Arytmetyka (sejmowa), głupcze! Uznajcie swą przegraną

Fot. PAP/Tomasz Gzell
Fot. PAP/Tomasz Gzell

Zawłaszczanie państwa, totalitarne ciągotki, zamach stanu” i tym podobne – dramatyczne, często wręcz histeryczne! – określenia rozbrzmiewają teraz dokoła. Natomiast pojęcie arytmetyki parlamentarnej zniknęło, całkiem gdzieś przepadło.

A przecież całkiem niedawno temu, jeszcze latem i u progu jesieni 2015, uchwalanie każdej, choćby najbardziej arbitralnej, ułomnej, wadliwej czy szkodliwej dla kraju zmiany obowiązującego w Polsce prawa w zaprzyjaźnionych z władzą mediach nazywano „efektywnym procesem legislacyjnym, prowadzonym w warunkach stabilnej większości parlamentarnej”. Co więcej, traktowano tę skuteczność jako walor rządzącej koalicji.

Społeczne inicjatywy ustawodawcze poparte milionami podpisów? Masowe protesty pracownicze? Przestrogi opozycji? Któż by się tym przejmował. Najważniejsze, że zwycięski marsz przez instytucje III RP pochwaliły Czerska i Wiertnicza, a towarzystwo z Woronicza zgrabnie im basowało. Na protesty posłów Prawa i Sprawiedliwości odpowiadano krótko:

wygrajcie wybory, wtedy też będziecie sobie uchwalać, co wam tylko przyjdzie do głowy.

*

Ówczesna opozycja, pozostająca od dwóch kadencji w stanie dość zrozumiałej prostracji, kolejne fajerwerki legislacyjne ochrzciła pobłażliwym w gruncie rzeczy mianem „maszynki do głosowania”. Ale nie zaraz tam „zamach stanu” czy wręcz „putinizm”.

Jednak, co warto dzisiaj przypomnieć, efektywność tej „maszynki do głosowania” miała swą wymierną i realną cenę. Nie tylko w zakresie dekompozycji prawa, zawłaszczania struktur czy rozbrajania państwa, ale także w wymiarze ludzkim, egzystencjalnym, za co cenę płaciła przyzwoitsza, jeszcze duchowo i mentalnie nieskorumpowana część parlamentarzystów Platformy. Tymczasem zarówno Donald Tusk, jak i później wierna mu Ewa Kopacz w głosowaniach nad kwestiami światopoglądowymi, ostentacyjnie ignorując klauzulę wolności sumienia, niejednokrotnie wymuszali na posłach i senatorach (nie tylko zresztą swego ugrupowania) tzw. dyscyplinę.

Wtedy jednak tak wrażliwy na ludzką krzywdę profesor Andrzej Zoll nie ubolewał nad losem poddanych presji parlamentarzystów. Może nie potrafił jej dostrzec? Tak jak dziś nie dostrzega różnicy między ustawowo i kodeksowo regulowanym ułaskawieniem a konstytucyjnie umocowanym prezydenckim aktem łaski (abolicji) w sprawie Mariusza Kamińskiego i jego podwładnych.
Pochopny w wygłaszanych ocenach wydaje się też jeden z niewielu parlamentarzystów PO o autorytecie, docenianym dotąd i poza jego własnym środowiskiem politycznym. Myślę tu o Marku Biernackim, który dokonaną w sytuacji wielkich zagrożeń globalnych (terroryzm) i lokalnych (wojna na Ukrainie, szalejący gang kelnerów) szybką oraz niezbędną wymianę szefów służb nazwał zamachem stanu.

Poseł Biernacki chyba czegoś nie przemyślał do końca. Jeśli bowiem zgodzimy się, że nocna zmiana szefów służb (chyba jednak pilniejsza niż sprzedaż lasów państwowych), ze względu na porę doby, w jakiej była procedowana, zasługuje na miano zamachu stanu, to będziemy musieli uznać, że Marek Biernacki osobiście, jako członek obecnej komisji sejmowej ds. służb specjalnych, w tym zamachu stanu także wziął udział. Może więc nie warto szastać sformułowaniami ponad stan, panie pośle?

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych