Loranty komentuje ustawę o policji autorstwa PiS: "Rządzący poszli pół kroku do przodu, a powinni wykonać cały krok". NASZ WYWIAD

Fot. Jakub Szymczuk/Fronda
Fot. Jakub Szymczuk/Fronda

Często słyszymy o wymaganiach wobec policji, a rzadziej o przekazaniu odpowiednich narzędzi. Jak pies ma ugryźć, skoro wybija mu się zęby? Takim zębem jest choćby kontrola internetu

— mówi portalowi wPolityce.pl nadkom. Dariusz Loranty, były negocjator policyjny.

wPolityce.pl: Jak ocenia pan ustawę o policji autorstwa PiS? Porządkowanie spraw, które nie były do tej pory regulowane czy też zamach na swobody obywatelskie?

nadkom. Dariusz Loranty (były negocjator policyjny): Chociaż nie jestem zwolennikiem PiS-u, to muszę przyznać, że jestem zdecydowanym zwolennikiem takich rozwiązań. Powiem więcej - rządzący poszli pół kroku do przodu, a powinni wykonać cały krok.

Co pan przez to rozumie?

Nowa władza usankcjonowała pewne rzeczy, ale policja i służby powinny otrzymać więcej uprawnień. Dochodzi bowiem do tak groteskowych sytuacji, że policja w naszym kraju nie może znaleźć kradzionego telefonu, ponieważ jest katalog przestępstw, w sprawie których można uruchomić kontrolę operacyjną, a telefon komórkowy jest przedmiotem o niskiej wartości. Policji pozostaje jedynie ściąganie billingów numeru, który zaginął, bo nie może ściągać numeru IP. Właśnie dlatego popieram działania rządzących w tej sprawie. To jednak wciąż za mało, bo powinien być rozszerzony katalog przestępstw, które podpadają pod kontrolę operacyjną.

Na jakie przestępstwa należałoby rozszerzyć wspomniany katalog?

Na każde. Zastrzegam jednak, że powinna być wprowadzona specyficzna forma kontroli. Trzeba przyznać, że trochę racji ma opozycja, która alarmuje, iż sądy okręgowe będą zawalone tymi sprawami. Po miesiącu żaden sąd nie będzie miał możliwości zajęcia się każdym przypadkiem. Jeśli policja chce schwytać przestępcę, funkcjonariusze powinni mieć możliwość podsłuchiwania osób, do których dzwonił. To zdecydowanie zwiększa skuteczność działania, ale niestety obecnie można podsłuchiwać tylko bandytę, który może przecież zasygnalizować, że będzie zmieniał numer.

A co z internetem?

W tym zakresie również jestem zwolennikiem zdecydowanych rozwiązań. Silne uprawnienia, które mają zapewnić bezpieczeństwo obywatelom, zawsze są wprowadzane kosztem ich osobistych wolności. Warto sobie postawić pytanie: po co mi wolność w sieci, skoro boję się wyjść na zewnątrz, gdzie czyhają na moje zdrowie i życie przestępcy? Niestety często słyszymy o wymaganiach wobec policji, a rzadziej o przekazaniu odpowiednich narzędzi. Jak pies ma ugryźć, skoro wybija mu się zęby? Takim zębem jest choćby kontrola internetu. Gdybym jednak miał taką możliwość, to wnioskowałbym o inną formę kontroli - wyrywkowej, prowadzonej choćby przez prokuraturę okręgową, żeby w trakcie tego procesu śledczy mogli zorientować się, czy rzeczywiście zachodzi potrzeba obserwacji danej osoby. Chciałbym też podkreślić, że nie jestem zwolennikiem wprowadzania ram czasowych do trzech miesięcy. Z doświadczenia wiem, że w przypadku osoby poszukiwanej czasami potrzeba aż 12 miesięcy! Czasami nawet 18 miesięcy nie wydaje się zbyt długim okresem, jeśli chodzi o kontrolę… Dlatego nie zgadzam się na nakładanie takiego kagańca. Przypominam, że ludzi z gangu Mutantów, którzy odpowiadali za strzelaninę w Parolach, wyłapano po 3 latach, a przecież nie był to jakiś supergang. Dopiero po 3-4 miesiącach od zdarzenia zaczęli odzywać się za pośrednictwem telefonów. Dziś telefon coraz częściej zastępuje skrzynka mailowa.

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych