Oligarchowie konstytucyjni. Czy sędziowie Trybunału Konstytucyjnego są nadludźmi?

fot.PAP/Tomasz Gzell
fot.PAP/Tomasz Gzell

Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego napisali ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. Po czym wręczyli ją prezydentowi Komorowskiemu, który przekazał do uchwalenia Sejmowi, w którym większość stanowiła koalicja, z której prezydent się wywodzi. Konstytucyjność tak pluralistycznie poczętego prawa będzie teraz badana przez jego twórców, czyli przez tych samych sędziów TK.

W odczuciu prof. Andrzeja Zolla Trybunał może orzekać o ustawach dotyczących Trybunału, gdyż jest on:

strażnikiem naszych wolności i praw, a ustawy nie dotyczą Trybunału, lecz nas wszystkich.

Tymczasem, jeśli chodzi o odczucia sędziów, to precedensy są bardzo mroczne. W 1934 roku sędziowie Trzeciej Rzeszy przyznali sobie prawo orzekania w imieniu narodu – stworzyli kategorię prawną „zdrowe odczucie narodu” i wedle niej orzekali. Jakie były konsekwencje tego orzekania, to wiadomo.

Ja nie twierdzę, że zaraz będziemy wieszani na rzeźnickich hakach, ale już „stwierdzenie przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej” może przyjść sędziom tak wybranego Trybunału Konstytucyjnego bardzo łatwo, bo przecież nie bez kozery zapisali sobie takie prawo w ustawie.

Jeśli chodzi o społeczną ocenę sądownictwa w Polsce albo bardziej ogólnie, o ocenę tak zwanego - za przeproszeniem - wymiaru sprawiedliwości, to Polacy są tego samego mniej więcej zdania co wicepremier Jarosław Gowin, który wyraził tę opinię, będąc jeszcze wschodzącą gwiazdą Platformy Obywatelskiej w lutym 2008 roku:

Prawo w Polsce jest wydmuszką, za którą kryje się rzeczywistość nie mająca nic wspólnego z moralnością, sprawiedliwością, zasadami państwa prawa.

Pięknie i jakże prawdziwie, a musiało być prawdziwie, bo nikt z czcigodnych konstytucjonalistów i koryfeuszy prawa nie wdeptał wówczas Gowina w ziemię. Wszystkie autorytety konstytucyjne wtedy przymilnie milczały, bo dobrze wiedzieli, kto dysponuje kluczem do pokoju, w którym leżą pieniądze, stanowiska i zaszczyty. Wiadomo bowiem było każdemu konstytucjonaliście, że jak Platforma Obywatelska mówi o fatalnym stanie prawa, to tylko mówi, a jak mówi, że zabierze pieniądze, to na pewno zabierze.

Dzisiaj Gowin zostałby za te słowa sponiewierany, gdyż PiS naprawdę zamierza zmienić stan rzeczy, a nie tylko o tym mówić, a to stanowi dla prawniczych bonzów fundamentalną różnicę i można to nawet zrozumieć. Ten sam syndrom co czcigodni konstytucjonaliści przeżywa zresztą czerska gazeta, która także posiada bolesną świadomość, że z nastaniem rządu PiS skończył się czas dolce vita za pieniądze ze spółek skarbu państwa.

Zgiełk wokół rzekomego upolitycznienia Trybunału Konstytucyjnego, który przecież jest konstytucyjnie upolityczniony od zawsze, byłby groteskowy, gdyby nie fakt, że kryją się za nim prawdziwe konfitury. I to są konfitury na tyle smaczne, że „autorytety” gotowe są brnąć w groteskę i śmieszność. Już sam ten fakt może dowodzić, że czcigodni konstytucjonaliści mają bardzo prozaiczne motywacje, delikatnie rzecz ujmując.

Dowiadujemy się dzisiaj także, iż sędziowie TK stanowią specyficzny, całkowicie odmienny gatunek człowieka. Ludzie ci bowiem po wybraniu ich w skład TK doznają cudownego przemienienia. Przede wszystkim dostają amnezji i znikają im wszystkie poglądy, które dotychczas posiadali. Przestają odróżniać ulubione partie polityczne od nielubianych, doznają łaski nieskończonego obiektywizmu i nawet przestają rozumieć pojęcie stronniczości. Jednym zdaniem, nowo powołani sędziowie TK ze zwykłych wyrobników podatnych na korupcję oraz wszelkie ludzkie słabości przemieniają się w konstytucyjne anioły.

Z takiego, wyłącznie metafizycznego widzenia prof. Zoll może rzeczywiście mieć rację, kiedy twierdzi, iż Trybunał, w którym olbrzymią większość stanowią wybrańcy jednej partii PO, jest strażnikiem „naszych praw”. Tak, taki Trybunał jest faktycznie strażnikiem praw prof. Zolla i konstytucjonalistów, którzy siedzieli cichutko jak myszki pod miotłą, gdy prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński na zamówienie partii rządzącej wypichcił niekonstytucyjną ustawę, a teraz będzie oceniał jej konstytucyjność. Trzeba być bezgranicznie bezczelnym, żeby twierdzić, że ma takie prawo.

Stąd bierze się rzekoma obrona państwa prawa, które dotyczy nas wszystkich, lecz co jest praworządne, a co nie jest, to już mogą orzekać wyłącznie, ci którzy to prawo napisali, czyli prof. Zoll i jego koleżkowie w togach. To zupełnie tak samo, jak ci sędziowie z Trzeciej Rzeszy, którzy posiedli na wyłączność rozumienie „zdrowego odczucia narodu” i przyznali sobie patent na jego wykładnię.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.