Wymuszenia i haracze Standard&Poor’s. „W interesie Polaków leży ochrona rodzimego rynku”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Niemal każdego dnia ukazują się analizy i raporty dotyczące sytuacji Polski publikowane przez instytucje finansowe. (…) Nie ustosunkowujemy się do tych raportów, po pierwsze z uwagi na ich ilość, a po drugie ze względu na prawo każdego do własnej oceny sytuacji, zwłaszcza gdy inwestuje własne środki lub doradza swoim klientom w co inwestować

— wiecie czyja to wypowiedź? Nie, nie ministra finansów Pawła Szałamachy lub wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Nie powiedział tego nikt z PiS, lecz człowiek PO. I nie jest to komentarz do najnowszego ratingu dla Polski autorstwa analityków Standard&Poor’s. Są to słowa Dominika Radziwiłła, wiceministra finansów w rządzie Donalda Tuska, który w ten sposób odniósł się w 2011 roku do fatalnego dla Polski raportu Barclays Capital.

O co wtedy chodziło? Otóż na początku stycznia 2011 roku londyński bank Barclays Capital ogłosił bankructwo Polski. Analitycy tego banku opublikowali wówczas raport, którym zmiażdżyli koalicję PO-PSL:

Rząd nie ma rokującego powodzenie planu reformy finansów publicznych i zapobieżenia wzrostowi długu publicznego.

Większość polskich analityków nie miała wtedy wątpliwości, że raport Barclays’a ma charakter czysto spekulacyjny, że to brutalna gra polskim zadłużeniem między bankami. Nie przypominam sobie frontalnego ataku polskich ekonomistów – w tym Ryszarda Petru – na własne państwo i komentarzy w stylu „Polska na kolanach”. Pamiętam za to doskonale wpis na jego blogu pt. „Przekroczenie limitów długu to nie katastrofa”, w którym przekonywał, że przekroczenie progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych nie oznacza katastrofy i „nie jest równoznaczne z samobójstwem politycznym”.

Wiem, wiem, dziś rządzi ten „ksenofobiczny” PiS, a wtedy rządziła otwarta na cały świat (szczególnie na ten finansowy) PO. Inne czasy, inna postawa – szczególnie takich tuzów jak Ryszard Petru, Mateusz Szczurek czy Jacek Rostowski, z którymi – według nieoficjalnych informacji – konsultowali się analitycy Standard&Poor’s.

Jeśli tak rzeczywiście było, to już wiadomo, skąd te wszystkie polityczne enuncjacje w raporcie S&P. Oczywiście nie ma nic złego w konsultacjach analityków agencji ratingowych z byłymi członkami rządu czy liderami partii opozycyjnych. Każdy analityk chce wiedzieć jak najwięcej o rynku, na którym działa jego klient (bank). Sęk w tym, że tak jak w 2011 roku, tak i dzisiaj mamy do czynienia z niezwykle brutalnym rozgrywaniem polskiego rynku finansowego na arenie międzynarodowej.

W interesie Polaków (ekonomistów też) leży ochrona rodzimego rynku. Kto postępuje inaczej, ten gra przeciwko Polsce i bierze udział w działalności przypominającej do złudzenia wymuszenia i haracze…

Gangsterzy mają kije bejsbolowe, a banki agencje ratingowe. Tak można skwitować ten skandaliczny rating.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych