Minister Dziedziczak: To niezrozumiałe, że w sprawie statusu Polaków w Niemczech do dziś aktualne są decyzje z czasów III Rzeszy. Chcemy partnerskich relacji. NASZ WYWIAD

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Jakie znaczenie w tej sprawie ma narodowość kapitału tego czy innego medium?

Prasa, o której mówimy, jest lojalna wobec swoich krajów. Te media wolą mieć w Polsce rząd, który się na wszystko zgadza, a nie taki, który walczy o swoje interesy, który chce partnerskich relacji. I to tłumaczy tak zmasowany atak.

Czyli prasa jest wynikiem walki partyjnej i nie należy się nią przejmować?

Widać, że to jest niczym perpetuum mobile. Mamy mechanizm donosicielstwa na własny kraj. Z Polski donosi się do zagranicznej prasy w imię prymitywnej wewnątrzkrajowej rywalizacji międzypartyjnej. To nie jest ładna postawa, gdy sięgając po cele partyjne donosi się na Ojczyznę za granicą. To jednak się dzieje, co skwapliwie wykorzystywane jest przez naszych wrogów. Niektóre polskie tytuły korzystają potem, z pobudek cynicznych, czy kompleksów z doniesień zagranicznych, by toczyć spory w Polsce. To nienormalne.

Dlaczego tak Pan uważa?

Nie spotkałem się z sytuacją, by prasa w Niemczech szeroko rozpisywała się o tym, co o Niemczech piszą polskie gazety, co mówi się w polskich mediach.

Może Polska jest za mała?

To nie prawda. Jesteśmy prawie 40-milionowym państwem, jedynie dwa razy mniejszym niż Niemcy. My dla Niemiec jesteśmy proporcjonalnie takim sąsiadem, jak dla nas, Republika Czeska, Słowacja i Litwa razem wzięte. To jest mit, że Polska jest mało znaczącym sąsiadem Niemiec. Jesteśmy dużym i poważnym państwem, ale mimo tego w Niemczech nie omawia się szczegółowo polskich mediów.

Dlaczego?

Tam nie ma kompleksów wobec Polski, a po drugie jest świadomość, że prasa ma troszczyć się o interesy kraju, w którym się ukazuje. Niemiecka opinia publiczna zwraca uwagę na to, co publikuje niemiecka prasa, a nie zagraniczna.

Doniesienia i krytyka prasy zagranicznej powinna się spotykać z jakąś odpowiedzią polskiej strony, np. mediów publicznych?

Media publiczne muszą mówić prawdę. Mają obowiązek mówić prawdę o tym, co dzieje się w Polsce. Mają obowiązek pokazywać prawdziwe wydarzenia. To ważne, np. gdy słyszymy opinie o braku demokracji w Polsce. Niewiele ponad dwa miesiące temu suweren jednoznacznie zadecydował, w którym kierunku sprawy Polski powinny iść. To, że my realizujemy nasze zapowiedzi, nie jest zamachem na demokrację. To jest wsłuchaniem się w głos narodu, który niemal przed chwilą zadecydował jednoznacznie o kierunku. Dobrze, żeby media publiczne o tym mówiły, żeby wskazywały na to instytuty polskie przy naszych placówkach. Dobrze, żeby aktywność w tej sprawie wykazywała Polonia. Polacy na obczyźnie, prasa polonijna powinna zabierać głos. To działanie w interesie Polski. Mamy do czynienia z aktywnością środowisk, które bardzo źle życzą Polsce.

Mówił Pan o mechanizmie donoszenia na Polskę poza granicami. Ale czy PiS nie robił podobnie, gdy jeździł do Brukseli, czy USA szukając pomocy ws. tragedii smoleńskiej?

Minister Anna Fotyga i minister Antoni Macierewicz jeździli do USA w sprawie wyjaśniania dramatycznych wydarzeń nad Smoleńskiem. Szukanie prawdy nie jest czymś złym, bardzo dobrze, że takie działania zostały podjęte. Przedstawianie tragedii smoleńskiej jako sprawy niewyjaśnionej, budzącej pytania nie jest działaniem na niekorzyść Polski. Niech opiniotwórcze środowiska się zastanowią nad tym, co dzieje się na wschodniej granicy NATO. To jest tylko z korzyścią dla polskiego bezpieczeństwa.

Jednak wygląda podobnie. Politycy jeżdżą po świecie i mówią, że Polska działa źle.

Zupełnie czym innym jest jeżdżenie w imię partyjnej rywalizacji po Europie i sugerowanie, że w Polsce nie ma demokracji. Wszyscy doskonale wiedzą, jak wyglądały wybory, że demokracja w Polsce działa. Mowa o dwóch zupełnie innych postawach. Być może ci, którzy to zestawiają, nie są w stanie zrozumieć, że można robić rzeczy z troską o Polskę. Troski o wyjaśnienie tragedii smoleńskiej nie da się zestawić z kłamstwami dot. braku demokracji w Polsce.

Dziś Platforma krzyczy o braku demokracji i zagrożeniu dla wolności, ale jeszcze rok temu takie same słowa słychać było z ust polityków PiS. Przecież to PiS po wyborach samorządowych mówił, że demokracja w Polsce jest zagrożona. Czy to nie hipokryzja, że dziś oburzają się Państwo na PO?

Wybory samorządowe były przeprowadzone w sposób skandaliczny i niedopuszczalny. Do dziś nie wiadomo zresztą dlaczego. Zwróćmy uwagę, że wybory parlamentarne i prezydenckie wyglądały inaczej, były prowadzone pod kontrolą społeczną. Nikt nie kwestionuje ich wyników i przebiegu. Tymczasem jak się okazało w wyborach samorządowych oddano niemal 18 procent głosów nieważnych. W tegorocznych wyborach odsetek ten wynosił w granicach 2 procent. To jest skala zmian. To sprawia, że tych wyborów i sytuacji nie sposób porównywać.

PiS rozpoczął kadencję mocnym uderzeniem i szybkimi zmianami, które wywołują opór i spór. Rząd nie zaczął za mocno i szybko?

Trzeba zmieniać kraj. Polska jest w fatalnej sytuacji. Można oczywiście dbać tylko o wizerunek i nic nie robić. To jednak myśmy już przerabiali w ciągu ostatnich lat. My chcemy dokonać zasadniczych zmian. Nie robimy nic złego, reformujemy po prostu państwo. A krzyk i wrzawa medialna jest ogromna, ponieważ naruszyliśmy wiele interesów i grup interesów. Te grupy operowały korzystnie dla siebie przez ostatnie 8 lat, a czasem ostatnie 26 lat, a czasem… 72 lata, czyli od 1944 roku. My przecinamy te zjawiska i patologie. Najwyraźniej robimy to skutecznie. Krzyk bierze się z tego, że niektóre grupy interesów są zagrożone. To dobrze, będziemy kontynuować naszą pracę.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

« poprzednia strona
1234

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.