Dlaczego niemal wszyscy, którzy myślą o naprawie Rzeczypospolitej, w Trybunale widzą nie obrońcę demokracji, ale obrońcę wielu patologii? To nie wzięło się znikąd

PAP/Tomasz Gzell
PAP/Tomasz Gzell

Czy przy okazji obecnej awantury niektórzy sędziowie Trybunału Konstytucyjnego (raczej ich większość) nie powinni zastanowić się, jak doprowadzili do tego, że  bronią ich wyłącznie obrońcy status quo? Dlaczego niemal wszyscy, którzy myślą o naprawie Rzeczypospolitej, w Trybunale widzą nie obrońcę demokracji, ale obrońcę wielu patologii? Czy wizerunek obrońców nie tyle konstytucji, nawet nie jej ducha, ale wprost porządku pookrągłostołowego, wziął się znikąd?

Czy nie wziął się np. z takich wyroków jak ten dotyczący lustracji? 11 maja 2007 sędziowie, rozpatrując wniosek SLD, uznali np. że niekonstytucyjne jest objęcie lustracją ogółu naukowców, dziennikarzy, członków zarządów i rad nadzorczych spółek giełdowych i banków, rewidentów, doradców podatkowych, dyrektorów szkół niepublicznych, członków władz związków sportowych. Podobnie obalili przepisy przewidujące kary za niezłożenie oświadczenia lustracyjnego. Zablokowali także utworzenie w Instytucie Pamięci Narodowej katalogu tajnych współpracowników i kontaktów operacyjnych organów bezpieczeństwa PRL oraz publikację tego katalogu oraz wiele innych przepisów.

Obalenie lustracji zapamiętało Trybunałowi wielu Polaków. Skoro tak banalna rzecz jak lista agentów jest sprzeczna, zdaniem sędziów, z naszą konstytucją, to albo konstytucja jest do niczego, albo sędziowie grają nieczysto. Albo jedno i drugie.

A wcześniej był przecież werdykt z 1998 r., gdy Trybunał Konstytucyjny „sprecyzował”, że aby sąd mógł uznać kogoś za agenta, musi zaistnieć łącznie 5 przesłanek: współpraca musiała być tajna i świadoma, wiązać się z operacyjnym zdobywaniem informacji przez służby, polegać na kontaktach z nimi i konkretnych działaniach danej osoby. Kryteria wyśrubowano do poziomu tak absurdalnego, że niemal żaden agent do nich nie pasuje. W rezultacie Trybunał i sądy sprowadzili nas do poziomu, w którym należałoby uznać, że agentów UB i SB w Polsce właściwie nie było.

Niechże się więc Trybunał ani jego obrońcy nie dziwią, że w co najmniej u połowy społeczeństwa nie mają wizerunku obrońców ustawy zasadniczej, lecz wizerunek obrońców zasadniczych interesów. Niechże się nie dziwią, że demolowanie tej instytucji najpierw przez PO, a teraz, w ramach de facto samoobrony, przez PiS, budzi u wielu jedynie wzruszenie ramion. To naprawdę nie wzięło się znikąd.

Krótkowzroczność Trybunału, wejście w rolę obrońców konkretnego kształtu politycznego (a nie spraw naprawdę zasadniczych) już przynosi złe owoce. Warto, by Trybunał miał świadomość, że to droga donikąd. Polacy mają prawo do korekty swojego państwa. W końcu konstytucja jasno wskazuje, kto jest suwerenem, i nie jest to Trybunał Konstytucyjny. I żaden werdykt tego nie zmieni.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych