Lustracyjne trzęsienie ziemi? Sąd Najwyższy zdecyduje, czy lustracja obejmuje każdą współpracę z tajnymi służbami PRL, czy jedynie taką, która zmierzała do zwalczania opozycji, związków zawodowych, Kościołów lub łamania prawa do wolności słowa...

Fot. DocnetX/Wikimedia Commons
Fot. DocnetX/Wikimedia Commons

Według SN rodzi to pytanie nie o sens lustracji, lecz o ratio legis ustawy lustracyjnej.

Jeśli przyjąć, że został on sformułowany i wyrażony w preambule, to w konsekwencji wynikałoby, iż ustawodawca nie zamierzał ujawnić wszystkich informatorów, wywiadowców i szpiegów, którzy w przeszłości działali w innych państwach, współpracując np. z Zarządem II Sztabu Generalnego WP

— napisano.

Dlatego SN pyta, czy nieprzyznanie się do współpracy przez osobę, która nikogo nie rozpracowywała, a jedynie tłumaczyła i zbierała materiały dla wywiadu wojskowego PRL, może być uznane za działalność „w usprawiedliwionej nieświadomości bezprawności czynu zabronionego”.

Pierwszą ustawę lustracyjną Sejm uchwalił w 1997 r.; obecną - w 2006 r. Na jej mocy kandydaci do szeroko pojętych funkcji publicznych (urodzeni przed 1 sierpnia 1972 r.) składają oświadczenia, czy od 1944 r. do 1990 r. byli funkcjonariuszami, pracownikami lub tajnymi współpracownikami służb specjalnych. Ich prawdziwość bada pion lustracyjny IPN. Podejrzewając, że ktoś zataił związki ze służbami, kieruje sprawę do sądu. Osoba prawomocnie uznana za „kłamcę lustracyjnego” nie może na czas od 3 do 10 lat pełnić funkcji publicznych. Ustawa nie zakazuje pełnienia stanowisk tym, którzy przyznają się do związków ze służbami PRL - decyzja należy do tego, kto powołuje na dany urząd lub też do wyborców.

AM/PAP

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych