PiS obiecał w kampanii Beatę Szydło jako przyszłą premier. Wycofanie się z tej umowy może drogo kosztować

Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Miałam napisać nieco inny tekst. O tym, że PiS odniósł historyczne zwycięstwo, że PO przegrała w – na własne życzenie. Że PSL czeka rewolucja, lewicę – atrofia, a Kukiza ciężki egzamin.

Ale to już napisano przede mną. Na wiele sposobów. Zresztą emocje powyborcze powoli opadają i zaczyna się normalna „kuchnia polityczna”. A w jej menu – pojawia się masa nieoficjalnych newsów, kontrolowanych „przecieków” i zwykłych plotek.

Najbardziej elektryzujące wieści płyną oczywiście ze zwycięskiego sztabu PiS. A dotyczą próby wystawienia innego kandydata na premiera niż Beata Szydło. Jak dowiedział się nasz portal - poważnym kandydatem jest w tej chwili prof. Piotr Gliński. To niepokojąca informacja.

I nie dlatego wcale, że prof. Gliński ma mniejsze kwalifikacje niż wiceprezes partii. Może i większe. Choćby ze względu na wykształcenie. Zresztą pewnie jest jeszcze kilka osób na pisowskim zapleczu, które ciężar premierostwa by z powodzeniem udźwignęły. Z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Ale tu idzie o wiarygodność i o poważne traktowanie wyborców. Jeśli przez 4 miesiące tłumaczy się ludziom, że Beata Szydło jest najlepszą kandydatką, to nie można 2 dni po wyborach powiedzieć: „A - kuku. To był żart.” Bo kandydatem tak naprawdę jest…. X czy Y.

X czy Y mogą być najlepsi na świecie. Ale nie taka była umowa. Można było przecież w kampanii  nie wskazywać kandydata. Wtedy voila. Można desygnować dowolną osobę. Ale jeśli kampanię prowadzono pod hasłem -”to jest nasza przyszła szefowa rządu” – trzeba tej obietnicy dotrzymać. Z kilku powodów: z szacunku do wyborców; z troski o notowania w sondażach; z pragmatycznego założenia w końcu, że nie warto toczyć wojny na wszystkich frontach na raz. Po to wreszcie, by nie podsuwać łatwych czołówek „Gazecie Wyborczej w stylu: „A nie mówiliśmy”.

Ten rząd i tak będzie miał dość wrogów i wyzwań związanych ze „sprzątaniem” po Platformie i realizacją swojego programu. Górnictwo, służba zdrowia, finanse, wiek emerytalny, media publiczne, banki. A za granicą kryzys imigracyjny i napiętą cały czas sytuację na Ukrainie. Plus parę innych wojen nieco dalej od naszych granic. Jest co robić. Zresztą politycy PiS sami przyznają, iż zdają sobie sprawę, że z realizacji obietnic wyborczych będą rozliczani nadzwyczaj skrupulatnie. Przez media, które nagle przypomną sobie, że ich rolą jest patrzenie na ręce władzy, nie opozycji. Warto mieć wtedy za sobą opinię publiczną. Ludzie wybrali PiS z Beatą Szydło jako premierem i Jarosławem Kaczyńskim jako strategiem politycznym. Taka była umowa z elektoratem.

Jej złamanie może okazać się dla PiS – samobójcze. Świadczą o tym choćby komentarze pod newsem o możliwej nominacji. Oczywiście istnieje możliwość, że prof. Gliński, to nie jest kandydatura „na poważnie”, że jest on tylko „rozgrywany”. Że zgłaszając go – niektórzy politycy PiS chcą ugrać tak naprawdę coś innego. W takim przypadku byłoby go szkoda. Za wiele zrobił dla PiS, by być ciągle „niedoszłym” i przegranym kandydatem.

Prawo i Sprawiedliwość zwyciężyło, rozbudzając ogromne nadzieje także jeśli chodzi o styl uprawiania polityki, o wiarygodność, o uczciwość obozu władzy. Nie warto takiego kapitału roztrwonić na samym wstępie.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.