Ustępujący minister zdrowia postanowił zakończyć własną karierę podjęciem finansowej decyzji niecierpiącej zwłoki. Ostateczna decyzja, która pociągnie za sobą 300 mln zł z budżetu państwa, zapadnie jutro. Czego dotyczy? Refundacji leków ratujących życie? Skrócenia kolejek do specjalistów w przypadkach najbardziej pilnych? Polepszenia sytuacji pacjentów na oddziałach ratunkowych? Skądże. Marian Zembala chce przeznaczyć 300 mln zł na dofinansowanie procedury in vitro. Publiczne pieniądze trafią do prywatnych klinik. Tak wyglądają priorytety zdrowotne Platformy Obywatelskiej.
Nie pierwszy już raz minister zdrowia wyciąga z kasy państwa pieniądze na in vitro, pomijając ocenę mniejszości parlamentarnej i wolę obywateli. Już Bartosz Arłukowicz przeznaczył na ten cel 150 mln zł, dofinansowując w ten sposób prywatne kliniki serwujące zapłodnienie „na szkle”. Z oficjalnych danych ministerstwa zdrowia, oszacowanych na 29 października 2015 roku, wynika że przez ponad dwa lata trwania rządowego programu, urodziło się zaledwie 3627 dzieci. Biorąc pod uwagę, że w programie wzięło udział 17 016 par, wynik budzi poważne zastrzeżenia. Tym większe, że promotorzy tej formy „poprawiania dzietności” uważają ją za niezawodną. Czyżby więc na ponad 17 tysięcy par udało się począć zaledwie 3600 dzieci?
Analizując statystyki ministerialne, łatwo policzyć, że skoro na realizację programu przeznaczono 150 mln zł, doprowadzenie do urodzenia jednego dziecka kosztowało budżet państwa ponad 41 tys. zł. A to przecież tylko część środków wydanych w klinikach in vitro. Państwo dopłaca do procedury tylko część wymaganej sumy. Zainteresowani muszą ponieść dodatkowo koszt od kilku do kilkunastu tysięcy. Największym beneficjentem programu są więc kliniki, którym państwo nie tylko dopłaca do działalności, ale i podsyła regularnych klientów”. Jeśli minister Zembala potwierdzi jutro swoją decyzję, dyrektorzy prywatnych klinik będą mogli być spokojni o swoje finanse do 2019 roku.
W całej sprawie najbardziej niepokojąca jest jeszcze jedna – fundamentalna kwestia. Jeśli w ciągu dwóch lat ponad 17 tysięcy par zdołało urodzić zaledwie 3600 dzieci, jaka jest skuteczność takiej metody zapłodnienia? Zakładając, że podjęto co najmniej 34 tysiące prób zapłodnienia (po 2 razy na parę), należy zapytać czy doszło do zaledwie 3600 ciąż? Wynik byłby szokująco słaby, jak na kliniczne warunki pochłaniające krocie. Sprawa prof. Chazana, lekarza próbującego ratować życie i godność ciężko chorego dziecka poczętego metodą in vitro, pokazała jak wielki dramat kryje się pod rozreklamowaną i zakłamaną procedurą zapłodnienia na szkle.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ustępujący minister zdrowia postanowił zakończyć własną karierę podjęciem finansowej decyzji niecierpiącej zwłoki. Ostateczna decyzja, która pociągnie za sobą 300 mln zł z budżetu państwa, zapadnie jutro. Czego dotyczy? Refundacji leków ratujących życie? Skrócenia kolejek do specjalistów w przypadkach najbardziej pilnych? Polepszenia sytuacji pacjentów na oddziałach ratunkowych? Skądże. Marian Zembala chce przeznaczyć 300 mln zł na dofinansowanie procedury in vitro. Publiczne pieniądze trafią do prywatnych klinik. Tak wyglądają priorytety zdrowotne Platformy Obywatelskiej.
Nie pierwszy już raz minister zdrowia wyciąga z kasy państwa pieniądze na in vitro, pomijając ocenę mniejszości parlamentarnej i wolę obywateli. Już Bartosz Arłukowicz przeznaczył na ten cel 150 mln zł, dofinansowując w ten sposób prywatne kliniki serwujące zapłodnienie „na szkle”. Z oficjalnych danych ministerstwa zdrowia, oszacowanych na 29 października 2015 roku, wynika że przez ponad dwa lata trwania rządowego programu, urodziło się zaledwie 3627 dzieci. Biorąc pod uwagę, że w programie wzięło udział 17 016 par, wynik budzi poważne zastrzeżenia. Tym większe, że promotorzy tej formy „poprawiania dzietności” uważają ją za niezawodną. Czyżby więc na ponad 17 tysięcy par udało się począć zaledwie 3600 dzieci?
Analizując statystyki ministerialne, łatwo policzyć, że skoro na realizację programu przeznaczono 150 mln zł, doprowadzenie do urodzenia jednego dziecka kosztowało budżet państwa ponad 41 tys. zł. A to przecież tylko część środków wydanych w klinikach in vitro. Państwo dopłaca do procedury tylko część wymaganej sumy. Zainteresowani muszą ponieść dodatkowo koszt od kilku do kilkunastu tysięcy. Największym beneficjentem programu są więc kliniki, którym państwo nie tylko dopłaca do działalności, ale i podsyła regularnych klientów”. Jeśli minister Zembala potwierdzi jutro swoją decyzję, dyrektorzy prywatnych klinik będą mogli być spokojni o swoje finanse do 2019 roku.
W całej sprawie najbardziej niepokojąca jest jeszcze jedna – fundamentalna kwestia. Jeśli w ciągu dwóch lat ponad 17 tysięcy par zdołało urodzić zaledwie 3600 dzieci, jaka jest skuteczność takiej metody zapłodnienia? Zakładając, że podjęto co najmniej 34 tysiące prób zapłodnienia (po 2 razy na parę), należy zapytać czy doszło do zaledwie 3600 ciąż? Wynik byłby szokująco słaby, jak na kliniczne warunki pochłaniające krocie. Sprawa prof. Chazana, lekarza próbującego ratować życie i godność ciężko chorego dziecka poczętego metodą in vitro, pokazała jak wielki dramat kryje się pod rozreklamowaną i zakłamaną procedurą zapłodnienia na szkle.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/270388-lewicowa-platforma-dopycha-kolanem-wlasne-interesy-biznesmeni-od-in-vitro-zadowoleni-pacjenci-oszukani-jak-zwykle