Bardzo ciekawą grę prowadzą Niemcy z Polską rządzoną przez prezydenta Andrzeja Dudę i gabinet Prawa i Sprawiedliwości z premier Beatą Szydło. Jest ona ciekawa ze względu na to, kto ją prowadzi i z kim.
Jest znamienne, że żaden polityk rządu kanclerz Angeli Merkel nie atakuje polskiego prezydenta, pani premier, PiS czy choćby Jarosława Kaczyńskiego. Robią to niemieckie media, różne redakcje w Polsce mające niemieckich właścicieli (ale także te, których Niemcy nawet nie muszą bardzo podpuszczać, choć nie są ich właścicielami), a przede wszystkim przewodniczący Parlamentu Europejskiego Niemiec Martin Schulz i niewielka grupa jego kolegów eurodeputowanych. Jest też znamienne, że dość powściągliwe są niemieckie środowiska opiniotwórcze i naukowe, choć pojedyncze wyskoki się zdarzają.
Angela Merkel jest zbyt mądra, doświadczona i ma za dużo wewnętrznych problemów, żeby wojować z nowym polskim rządem, prezydentem czy parlamentem. Jest też dla niej oczywiste, że wszczynanie jakichkolwiek wojenek na początku kadencji polskich władz byłoby wyjątkowo głupie. Co nie znaczy, że różni niemieccy politycy, a pewnie także różne niemieckie służby nie inspirują czy nie wpływają na to, co się mówi o nowych polskich władzach oraz rządzącej partii.
Główne uderzenie wzięły na siebie niemieckie media. I każdy, kto ma o nich jakąś wiedzę oraz orientuje się, że nieprzypadkowo pod względem własnościowym są w pełni niemieckie, ten łatwo zauważy, że w ważnych dla Niemiec sprawach i interesach ich główne media są wręcz jednolitofrontowe. I odwalają za rząd brudną robotę, jakich bajek nie opowiadano by o ich niezależności. Media atakują, a politycy i różne państwowe agencje Niemiec obserwują reakcje i skutki. To różni niemieckie media od tych działających w Polsce, skądinąd w dużej części należących do niemieckiego kapitału.
W Niemczech w istotnych sprawach, szczególnie w kwestiach polityki zagranicznej, obronnej i bezpieczeństwa nie atakuje się własnego rządu, niezależnie od sympatii politycznych szefów tych mediów oraz najważniejszych dziennikarzy.
Prof. Zdzisław Krasnodębski w wywiadzie dla naszego portalu był chyba zbyt łaskawy dla niemieckich dziennikarzy. Oni są stronniczy, agresywni i niesprawiedliwi wobec nowych polskich władz nie tyle z powodu niedokształcenia, ile bardzo celowo, a wręcz z premedytacją. Wcześniej bardzo konsekwentnie chwalili rządy PO i Bronisława Komorowskiego za każde działanie konformistyczne wobec Niemiec czy miękkie, jeśli chodzi o polski interes narodowy. Wiedzieli, że tamta władza miała ogromne kompleksy i wręcz łaknęła każdej pochwały, szczególnie z Niemiec. I tamta władza została sprowadzona do roli jeśli nie ratlerka, to przynajmniej kamerdynera Berlina. To było konsekwentne i bardzo skuteczne wychowywanie sobie klakierów i tchórzy. I oni naprawdę bali się, że jakieś niemieckie czy europejskie medium ich skrytykuje, a przez to wypadną z łask. Akceptowana przez polityków PO tresura opłacała się, także materialnie. Przede wszystkim opłaciła się Donaldowi Tuskowi, który za takie zachowanie zgarnął główną premię. Ale opłaciła się też wielu innym politykom PO, nagradzanym, odznaczanym i zapraszanym na wykłady, odczyty czy do dobrze opłacanych projektów i przeróżnych rad.
