Francja. Początek końca Unii Europejskiej?

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

W programie „Kawa na ławę” red. Bogdan Rymanowski przytoczył dane, które spowodowały, że skóra ścierpła mi na plecach. Otóż okazuje się, że w przedziale wiekowym 21-28 lat 30 procent obywateli Francji popiera tzw. państwo islamskie.

Cóż to oznacza? W tej sytuacji paryska administracja nie jest w stanie realnie walczyć z terroryzmem. Pozostaje tylko gra pozorów obliczona na to, że jakieś inne siły unicestwią ISIS i zaprowadzą ład w świecie arabskim, poczym zagrożenie przemocą zniknie jak meteor.

Żadna liberalna demokracja, siłą rzeczy, nie może mieć mocy sprawczej, by poradzić sobie z taką ilością głosów wewnątrz własnego państwa wspierających de facto radykalny islam. Dlatego nie ma większego znaczenia czy jeden z piątkowych zamachowców przedostał się do Francji w tłumie imigrantów z Południa, czy też wziął się tam z jakiegoś innego miejsca. Ma to tylko znaczenie w kontekście dyskusji o zatrzymaniu fali tzw. uchodźców. Baza poparcia terrorystów w metropolii stała się już na tyle silna, że przeprowadzenie kolejnych zamachów pozostaje tylko kwestią czasu i woli kalifa Abu Bakr al-Baghdadiego, znanego także jako Abu Du’a – przywódcy sunnickiej organizacji Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie.

Nie bez znaczenia pozostaje fakt ukrywania wiedzy o osobach przygotowujących się do piątkowej masakry, przez mieszkających w Paryżu wyznawców Allacha. Podkreśla to wielu komentatorów, że przecież do kogoś z lokalnej społeczności musiała dotrzeć jakaś wiedza, choćby szczątkowa, o organizowanym zamachu, to jednak nikt nie pofatygował się, by poinformować o tym władze.

Biorąc pod uwagę dodatkowo fakt zamieszkiwania terenów Francji przez oficjalnie 7-8 milionów przybyszów z krajów Maghrebu i Bliskiego Wschodu (w rzeczywistości jak obliczają niektórzy eksperci może ich być dwa, a nawet trzy razy więcej), to Francja znalazła się na równi pochyłej. Na dziś nie widać nawet przysłowiowego światełka w tunelu, które by ten upadek mogło zatrzymać.

Pierwszą reakcją władz francuskich, która nasuwa się sama, powinno być natychmiastowe uderzenie wojsk Republiki na ISIS, tak jak to uczynił Bush senior w Afganistanie. Rozbicie młodych struktur państwa Talibów i organizującej się w nim Al -Kaidy spowodowało, że od czasów ataku na World Trade Center w Stanach Zjednoczonych nie wybuchła żadna bomba. Po drugie, Amerykanie przenieśli wojnę na „terytorium wroga”, stając się siłą zaczepną. Bowiem, kto się tylko broni, ten przegrywa. Ale ten scenariusz jest nierealny. Już pojawiają się głosy ekspertów, którzy przestrzegają przed taką reakcją. Jakoby „nie można wchodzić z europejskimi butami” do Syrii i Lewantu, bo to dopiero uruchomi „prawdziwy terror”. Jakby ten był na niby. We Francji muzułmański wewnętrzny młot jest zbyt silny, a narodowe kowadło zbyt miękkie, by sprawy mogły się potoczyć tym torem. Oprócz statystyk, które pokazują siłę islamskiego młota zwracają uwagę również reakcje na zamach etnicznych Francuzów. Ograniczają się one do palenia świec, organizowania marszów solidarności i kolejnych, pustych deklaracji prezydenta Francoise Hollanda. Zakrawa o śmieszność wyniesienie przez jednego Paryżanina fortepianu i zagranie w pobliżu miejsca kaźni pacyfistycznej kompozycji Johna Lennona „Imagine”.

Warto tu przypomnieć fragment słów tego utworu, którego puszczania w eterze zakazał Bush senior po ataku na World Trade Center. Nawiasem mówiąc słyszałem go wczoraj w radiowej Trójce:

Wyobraź sobie, że nie ma Nieba/

To łatwe jeśli chcesz/

Nie ma także piekła pod nami/

A nad nami jest tylko nieboskłon/

Wyobraź sobie, że wszyscy ludzie żyją dniem dzisiejszym/

Wyobraź sobie, że nie ma państw/

To nie jest takie trudne/

Nic za co można by zabić lub umrzeć/

I nie ma religii/

Wyobraź sobie, że wszyscy ludzie żyją w pokoju/

Możesz powiedzieć, że jestem marzycielem/

Ale nie jestem jedyny/

Mam nadzieję, że któregoś dnia przyłączysz się do mnie/

A wtedy Świat będzie jednością

Oto hymn dzisiejszych Francuzów, którzy zastępują nim bojową Marsyliankę. Ale także redaktorów Lisów, Michalskich, Michników, Sierakowskich czy Żakowskich. Ludzi, u których w miejscu wiary w Boga znalazła się ślepa wiara w ideały liberalnej demokracji. Ludzi, którym lewacka ideologia wyprała instynkt samozachowawczy i zdrowy rozsądek.

Walka o Europę toczy się bowiem również w sferze symboli. Kultura symboliczna, choć stoi w opozycji do kultury materialnej jest nieodłączną częścią osoby ludzkiej. A jaki symbol wybrali Paryżanie chcąc uczcić pamięć swoich współobywateli poległych z rąk islamskich terrorystów? Wieżę Eiffla stylizowaną na hippisowską „pacyfę” – symbol ruchów pacyfistycznych rewolucji obyczajowej końca lat sześćdziesiątych XX wieku. Dla chrześcijan znak ten jest znany jako krzyż Nerona, złamany krzyż, ale bez okręgu. W okultyzmie oznacza upadek chrześcijaństwa, a w satanizmie używał go Anton Szandor La Vey podczas odprawiania czarnych mszy. „Pacyfa” (już z okręgiem) była też godłem i znakiem taktycznym 3 Dywizji Pancernej Wehrmachtu, która w 1940 roku zrolowała Francję.

Pytam się jakim prawem muszę oglądać ten symbol na wszystkich kanałach polskiej telewizji publicznej, przedstawiany jako znak solidarności z narodem francuskim, bo to co robią sobie Francuzi jest ich sprawą? Wracając do tematu. Po raz pierwszy terroryści poważnie zagrozili systemowi demokratycznemu w połowie lat siedemdziesiątych. Wtedy lewacy z Rote Armee Fraktion (RAF) serią inteligentnie dobranych celów zamachów doprowadzili Niemiecką Republikę Federalną prawie na skraj upadku.

Poprzez swoje brutalne, ale i sprytne działania chcieli wymusić na państwie wprowadzenie autorytarnych zarządzeń, które w ramach obrony systemu przekształca się w quasi dyktaturę, a więc w swych podstawach nie jest prawdziwą demokracją. Sytuację uratowały wówczas służby bezpieczeństwa, które brawurowym atakiem antyterrorystów z GSG-9 w Mogadishu uniemożliwiły dalszą grę terrorystów porwanym samolotem z zakładnikami (Lufthansa Flight 181). W konsekwencji szturmu (taktyka zaczepna, nie obronna) przebywający już od jakiegoś czasu we frankfurckim więzieniu Stammheim główni terroryści odebrali sobie życie i sytuacja została opanowana.

Teraz z kolei islamski terroryzm spod znaku ISIS stoi przed kolejną szansą rozbicia nie tylko liberalnej demokracji we Francji, ale i jedności Europy. Jeśli kalif Abu Bakr al-Baghdadi zdaje sobie sprawę ze słabości Paryża (a raczej tak), to w najbliższym czasie przeprowadzi jeszcze kilka zamachów. Będziemy wtedy świadkami totalnego chaosu jaki zapanuje najpierw we Francji, a potem w całej Unii Europejskiej. Jeszcze nigdy świat islamu nie stał bowiem tak blisko sukcesu. Europejska liberalna demokracja nie jest w stanie mentalnie (przekłada się to na wolę polityczną) poradzić sobie z jak najbardziej realnym zagrożeniem. Jedyne co są w stanie zrobić Francuzi (wspominał o tym ex prezydent Sarkozy tuż po rozmowie z Hollandem) to zmienić politykę bezpieczeństwa. Czyli co? Dać większe uprawnienia służbom? Zawsze coś.

Zamiast trzech zamachów będziemy mieli jeden. A poza tym? Jak po Charlie Hebdo czyli prawie nic. Wzmożone wysiłki dyplomatyczne na Bliskim Wschodzie połączone z nieudolnymi próbami zatrzymania fali imigrantów. Francja stała się nie dość, że wyliniałym, to jeszcze wykastrowanym tygrysem, któremu zabiegu dokonała liberalna demokracja. Dlatego nie będę dziś en Parisienne podobnie jak nie byłem je sui Charlie. Po prostu jak pisał jeden z naszych publicystów nie jestem baranem, który idzie na rzeź.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.