Prof. Zoll musiał wiedzieć, że odchodząca władza z PO robi zamach na TK. Dlatego milczał

Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

Musiałem sprawdzić w konstytucji i ustawach, czy coś się nie zmieniło z ustrojem Polski, bo wieczorem 1 grudnia byłem przekonany, że żyjemy w monarchii. A królem jest prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, były rzecznik praw obywatelskich i były szef Państwowej Komisji Wyborczej. Gdyby profesor Zoll powiedział narodowi tylko to, jak i co ma myśleć, byłoby pół biedy, bo to każdy może. I każdy sam ponosi odpowiedzialność za ośmieszanie się. Ale prof. Zoll pouczył wszystkich pętaków będących obecnie u władzy w Polsce, że na niczym się nie znają i fatalnie wykonują swoje funkcje. I mniej więcej powiedział, co powinno się zrobić, żeby on był zadowolony. Ponieważ wcześniej prof. Zoll nie wypowiadał się tak kompleksowo i autorytatywnie o żadnej władzy urzędującej w RP III, i nie mówił, jakie są warunki brzegowe, żeby uznał on, iż spełnione są jego wysokie kryteria, przyjąłem, że właśnie został królem. Tylko król, ewentualnie cesarz jest bowiem w stanie i prawie ustawić na baczność wszystkie władze w Polsce i wskazać im swoje wymagania.

Prof. Zoll musiał interweniować z wysokości swego prawniczego, czyli najwyższego majestatu i autorytetu, bo władzę w Polsce przejęli nie ci, co trzeba. Gdy rządziła PO i naginała wszystko, co dało się nagiąć, przegiąć i wygiąć, profesor Zoll godnie milczał. No, ale wtedy nie musiał stawać się królem, gdyż wszyscy wiedzieli, jaki jest naturalny i uświęcony porządek rzeczy. Tym bardziej wiedzieli, że to prof. Zoll pisał im najpierw prawo karne, a potem pracował nad nową ustawą o Trybunale Konstytucyjnych, który poprzednia władza przyjęła niemal w ostatniej chwili. Za te prace nad zreformowanym TK bardzo chwalił prof. Zolla obecny prezes trybunału prof. Andrzej Rzepliński. Jest zatem oczywiste, że zmieniona w czerwcu 2015 r. ustawa o TK nie może mieć żadnych istotnych wad. Wprawdzie grzebali przy niej posłowie, ale prezes Rzepliński uznał, że dzieło wyszło z tego obronną ręką. I to dzieło jest przyczyną wielkiej zadymy, bo na jego podstawie PO wybrała sobie awansem nowych członków TK. Czy w tej sytuacji prof. Zoll mógł powiedzieć złe słowo o nowej ustawie czy o samym trybunale? Oczywiście, że nie. Czy powinien się wypowiadać o własnym dziecku, choćby tylko przysposobionym? Oczywiście, że tak, ponieważ prof. Zoll może się wypowiadać o wszystkim bez wyjątku. Jego po prostu nie dotyczą żadne ograniczenia i z definicji nigdy nie popada w konflikt interesów.

Jako król Polski prof. Zoll słusznie wytknął parlamentowi, prezydentowi i rządowi, że prowadzą Polskę ku Białorusi, a nawet w Warszawie może jest już gorzej niż w Mińsku. Prof. Zoll to wie, bo na Białorusi rządzi nieobyty satrapa w gumofilcach, a on jest królem oświeconym, co najmniej tak jak Stanislaw August Poniatowski. I taki oświecony władca od razu widzi, że nad Wisłą nadchodzi totalitaryzm i tyle. Jedyną demokratyczną instytucją na tym zamordystycznym padole był Trybunał Konstytucyjny, ale uzurpatorzy z PiS się na niego zamachnęli. No i ostani bastion demokracji pada, więc Jego Wysokość prof. Zoll nie może się temu bezczynnie przyglądać. Dlatego alarmuje, poucza i wzywa do opamiętania. I wyznacza standardy, bo jako król i najwyższy autorytet prawny ma bezpośredni kontakt i gorącą linię nie tylko z prawniczym absolutem, ale z wszystkim, co można sobie wyobrazić jako byt najwyższy. A Trybunał Konstytucyjny w dotychczasowej formie był ziemską (i szczęśliwym zbiegiem okoliczności także polską) emanacją najwyższego bytu. Choćby dlatego, że prof. Zoll był w latach 90. jego prezesem, a ostatecznie pomagał uczynić go instytucją doskonałą.

Pożartowałem, a teraz kilka zdań poważnie. Zajadłość i histeria rozpętane wokół nowej ustawy o TK pokazują, że spodziewająca się wyborczej klęski władza PO-PSL chciała sobie zostawić taki przyczółek i bastion, z którego można by paraliżować wszystkie władze i uniemożliwiać im rządzenie. To, co zrobiono z TK nie było żadnym przypadkiem czy skutkiem ubocznym. Było absolutnie świadomie zaplanowane przez polityków PO. I ten plan musiał być widoczny dla każdego jako tako rozgarniętego prawnika, a już obowiązkowo dla sędziów Trybunału Konstytucyjnego, kandydatów na sędziów i oczywiście jego dawnych prezesów, w tym prof. Andrzeja Zolla. Gdyby chodziło o demokrację i niezależność TK, wszyscy oni powinni bić na alarm, bo mieliśmy do czynienia ze skrajnym upolitycznieniem trybunału. Ale na alarm nikt nie był, czyli uznano, że takie skrajne upolitycznienie jest po prostu niezbędne. Miała to być ta bomba zostawiona w systemie, żeby nic istotnego nie dało się zrobić. Nic dziwnego, że nowa władza chciała tę bombę rozbroić. Styl tego rozbrajania to już zupełnie inna sprawa, co nie zmienia faktu, że ta bomba została podłożona. I to jest istota sprawy, a nie dyrdymały o zagrożeniu demokracji, zamordyzmie i drugiej Białorusi.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych