Kim są dzisiejsi obrońcy demokracji w Polsce i dlaczego tak paskudnie nam się kojarzą

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Marcin Obara
fot. PAP/Marcin Obara

Najpierw konieczne uściślenie, żeby nam się demokracja nie pomyliła z faszyzmem, o co jest bardzo łatwo w czasach medialnego zamętu. Poza wszystkim bowiem przykro nam będzie i niekomfortowo z powodu takiej omyłki, bo zaraz jakiś Financial Times czy inny Der Spiegel posądzi nas o rewizjonizm albo zgoła o prawicowe odchylenie.

Otóż z demokracją mamy do czynienia, kiedy nasza partia dysponuje większością czternastu członków w piętnastoosobowym Trybunale Konstytucyjnym. Wtedy obrońcy demokracji siedzą cicho, bo co tu pyskować, skoro demokracja tryumfuje na całej linii, nieprawdaż? Natomiast, gdy jakaś inna partia chce mieć pięciu członków w tym samym Trybunale Konstytucyjnym…no, to wtedy jest zwyczajny faszyzm, rzecz jasna. I to fundamentalne rozróżnienie powinniśmy mieć w głowie cały czas, gdyż inaczej nie pojmiemy otaczającej nas rzeczywistości.

Po tym niezbędnym ustaleniu kryteriów demokracji wracam do naszych baranów, czyli charakterystyki obecnych obrońców demokracji w Polsce. Reaktywowali się oni po  zwycięstwie wyborczym partii opozycyjnej nad partią rządzącą, co już samo w sobie jest kpiną z demokracji. Oczywiście, ja tu nie zamierzam wdawać się w socjologiczne opisy tej grupy, zadowolę się starożytną metodą znaną z Biblii, czyli po owocach ich poznacie, co w tym przypadku oznacza stosunek do pewnych newralgicznych tematów.

Przede wszystkim pamiętajmy, że demokracji przed Jarosławem Kaczyńskim bronią ci sami ludzie, którzy w przeddzień wielkiego święta Polaków, rocznicy odzyskania niepodległości, wygłosili na swoich łamach pochwałę okupacji Polski przez zaborców. To jest pierwszy przyczynek, który daje pojęcie o ich stosunku do narodu polskiego. Tutaj zbyteczny jest komentarz, ten jeden fakt stanowi zarówno ocenę, jak i podsumowanie, przedstawia pełny obraz ich relacji z narodem, ojczyzną, patriotyzmem.

Następnym motywem w tym opisie musi być stosunek do demokracji sensu stricte. Najlepsze wydaje mi się tutaj odniesienie do Władimira Władimirowicza Putina. Bo to jest tak, że dzisiaj najbardziej zagorzałymi obrońcami demokracji w Polsce są ludzie, którzy jeszcze pięć lat temu, tuż po tragedii smoleńskiej chcieli się pojednać z putinowską Rosją. Chcieli to mało powiedziane, oni zaślinili się w nieprzytomnym zachwycie nad dobrocią kagiebisty. I nie myślcie, że oni nie zdawali sobie sprawy, iż rosyjskie elity władzy są niemal całkowicie zdominowane przez dziedziców zbrodniczych tradycji KGB. Doskonale to wiedzieli, ale parli do pojednania, a nawet byli gotowi złożyć każdą ofiarę na ołtarzu pojednania z Putinem. To nam wyjaśnia kwestię, jaką demokrację chcieliby w Polsce zaprowadzić dzisiejsi obrońcy demokracji przed Kaczyńskim.

Demokracji w tym rozumieniu bronią także typy w rodzaju biłgorajskiego nihilisty, który jest tu wręcz symbolem najdzikszego, wręcz jaskiniowego, antykościelnego hejtu. Doskonale wiedzą, że Kościół w Polsce jest nie tylko instytucją religijną, lecz także narodową; że jest nierozerwalnie związany z polską tożsamością. W roli obrońców demokracji występują w olbrzymiej większości te środowiska, którym wiara Polaków jawi się jako największa przeszkoda w rozprawie z polskością. Taka specyficzna demokracja nihilistyczna – bez serca, bez ducha, bez tożsamości. Oni właśnie pouczają nas, jak powinna wyglądać demokracja.

Obrońcy demokracji przed Kaczyńskim mają problem z rzekomą nieufnością polskiego społeczeństwa. Gazeta lansująca obronę demokracji użycza łamów uczonemu profesorowi, który daje prostą receptę, jak przełamać nieufnośc Polaków. Trzeba wyrwać dzieci z rodziny – mówi dyżurny socjolog . Dosłownie wyrwać, nic nie nie przesadzam. To byłaby kolejna cecha demokracji, którą obrońcy chcą w Polsce zaimplementować – zabiorą nam dzieci i wychowają ich na postępowych, światłych komsomolców w rodzaju Pawlika Morozowa. I bądźmy pewni, że kiedy już nie daj Boże obronią tę „demokrację”, to Trybunał Konstytucyjny zadba, abyśmy jako rodzice nie wtrącali się do wychowania naszych dzieci.

Pamiętajmy także, z kim przestaje dzisiaj duchowy wódz obrońców demokracji przed Kaczyńskim, jakie wzory osobowościowe promuje, kogo nam poleca jako przykłady do naśladowania. A mianowicie – naczelnego ubeka jako uosobienie honoru; sowieckiego namiestnika jako polskiego patriotę i goebbelsowskiego propagandzistę do towarzystwa. Bo on nie tylko stoi dzisiaj tam, gdzie kiedyś stało ZOMO, ale jeszcze poczytuje to sobie za zasługę. Taki już ma „demokratyczny” feblik.

Pamiętajmy, kiedy słuchamy egzaltowanych okrzyków obrońców demokracji, że zachęca ich do wyjścia na ulicę bankster, niegdysiejszy promotor bandyckich kredytów. Miejmy świadomość, że  okrzyki w tłumie intonuje telewizyjna menda stanu wojennego. Wiedzmy, że aktywistą jest tam były minister, który załatwił sobie lewe pozwolenie na broń – chyba jedyny taki przypadek w dziejach resortu sprawiedliwości. Oporniki wpinają sobie w klapę były pezetpeerowski aparatczyk i pożyteczny idiota z teatru wystawiającego pornografię. Twarzą obrońców demokracji jest psychopatyczny poseł, który z ochotą udziela się propagandowej tubie Kremla. Tacy właśnie ludzie bronią w Polsce demokracji przed Jarosławem Kaczyńskim.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych