UE jak Związek Sowiecki, Berlin jak Moskwa. Ataki na Polskę bardzo przypominają stosunek Wielkiego Brata do Polski w dobie „karnawału Solidarności”. Czas powiedzieć: Non possumus

youtube.com
youtube.com

Unia przestała być tym, czy być miała: grupą państw, które chcą poprawić możliwości handlu między sobą i działania biznesu na swoich terytoriach. Unia stała się kliką zakłamanych pasibrzuchów grożących konsekwencjami za brak zgody np. na wpuszczenie do siebie band gwałcicieli z Bliskiego Wschodu.

Można założyć się, że Nordstream 2 powstanie mimo naszej obecności w UE i mydlenia nam oczu „solidarnością”. Można przyjąć nawet roboczą wersję, że to nasza obecność w Unii sprawiła, iż zostaliśmy ubezwłasnowolnieni w słusznym żądaniu zakopania gazociągu na taką głębokość, aby do Świnoujścia mogły wpływać duże gazowce. Po prostu głos Berlina w UE jest silniejszy. Będąc poza unią można się w takich sytuacjach pokusić o międzynarodowe arbitraże lub wyciągnąć broń retorsji gospodarczych.

Innym „bożkiem unijnym” jest kwestia bezpieczeństwa politycznego, zwłaszcza ochrona przed Rosją. Aby zbić ten argument wystarczy podać przykład państw bałtyckich, które w swej naiwnej prounijności przyjęły nawet walutę euro. Czy Moskwa ze strachu przestała dybać na te kraje?

Jedynym gwarantem bezpieczeństwa politycznego jest NATO, bliskie relacje z USA oraz własne siły zbrojne. Ten ostatni czynnik wymaga poprawy.

Zakotwiczenie w UE przeszkadza zaś Polsce w ukierunkowaniu polskiej polityki wschodniej właśnie pod kątem bezpieczeństwa militarnego. Proszę zwrócić uwagę, jak Berlin i jego ludzie nad Wisłą kpiąco wypowiadają się o systemie antyrosyjskich sojuszy państw Europy Środkowej i Wschodniej, przy wsparciu politycznym i militarnym Waszyngtonu. Tak się składa, że na szarej strefie bezpieczeństwa w naszym regionie w równym stopniu zależy Rosji, jak i Niemcom. Przypadek?

Nie ma wątpliwości: jeśli chcemy być bezpieczniejsi, trzeba zacząć prowadzić politykę wschodnią w oderwaniu od wpływów niemieckich. One są niczym kula u nogi, bo idą całkowicie w przeciwną stronę polskich potrzeb w dziedzinie bezpieczeństwa.

Dziś już nawet ślepy zauważy, że UE stała się narzędziem polityki niemieckiej. Nagonka na nowy rząd w Polsce rozpoczęły media niemieckie towarzysko powiązane z rządzącą w RFN elitą. Dopiero potem do ataku przystąpiły media w innych krajach UE.

Niemcom nie wypada samodzielnie atakować Polski, bo zbyt żywa jest pamięć o innych niemieckich przedsięwzięciach wobec naszego kraju, dlatego wysługuje się Unią i jej wysoko opłaconymi z pieniędzy podatnika niemieckiego politykami. Prawdziwe intencje Berlin ukrywa nośnymi, ale bałamutnymi hasłami „obrony demokracji”. Chodzi tylko i wyłącznie o aktywa w Polsce, o ochronę stanu posiadania: w gospodarce, w mediach, w polityce. Lobbyści niemieccy i pożyteczni idioci żalą się, że jeszcze kilka miesięcy temu „Polska była prymusem”, a dziś „siedzi w oślej ławce”. To nonsens; byliśmy „prymusami”, bo ciągle lataliśmy po kredę i oddawaliśmy innym kanapki - żeby zastosować frazeologię szkolną.

Dlatego zerwanie się ze smyczy unijnej oznacza zerwanie się ze smyczy Berlinowi. Dla pocieszenia euroentuzjastów: Być może jednak nie będzie trzeba wychodzić z Unii. Polityka niemiecka, zwłaszcza w kontekście uchodźców pokazuje, że nasi zachodni sąsiedzi wciąż są mistrzami destrukcji i sami w niedługim czasie doprowadzą do zawalenia się „wspólnego domu”. Trzeba wtedy wstać, otrzepać kurz i działać samodzielnie, już bez „wielkiego brata”. Tym razem tego z Berlina.


Polecamy „wSklepiku.pl”: „Na niemieckim pograniczu”.

Książka stanowi analizę sytuacji Unii Europejskiej, jej perspektyw rozwoju i aktualnych trudności.

« poprzednia strona
12

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.