Z takich, a nie innych względów obserwuję ostatnie dni polskiej polityki ze sporego dystansu. Tekst ten piszę zresztą z Watykanu, skąd relacjonuję dla państwa dwudniową wizytę Pary Prezydenckiej.
Może to i lepiej, bo czasem z dystansu widać więcej i dokładniej niż z samego środka polskiego kotła i kolejnej odsłony sporu między odchodzącą od sterów władzy Platformą a prezydentem Andrzejem Dudą i tworzącym rząd PiS. Poniżej kilka uwag na chłodno.
Po pierwsze - w obozie zwycięzców dominuje ostatnio spory chaos polityczny, komunikacyjny, ale i merytoryczny.
Zamieszanie wokół terminu pierwszego posiedzenia Sejmu przypomina bójkę w piaskownicy. Poważni politycy na najwyższych stanowiskach w kraju nie potrafią zadzwonić do siebie i dogadać w tak prostej i w zasadzie technicznej, a nie politycznej sprawie jak zgranie terminarza. Rację ma Robert Mazurek, pisząc, że prezydent wpadł w absurdalne kłopoty na własne życzenie - wystarczyło bowiem wcześniej sprawdzić termin Rady Europejskiej, wysondować przedstawicieli wszystkich partii politycznych co do daty pierwszego posiedzenia Sejmu, po prostu mieć oczy dookoła głowy. Jasne, że w gruncie rzeczy cała sprawa nie jest warta godziny dyskusji, że Ewa Kopacz próbuje ją wykorzystać dla swoich celów w wewnętrznej walce o fotel szefa Platformy. Ale całego tego zamieszania można było uniknąć, gdyby w Kancelarii Prezydenta stosowano inne, lepsze, bardziej profesjonalne standardy.
Standardy, których wszyscy oczekujemy - zwłaszcza po ośmiu latach żenującego, czwartoligowego poziomu prowadzenia polityki przez Platformę Obywatelską. Nie oszukujmy się, Polacy wybrali prezydenta Andrzeja Dudę i Prawo i Sprawiedliwość nie tylko z powodu programu, z jakim szli do wyborów, ale także, a może przede wszystkim z powodu zmiany jakościowej, jaką obiecywali politycy tej partii. Tak nowa głowa państwa, jak i nowa premier oraz ministrowie mieli (mają) przynieść odnowę polskiego życia publicznego. Widać to było w rozmowach z tzw. „zwykłymi Polakami” - zmęczonymi snującym się bez celu Bronisławem Komorowskim i rządzącymi politykami Platformy spod znaku ośmiorniczek, drogich zegarków i kompletnej amatorszczyzny.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Z takich, a nie innych względów obserwuję ostatnie dni polskiej polityki ze sporego dystansu. Tekst ten piszę zresztą z Watykanu, skąd relacjonuję dla państwa dwudniową wizytę Pary Prezydenckiej.
Może to i lepiej, bo czasem z dystansu widać więcej i dokładniej niż z samego środka polskiego kotła i kolejnej odsłony sporu między odchodzącą od sterów władzy Platformą a prezydentem Andrzejem Dudą i tworzącym rząd PiS. Poniżej kilka uwag na chłodno.
Po pierwsze - w obozie zwycięzców dominuje ostatnio spory chaos polityczny, komunikacyjny, ale i merytoryczny.
Zamieszanie wokół terminu pierwszego posiedzenia Sejmu przypomina bójkę w piaskownicy. Poważni politycy na najwyższych stanowiskach w kraju nie potrafią zadzwonić do siebie i dogadać w tak prostej i w zasadzie technicznej, a nie politycznej sprawie jak zgranie terminarza. Rację ma Robert Mazurek, pisząc, że prezydent wpadł w absurdalne kłopoty na własne życzenie - wystarczyło bowiem wcześniej sprawdzić termin Rady Europejskiej, wysondować przedstawicieli wszystkich partii politycznych co do daty pierwszego posiedzenia Sejmu, po prostu mieć oczy dookoła głowy. Jasne, że w gruncie rzeczy cała sprawa nie jest warta godziny dyskusji, że Ewa Kopacz próbuje ją wykorzystać dla swoich celów w wewnętrznej walce o fotel szefa Platformy. Ale całego tego zamieszania można było uniknąć, gdyby w Kancelarii Prezydenta stosowano inne, lepsze, bardziej profesjonalne standardy.
Standardy, których wszyscy oczekujemy - zwłaszcza po ośmiu latach żenującego, czwartoligowego poziomu prowadzenia polityki przez Platformę Obywatelską. Nie oszukujmy się, Polacy wybrali prezydenta Andrzeja Dudę i Prawo i Sprawiedliwość nie tylko z powodu programu, z jakim szli do wyborów, ale także, a może przede wszystkim z powodu zmiany jakościowej, jaką obiecywali politycy tej partii. Tak nowa głowa państwa, jak i nowa premier oraz ministrowie mieli (mają) przynieść odnowę polskiego życia publicznego. Widać to było w rozmowach z tzw. „zwykłymi Polakami” - zmęczonymi snującym się bez celu Bronisławem Komorowskim i rządzącymi politykami Platformy spod znaku ośmiorniczek, drogich zegarków i kompletnej amatorszczyzny.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/271136-wraz-z-nowa-wladza-polacy-czekaja-na-odnowe-zycia-publicznego-jak-na-razie-mamy-pokaz-chaosu-i-lekcje-twardej-polityki-dla-elektoratu-pis-co-dalej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.