Bronisław Komorowski niczym król lasu. Przez ponad rok jeździł po kraju z łopatą w ręku i dębową sadzonką pod pachą. To był zwykły propagandowy teatr. Wszyscy za niego zapłaciliśmy
— piszą Marcin Wikło i Marek Pyza w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”.
Autorzy piszą o niezwykłych propagandowych zabiegach gabinetu byłego prezydenta:
PRL-owskie malowanie trawy na zielono można nazwać niewinnym PR-owskim żartem w porównaniu z tym, co w III RP wyczyniano, aby promować Bronisława Komorowskiego. Akcja sadzenia „Dębów Wolności” i udział w niej wszystkich regionalnych dyrekcji Lasów Państwowych to operacja, która trwała ponad rok i pochłonęła setki tysięcy złotych z publicznej kasy. Leśnicy z całej Polski zostali zmuszeni do pracy na rzecz reelekcji prezydenta. Za każdym razem wyglądało to mniej więcej tak samo. Sadzonka, łopata, tablica, oficjele. I mądre słowa prezydenta. „Aby była ta wolność jak najbujniejsza, a jednocześnie jak najmocniejsza. Jednocześnie jak najpiękniejsza i jak najmądrzejsza”
— przypominają Marek Pyza i Marcin Wikło.
PR-owe sztuczki i mądrości prezydenta nie były jedynymi atrakcjami leśnych wojaży Bronisława Komorowskiego. Całą akcja miała również odpowiednią otoczkę:
Na stronie Lasów Państwowych czytamy, że akcja sadzenia „Dębów Wolności” była „symboliczną pamiątką obchodów 25. rocznicy odzyskania wolności, a także 90-lecia Lasów Państwowych”. Drzewa miały być sadzone „w miejscach związanych z historycznymi wydarzeniami sprzed ćwierćwiecza”. Lubelski przypadek niekoniecznie spełnia te kryteria, bo park Ludowy powstał w „czynie społecznym” — czyli pod komunistycznym przymusem wobec obywateli — w latach 50.
— czytamy.
W przedsięwzięcie zaangażowane zostały regionalne dyrekcje Lasów Państwowych. Jest ich 17. Nadleśnictwa z całej Polski przygotowywały kilka lokalizacji, a Pałac Prezydencki decydował, które będą najdogodniejsze dla pierwszego obywatela. Leśnicy mieli dostarczyć na miejsce sadzonki i obeliski pod tablice. Dyrekcja generalna LP twierdzi, że koszt pojedynczej imprezy wynosił średnio 2,4 tys. zł. To niewiele, ale diabeł — jak zwykle — tkwi w szczegółach. Jak się dowiedzieliśmy, np. w Brodnicy wydano 6 199,90 zł, w Wiśle — 4 150 zł, a w Katowicach — 10 946 zł (na trzy dęby). W sumie akcja kosztowała LP co najmniej 100 tys. zł. Pozyskano je z budżetu Centrum Informacyjnego Lasów Państwowych — odrębnej jednostki w centrali, która koordynowała prezydencką operację. Osobiście pilnował jej dyrektor CILP Mariusz Turczyk. To on miał być częstym gościem w Pałacu Prezydenckim, gotowym do spełniania zachcianek Bronisława Komorowskiego w ramach akcji „Dęby Wolności”
— czytamy.
Więcej o kosztach „dębowego tournée” w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”, w sprzedaży od 7 grudnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/274405-w-najnowszym-tygodniku-wsieci-krol-zoledny-czyli-kulisy-wycieczek-ex-prezydenta-do-lasu-z-debowymi-sadzonkami