Postępowców i "demokratów" w Polsce dopadł syndrom powszechnego ogłupienia

kozlowska-rajewicz.pl
kozlowska-rajewicz.pl

Powszechne ogłupienie wykorzystuje niezwykle rozpowszechnione i głębokie kompleksy. Wielu ludzi w Polsce, szczególnie ci, którzy identyfikują się jako „postępowi” i „demokraci”, uważa, że musi nieustannie przed jakimś niewidzialnym areopagiem zdawać jakieś egzaminy z europejskości, ogłady, kultury, inteligencji, fajności. A bez tego byliby Europejczykami pośledniej kategorii. Od kogokolwiek, kto przyjedzie z Zachodu muszą usłyszeć, że są europejscy, cywilizowani czy po prostu fajni. Znakomicie było to widać wtedy, gdy na Dworcu Centralnym w Warszawie ówczesna premier Ewa Kopacz od przypadkowych turystów z Kanady jak kania dżdżu oczekiwała potwierdzenia, że jest europejska, cywilizowana i fajna. Tylko ktoś z ogromnymi kompleksami może uważać, iż zdawkowy komplement czy grzecznościowa uwaga jakiegoś zagranicznego turysty go nobilituje i uszlachetnia, a bez tego jest po prostu nikim. To się też przekłada na chorobliwe wręcz śledzenie, czy w zagranicznych mediach jest jakakolwiek wzmianka o Polsce i w jakim ona jest duchu. Byle dziennikarski czy komentatorski pętak jest traktowany jak wyrocznia i arbiter, a jego nawet najbardziej ignoranckie czy głupie opinie o Polsce bądź jakimś aspekcie życia w naszym kraju są traktowane jak prawdy objawione.

Na powszechne ogłupienie w dużym stopniu składa się typowe dla ignorantów i dyletantów przekonanie o nieomylności. Głównie osoby mające wiedzę z trzeciej czy czwartej ręki i skromną praktykę w samodzielnym myśleniu są przekonane, że mają rację, i że tę rację opisuje kilka prostych, zwykle ideologicznych formułek podsuniętych im przez jakichś guru. Nie mają wątpliwości, bo wierzą w tych swoich guru, którzy dostarczają im uzasadnienia dla ich kolorowankowej w istocie wizji świata. To postawa typowa dla myślowego sekciarstwa, które rzeczywistość ustawia kilkoma prostymi jak walnięcie cepem schematami i kalkami. Przekonanie o nieomylności bazuje właśnie głównie na kalkach i kliszach myślowych. I zwykle temu przekonaniu towarzyszy odporność na argumenty i krytykę, a także odporność na wiedzę. Wystarczy, że się należy do jakiejś grupy, której przypisuje się pozjadanie wszelkich rozumów, choćby ograniczały się one do kilku wyjątkowo prymitywnych trywializmów. Tych rozumów oczywiście nie widać nawet pod mikroskopem elektronowym, bo ich po prostu nie ma. Jest wszechogarniający, uświęcony banał, o czym najlepiej świadczą na przykład wpisy na Twitterze jednego z guru tego towarzystwa, czyli Leszka Balcerowicza. Skądinąd „złote myśli” jego ucznia, Ryszarda Petru, nie są wcale lepsze. Uświęcony banał jest podawany we wszelkich odmianach, co ma stwarzać wrażenie, że mamy do czynienia z jakąś myślą, a nie trywialną kalką i schematem.

Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na ten aspekt powszechnego ogłupienia, który wiąże się z lękiem przed samodzielnym myśleniem. Samodzielność oznacza niepewność, wątpliwości, krytycyzm, nieustaną potrzebę kształcenia, weryfikowania. Innymi słowy, samodzielność wymaga wysiłku i nie gwarantuje poczucia intelektualnego spokoju czy też ciepełka. Łatwe jest tylko powtarzanie trywialnych formułek i odwoływanie się do jakichś guru, którzy przygotowują myślowe gotowce dla oczekujących tego adeptów. Ale łatwość wiąże się z tandetą myślową, która po kolejnym przemieleniu staje się jeszcze większą tandetą. Słuchając różnych mówców podczas manifestacji 12 i 19 grudnia 2015 r. miałem wrażenie obcowania wyłącznie z wielokrotnie przemieloną i przeżutą tandetą myślową. I to jest podstawowa karma dzisiejszych postępowców i „demokratów”. A skoro tylko to jest w obiegu, proces powszechnego ogłupienia staje się czymś w rodzaju pętli, z której nie sposób się wydostać. To dlatego debata publiczna w Polsce jest taka karykaturalna, antagonizująca i niekonkluzywna. To po prostu ewidentny skutek procesu powszechnego ogłupienia.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych