W interesie Niemiec jest by trąbiono o braku demokracji w Polsce, a nie o klęsce multi-kulti i seksualnych napaściach na Niemki przez gości Merkel

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Niezwykła aktywność Unii Europejskiej i nagła wola by monitorować sprawy wewnętrzne Polski, wygląda jak zlecona robota.

Europa znalazła się w imigracyjnym kryzysie. Sytuacja jest zdecydowanie groźniejsza niż pokazują nam zakłamane zachodnie media. Mamiono nas, że przyjmiemy ofiary wojny, dotknięte nieszczęściem rodziny, którym trudno odmówić pomocy. Nie zakłócały propagandowych mantr obrazki, gdzie wędrujący tłum składał się w większości z mężczyzn w wieku poborowym. Po tym co wydarzyło się we Francji, gdzie bestialsko zamordowano niewinnych ludzi na koncercie i w innych centralnych miejscach Paryża, po seksualnych napaściach na kobiety przy dworcu kolejowym w Kolonii, jasne jest, że polityka Angeli Merkel poniosła spektakularne fiasko. Pani Kanclerz powinna się podać do dymisji i pewnie to niedługo nastąpi.

A to jeszcze nie koniec dramatu, który nam zgotowała niemiecka „gościnność”. Teraz w zimie najazd na Europe trochę zelżał, ale z wiosną ruszą łódki by dowieźć nowych chętnych życia na koszt dobrych europejskich cioć i wujków.

Postawmy sprawę jasno, ta masowa migracja jest sposobem na dezintegracje Europy. Nie wykluczone, że ktoś to zwyczajnie ukartował.

Czy Unia Europejska ma jakikolwiek pomysł, by zażegnać ten kryzys? Nie ma żadnego. Procedury unijne są żmudne i długotrwałe, a sytuacja zaognia się błyskawicznie.

I co w tej sytuacji robią decydenci z Brukseli? Szukają intensywnie rozwiązania problemu? Ano nie. Znajdują sobie temat zastępczy i zajmują się Polską. Nagle ich olśniło, że nad Wisłą źle się dzieje.

Czy to nie absurd? Porównajmy te dwie sprawy. Tu realny i konkretny kataklizm, a tu wyimaginowane problemy z wyborem sędziów Trybunału Konstytucyjnego.

Ktoś, kto ma jeszcze odrobinę rozumu chyba by wiedział na czym się trzeba skoncentrować. Chyba, że dla Niemców groźniejsza jest nasza niezależność gospodarcza, niż sprowadzenie na swój teren potencjalnych terrorystów.

Ostentacyjne zastosowanie orwellowskiego „Big brother is watching you” wobec Polski jest ewidentnym przemysłem przykrywkowym, mającym zaprzątać uwagą.

W polityce i w  kryminałach jest żelazna zasada, cui bono? Czy dla Polski wynika jakakolwiek rzeczywista korzyść z tego, że unijni komisarze będą tu węszyć i pouczać nas na okoliczność stosowania demokracji? Pytanie retoryczne.

Społeczeństwo polskie chciało zmiany władzy i w wyniku wolnych wyborów ta władza się zmieniła. Czy ta informacja jeszcze do Brukseli nie dotarła? Czy mogą być bardziej przestrzegane reguły państwa prawa niż ma to miejsce u nas?

To co, dla europejskich decydentów ważniejszy jest głos płatnych awanturników wychodzących z kompletnie bzdurnymi hasłami na ulice? Ważniejsze są grandziarskie zarzuty opozycji, niż to co ma do powiedzenia legalnie powołany rząd?

Zawsze, gdy wybijaliśmy się na niepodległość śpieszono nam z „przyjacielską pomocą”. W 1920 r , bolszewicy, w 1939 r sojusz sowiecko – niemiecki, w czasach „Solidarności” troszczył się o nas Układ Warszawski, a obecnie pilnuje nas, żebyśmy za bardzo nie hasali Unia Europejska.

Niektórych oburza, że w Polsce są ludzie, którzy chętniej pójdą ramię w ramię z obcymi niż z rodakami. Pamiętajmy o tym, że od wieków mamy tutaj hodowle zdrajców, gotowych w odpowiednim momencie wkroczyć do akcji.

Ale damy radę. Według przepowiedni, szczególnie o. Andrzeja Klimuszki, to my będziemy potęgą, a nie Niemcy.

Widziałem żołnierzy przeprawiających się przez morze na takich małych, okrągłych stateczkach, ale po twarzach widać było, że to nie Europejczycy”

To jedna z wizji natchnionego profety. Ciekawe prawda?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.