Mój Boże, kto nami rządził… Oni naprawdę wierzyli w Kiszczaka

fot. ro.com.pl
fot. ro.com.pl

Czy istnieją granice paradoksalnego zjawiska – politycznego kretynizmu inteligentnych skądinąd ludzi? Chyba nie istnieją.

Można wysnuć taki wniosek po lekturze (znów paradoksalnie: bardzo interesującego) wywiadu z Waldemarem Kuczyńskim, zamieszczonego w ostatnim „Plusie-Minusie”.

Kuczyński, w latach 89-90 szef doradców premiera Mazowieckiego, mówi tam, że 

„Czesław Kiszczak znalazł się w rządzie na usiloną prośbę Tadeusza”, głównie dlatego że „gwarantował kontrolę nad strukturami siłowymi. I rzeczywiście wykonał ją dobrze, z wyjątkiem ognisk, w których płonęły akta MSW. Długo o tym nie wiedzieliśmy (…) Mimo palenia akt Kiszczak jeszcze zostałby w rządzie, gdyby nie odnalezienie akt Grzegorza Przemyka. To była obrzydliwa historia. Próba wrobienia Bogu ducha winnych ludzi w zabójstwo. (…) Obaj z Tadeuszem spędziliśmy całą noc, czytając materiały, i nad ranem było dla nas jasne, że Kiszczak będzie musiał odejść. Na różnych dokumentach były jego dyspozycje świadczące, iż on wszystko aprobował”.

Nie, nie chodzi mi o to, że Kuczyński broni ówczesnej linii porozumienia z postkomunistami. To wybór polityczny. Nie chodzi mi też o lekceważenie niszczenia akt (mimo ujawnienia tego procederu Kiszczak mógł, jak się okazuje, pozostać na czele resortu spraw wewnętrznych). To też wybór polityczny.

Chodzi mi o powód, dla którego ostatecznie generał musiał pożegnać się z Rakowiecką. Kuczyński wydaje się szczery – powodem było oburzenie premiera i jego czołowego zausznika, którzy dowiedzieli się w sposób nie pozwalający na wątpliwości, iż Kiszczak uczestniczył w kryciu zabójców Przemyka i owo krycie organizował. Dla Mazowieckiego i Kuczyńskiego było to najwyraźniej ogromnym i przy tym niezwykle przykrym zaskoczeniem.

Kuczyński miał wtedy lat 51, a Mazowiecki – 63. Obaj spędzili prawie całe życie w PRL. Obaj byli opozycjonistami. I oto okazuje się, że fakt iż długoletni szef politycznej policji dyktatury ma coś poważnego na sumieniu – zaskakuje ich. Jest dla nich smutną niespodzianką. Nie sądzili, że coś takiego może być możliwe. Naprawdę uważali Kiszczaka za miłego, pragmatycznego urzędnika. Za kogoś mniej więcej takiego, jak oni sami…

I to już nie jest kwestia wyboru politycznego. W ramach wyboru politycznego można bowiem grać z bandytą, można go uważać za użytecznego, można go nawet popierać. Ale jeśli grający przy tym nie dostrzega, z kim ma do czynienia, jeśli nie wie, kim jest jego partner, choć całe życiowe i polityczne doświadczenie powinno go wyposażyć w wiedzę na ten temat…

To trudno nie określić tego ostrymi słowami, których użyłem w pierwszym zdaniu tego tekstu. I nie stwierdzić, że polityczna samozagłada środowiska Kuczyńskiego i Mazowieckiego była przesądzona od początku. Nie może bowiem dłużej funkcjonować politycznie poza marginesem ktoś, kto potrafi aż do tego stopnia fałszywie, a przy tym życzeniowo postrzegać świat.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.