Kancelaria Komorowskiego rozgrabiła publiczny majątek, a dziennikarze uparcie grillują ministra Glińskiego. Czy infantylne media kiedyś dorosną do demokracji?

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot. TVN24/wPolityce.pl
Fot. TVN24/wPolityce.pl

Proplatformiane media wytresowane wieloletnią żonglerką tematami zastępczymi, nie spuszczają z tonu. Rozdmuchują sprawy marginalne, przenoszą lęk o własne interesy na widzów i nie są zdolne do podjęcia poważnej, dziennikarskiej debaty o tym, co najważniejsze. Infantylizacja mediów jest dziś widoczna bardziej, niż za czasów Platformy.

Skąd ta nagonka na prof. Piotra Glińskiego? Skąd histeria rozdmuchiwana od kilku dni? Dlaczego nikt nie ma pretensji do posła NOWOCZESNEJ Krzysztofa Mieszkowskiego, który najwyraźniej nie radzi sobie z podwójną rolą – dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu i posła Rzeczpospolitej? Z jednej strony, chcąc wypromować spektakl posunął się do zapowiedzi z pogranicza prawa i obyczajowej dopuszczalności. Z drugiej, adekwatną i spodziewaną reakcję ministra kultury, wykorzystał do politycznej akcji, alarmując że PiS zagraża wolności słowa. A przecież, jak stwierdził bohater „Rejsu” – „nie można być zarazem twórcą i tworzywem”. W państwie Platformy jednak przez lata można było. Niektórzy uparcie kontynuują ten komediowy model. Doskonale widać to na przykładzie proplatformianych dziennikarzy, którzy wpinają sobie w klapy oporniki, ale milczeli gdy miliony obywatelskich podpisów trafiało do sejmowej niszczarki.

Od początku widać było, że we Wrocławiu krojona jest prowokacja. Udało się przeprowadzić prosty, naiwny mechanizm, by uruchomić kolejne klocki domina. Mieszkowski, jako dyrektor teatru, zapowiedział pikantną premierę spektaklu zawierającego sceny pornograficzne. Zapowiedziano udział aktorów porno. Było jasne, że pojawią się protesty. Sprawę nagłośniono, media zadbały, by zapowiedź odbiła się szerokim echem. Były petycje, listy otwarte i inne formy sprzeciwu. Minister kultury musiał zająć stanowisko. Oświadczył, że jeżeli zapowiedzi spektaklu są prawdziwe, samorząd powinien podjąć stosowne kroki. Zastrzegł, że publiczne pieniądze nie będą przekazywane na promowanie pornografii. Z czym się tu nie zgadzać? Decyzja jest oczywista.

Tyle tylko, że środowiska lewackie przyzwyczaiły się do wydawania lekką ręką pieniędzy z budżetu państwa na prymitywne dziełka współczesności. Wielokrotnie brakowało środków na sfinansowanie wartościowych przedsięwzięć, ponieważ lokowano je w takie instalacje, jak choćby profanacyjna kopulacja Jacka Markiewicza z zabytkowym krucyfiksem, prezentowana w Centrum Sztuki Współczesnej.

Najwyższa pora, by pieniądze z nadwyrężonego budżetu państwa wydatkowane były z rozmysłem na kulturę, która buduje tożsamość i ubogaca, a nie demoralizuje i niszczy fundamentalne wartości. Szacunek do środków publicznych to rzecz zasadnicza. Niestety, państwo Platformy tak dalece zdekonstruowało polityczno-medialne normy, że o odpowiedzialności za składki podatników nikt tutaj nie dba. Wystarczy spojrzeć jak szybko „zaprzyjaźnieni dziennikarze” zapomnieli o rozgrabionym przez kancelarię Bronisława Komorowskiego publicznym majątku. Ogołocona willa w Klarysewie nie robi na nich wrażenia. Prezenty za ponad 700 tysięcy zł rozdane w ostatnich miesiącach prezydentury również. Ponad 140-metrowy apartament w centrum stolicy wynajmowany ludziom prezydenta za symboliczną kwotę nie budzi niepokoju. Co gorsza, problemu nie widzą też współpracownicy Komorowskiego. Uważają, że wszystko im się należało. Taka była Polska Komorowskiego i PO. Wielu tęskni, by do niej wrócić. I właśnie z tego powodu, mistrzowie spraw marginalnych dołożą wszelkich starań, by zmącić obraz rzeczywistości.

CZYTAJ WIĘCEJ: AUDYT PO KOMOROWSKIM. Długa lista znikających rzeczy: szafy, obrazy, a nawet… sokowirówka. Co z podwyżkami po przegranych wyborach!? Sprawdź najbardziej szokujące ustalenia Kancelarii Prezydenta! [RAPORT OTWARCIA]

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych