Z wielkiego banku do PiS? Mateusz Morawiecki miał zastąpić Rostowskiego, doradzał Tuskowi, ostatecznie ma ministrować u Szydło

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Marek Mytnik/Bank Zachodni WBK/Wikimedia Commons
Fot. Marek Mytnik/Bank Zachodni WBK/Wikimedia Commons

Widzę, że konserwatywne media, w tym i te, które współtworzę, uparcie nie zauważają wielkiego poruszenia jakie wzbudził wśród zwolenników Prawa i Sprawiedliwości jeden z wątków tworzenia rządu. A może: spekulacje wokół tworzenia rządu. Jednak tak czy inaczej temat jest i zabieram niniejszym głos. Ale po kolei.

Jak wiemy, nowy superresort gospodarki i rozwoju a także stanowisko wicepremiera w rządzie Beaty Szydło ma - wedle informacji medialnych - przypaść Mateuszowi Morawieckiemu. Prezes BZ WBK jest bez wątpienia fachowcem. Punktuje też życiorysem i faktem, że jako jeden z nielicznych przedstawicieli świata finansjery od dawna dyskretnie stawiał na prawicę.

Urodził się w 1968. Już jako dziecko działał w opozycji, był represjonowany. Ukończył historię na Uniwersytecie Wrocławskim. Po transformacji ustrojowej działał w biznesie. Karierę w bankowości rozpoczął od stażu w Deutsche Bundesbanku, był doradcą prezesa i dyrektorem w Banku Zachodnim. Prezesem kontrolowanego dziś przez hiszpańskiego Santandera BZ WBK został w 2007 roku.

I tu dochodzimy do pytania, które tak wzburzyło, jak czytam i słyszę wśród znajomych, wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego. Czy to na pewno najlepsza kandydatura na ministra? Nie miałbym nic przeciwko nominowaniu go na szefa jakiegoś banku, choćby i państwowego. Ale zastanawiam się głośno, i jak widzę, zastanawiają się tysiące Internautów (bo aż huczy o tym w sieci), czy na pewno osoba z takim dorobkiem będzie z sercem realizować prospołeczny i proprzemysłowy program PiS? Czy znajdą w niej wsparcie ofiary toksycznych produktów bankowych? Czy na pewno będzie miał wolę walki o zachowanie miejsc pracy w kopalniach i stworzenie nowych w stoczniach?**

Jeśli jest jakiś pewniak do resortów gospodarczych, to jest nim właśnie Morawiecki. To ma być swego rodzaju gest wobec wielkiego biznesu, odpowiedź na sygnał z Krynicy. Liczymy na neutralność tego środowiska, choć w pierwszych miesiącach nowego gabinetu przydałoby się coś więcej. Neutralność życzliwa

— mówi mi jedna z osób uczestnicząca w rozmowach na temat konstrukcji rządu.

Mateusz Morawiecki wielokrotnie wymieniany był jako kandydat na ministra finansów. Zaczęło się przed wyborami w 2011 roku od układanego przez dziennikarzy „wirtualnego” rządu Jarosława Kaczyńskiego. Potem był całkiem realny rząd Donalda Tuska, gdzie szef BZ WBK miał zastąpić Jana Vincenta Rostowskiego - ostatecznie padło jednak na innego bankowca, Mateusza Szczurka. W zeszłym roku platformerski „Newsweek” znowu namaścił go na ministra finansów. Aż tu nagle, po zwycięstwie Andrzeja Dudy, gdy rząd PiS stał się realny jak nigdy wcześniej, nazwisko Morawieckiego zaczęło pojawiać się niemal w każdej konfiguracji podawanej przez media.

W tym czasie Morawiecki pozostawał ważnym członkiem Rady Gospodarczej przy Premierze Donaldzie Tusku.

Prezes BZ WBK konsekwentnie zaprzeczał kolejnym doniesieniom lub po prostu milczał. Dziś jest podobnie - Mateusz Morawiecki jest w grze, ale jego samego nie widać. Co mnie dziwi, wokół tej kandydatury nie ma dyskusji, nie wywołuje ona kontrowersji, prezes tego banku nie został uwieczniony na zdjęciach z żadnej „nocnej narady” itd. Liberalny mainstream traktuje go dość życzliwie (ciepło o Morawieckim mówił choćby Ryszard Petru), politycy prawicy i komentatorzy konserwatywnych mediów w zasadzie nie mówią o nim wcale.

Nawet zwolennicy twardego kursu nowego rządu tylko półgębkiem wyrażają wątpliwości, pytając, czy bankowiec będzie w stanie skutecznie prowadzić planowaną przez PiS twardą korektę kursu wobec banków i wielkich korporacji.

Zgodnie z zapowiedziami przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości decyzje o ostatecznym składzie rządu zostaną podjęte podczas komitetu politycznego partii. Poznamy je w najbliższych dniach.

Bardzo jestem ciekaw tej decyzji.Sporo powie nam ona o kierunku w jakim zmierza nowy rząd, o jego kursie i priorytetach. I wreszcie - o tym ja serio partia ta traktuje swoje przedwyborcze zobowiązania. Czy naprawdę postawi na restaurację przemysłu, odbudowę kopalń i stocznie, a nie na rządy wielkich banków? Szykuje się bowiem paradoks: jeśli Morawiecki zostanie nominowany, to okaże się iż bardziej społecznych ministrów gospodarki miały rządy Tuska (Pawlak i Piechociński), a nie pierwszy gabinet Prawa i Sprawiedliwości.

Ja osobiście podchodzę do tego ze spokojem, sporo rozczarowań już przeżyłem, ale nie dziwię się, że wśród komentatorów i zwolenników PiS wywołuje to tak ogromne emocje. W końcu ileż to już razy wybierano zmianę by wszystko zostało po staremu. Zwłaszcza, podkreślam, w obszarze polityki gospodarczej, stosunku państwa do produkcji i banków. Tu wszystko trwa tak samo od ponad dwóch dekad. Będzie trwało nadal? Czyż w tej sferze, i w resorcie finansów, obietnica zmiany nie wybrzmiewała w ostatniej kampanii najmocniej? Ja w każdym razie tak ją słyszałem.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych