Skandal! Dane polskich żołnierzy trafiły do niemieckiej firmy! Przez bezmyślność byłej wiceminister z PSL?

Fot. PAP/Tomasz Waszczuk
Fot. PAP/Tomasz Waszczuk

Osobowe i genetyczne dane polskich policjantów, celników, pograniczników, BOR-owców i żołnierzy - w tym tych na misjach zagranicznych - trafiły do bazy DKMS, niemieckiej firmy z Ulm, i są zawiadywane przez niemiecką instytucję rządową. Stało się to za zgodą, a nawet namową polskich władz - alarmuje dziennik.pl.

Pod koniec maja żona 30-letniego żołnierza chorującego na białaczkę zamieściła na Facebooku apel o rejestrowanie się w bazie dawców, podając link do Poltransplantu, polskiej instytucji podległej Ministerstwu Zdrowia. Akcję wsparła Beata Oczkowicz z PSL, ówczesna wiceminister obrony narodowej w rządzie Ewy Kopacz. W lipcu 2015 r. wszystkie jednostki wojskowe otrzymały list z pieczęcią MON, w którym Oczkowicz zachęcała żołnierzy do zostania potencjalnymi dawcami szpiku i rejestrowania się w niemieckiej firmie DKMS. W treści listu, opublikowanego przez dziennik.pl, można przeczytać m.in.:

Żołnierze to jedna wielka rodzina, która w służbie kieruje się zasadą jedności w myśl słów „nigdy nie zostawiamy swoich”. Mając powyższe na uwadze zwracam się z uprzejmą prośbą o dołączenie do akcji rejestracji potencjalnych Dawców komórek macierzystych i szpiku dedykowaną wieloletniemu żołnierzowi (…)

I dalej:

Centrum, wspólnie z Fundacją DKMS, zorganizowało akcję rejestracji, a tym samym pomocy swojemu koledze w mieście (…) Proszę o rozważenie możliwości organizacji podobnej akcji w miastach garnizonów, którymi dowodzicie, przy współudziale Szef Wojewódzkich Sztabów Wojskowych.

(…)

Uprzejmie proszę o informację zwrotną do mojego sekretariatu, czy podejmą się Panowie realizacji takiego przedsięwzięcia

— kończy Oczkowicz, podając dane osoby z fundacji DKMS upoważnionej do kontaktów w powyższej sprawie.

W sumie od lipca w jednostkach wojskowych na terenie całego kraju odbyły się 23 akcje, w których żołnierze zgłaszali się jako potencjalni dawcy szpiku .

Była wiceminister obrony Beata Oczkowicz przyznaje dziś w rozmowie z dziennik.pl, że… nawet nie sprawdziła w przepisach, czy żołnierze Wojska Polskiego mogą przekazywać swoje dane personalne i genetyczne niemieckiej firmie.

Nie, nie sprawdzałam. Uważałam, że jest to akcja pomocy żołnierzowi i ci co będą chcieli, to się w to włączą

— wyjaśnia Oczkowicz.

Jak tłumaczy, chodziło jej „nie tyle o to, by to żołnierze stali się dawcami szpiku, ile mieszkańcy konkretnych miast”. Brzmi to całkowicie niewiarygodnie, zważywszy na jednoznaczność sformułowań, jakich użyła w liście do wojskowych. Twierdzi też, że gdyby przepisy nie pozwalały na przekazanie danych żołnierzy, dowódcy jednostek nie zorganizowaliby takiej akcji.

Dlaczego resort obrony wybrał niemiecką firmę, a nie polską instytucję podległą Ministerstwu Zdrowia? Oczkowicz przyznaje, że nawet nie wiedziała o istnieniu Poltransplantu.

Była wiceminister nie potrafi powiedzieć, co obecnie dzieje się z danymi żołnierzy, którzy zarejestrowali się w DKMS. Pytającej o to dziennikarce odpowiada enigmatycznie, że „w bazie” i zniecierpliwiona kończy rozmowę.

To kolejny rażący błąd poprzedniej ekipy, wystawiający na szwank bezpieczeństwo Polski. Jakie mogą być tego skutki?

bzm/dziennik.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.