy to mediów.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/278766-rzad-beaty-szydlo-wygral-bitwe-w-strasburgu-ale-to-tylko-rozwscieczylo-jego-przeciwnikow-i-znowu-zaatakuja?strona=1