CIĄG DALSZY NA NASTĘPNEJ STRONIE.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Bardzo ciekawą grę prowadzą Niemcy z Polską rządzoną przez prezydenta Andrzeja Dudę i gabinet Prawa i Sprawiedliwości z premier Beatą Szydło. Jest ona ciekawa ze względu na to, kto ją prowadzi i z kim.
Jest znamienne, że żaden polityk rządu kanclerz Angeli Merkel nie atakuje polskiego prezydenta, pani premier, PiS czy choćby Jarosława Kaczyńskiego. Robią to niemieckie media, różne redakcje w Polsce mające niemieckich właścicieli (ale także te, których Niemcy nawet nie muszą bardzo podpuszczać, choć nie są ich właścicielami), a przede wszystkim przewodniczący Parlamentu Europejskiego Niemiec Martin Schulz i niewielka grupa jego kolegów eurodeputowanych. Jest też znamienne, że dość powściągliwe są niemieckie środowiska opiniotwórcze i naukowe, choć pojedyncze wyskoki się zdarzają.
Angela Merkel jest zbyt mądra, doświadczona i ma za dużo wewnętrznych problemów, żeby wojować z nowym polskim rządem, prezydentem czy parlamentem. Jest też dla niej oczywiste, że wszczynanie jakichkolwiek wojenek na początku kadencji polskich władz byłoby wyjątkowo głupie. Co nie znaczy, że różni niemieccy politycy, a pewnie także różne niemieckie służby nie inspirują czy nie wpływają na to, co się mówi o nowych polskich władzach oraz rządzącej partii.
Główne uderzenie wzięły na siebie niemieckie media. I każdy, kto ma o nich jakąś wiedzę oraz orientuje się, że nieprzypadkowo pod względem własnościowym są w pełni niemieckie, ten łatwo zauważy, że w ważnych dla Niemiec sprawach i interesach ich główne media są wręcz jednolitofrontowe. I odwalają za rząd brudną robotę, jakich bajek nie opowiadano by o ich niezależności. Media atakują, a politycy i różne państwowe agencje Niemiec obserwują reakcje i skutki. To różni niemieckie media od tych działających w Polsce, skądinąd w dużej części należących do niemieckiego kapitału.
W Niemczech w istotnych sprawach, szczególnie w kwestiach polityki zagranicznej, obronnej i bezpieczeństwa nie atakuje się własnego rządu, niezależnie od sympatii politycznych szefów tych mediów oraz najważniejszych dziennikarzy.
Prof. Zdzisław Krasnodębski w wywiadzie dla naszego portalu był chyba zbyt łaskawy dla niemieckich dziennikarzy. Oni są stronniczy, agresywni i niesprawiedliwi wobec nowych polskich władz nie tyle z powodu niedokształcenia, ile bardzo celowo, a wręcz z premedytacją. Wcześniej bardzo konsekwentnie chwalili rządy PO i Bronisława Komorowskiego za każde działanie konformistyczne wobec Niemiec czy miękkie, jeśli chodzi o polski interes narodowy. Wiedzieli, że tamta władza miała ogromne kompleksy i wręcz łaknęła każdej pochwały, szczególnie z Niemiec. I tamta władza została sprowadzona do roli jeśli nie ratlerka, to przynajmniej kamerdynera Berlina. To było konsekwentne i bardzo skuteczne wychowywanie sobie klakierów i tchórzy. I oni naprawdę bali się, że jakieś niemieckie czy europejskie medium ich skrytykuje, a przez to wypadną z łask. Akceptowana przez polityków PO tresura opłacała się, także materialnie. Przede wszystkim opłaciła się Donaldowi Tuskowi, który za takie zachowanie zgarnął główną premię. Ale opłaciła się też wielu innym politykom PO, nagradzanym, odznaczanym i zapraszanym na wykłady, odczyty czy do dobrze opłacanych projektów i przeróżnych rad.
CIĄG DALSZY NA NASTĘPNEJ STRONIE.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/273480-rzad-merkel-nie-atakuje-rzadu-pis-bo-robia-to-za-niego-niemieckie-media-i-uzyteczni-idioci-w-polsce