Adrian Zandberg - bohater mimo woli. Lider Partii Razem wbił kołek prosto w serce polskiej lewicy

Fot. PAP/Tomasz Gzell
Fot. PAP/Tomasz Gzell

Miałem pozwolić sobie na trochę złośliwości pod adresem partii Razem. Bawiło mnie stawianie w roli idola faceta, który wykrzykuje swoje naiwne hasełka ze świętym przekonaniem o ich prawdziwości. Agitatora, który nie pokusił się nawet o postawienie taksówki swoim partyjnym towarzyszom wspierającym go podczas debaty (czy wyobrażacie sobie kogoś takiego w roli szefa rządu?). A jednak Zandberg dokonał rzeczy wielkiej.

Lider kabaretowej partii Razem sprawił, że mamy pierwszy Sejm w historii naszego państwa, którego swoją obecnością nie uraczy lewica. To właśnie dzięki oratorskiej werwie charyzmatycznego „drwala” Zjednoczona Lewica nie dotknęła progu 8 proc. przewidzianego dla koalicji wyborczych.

Głosy, których zabrakło Zlewowi do osiągnięcia celu, zgarnęła partia Zandberga. Razem załapało się na subwencję budżetową (przyznawaną dla ugrupowań, które otrzymały min. 3 proc. poparcia), która umożliwi im dalszą działalność. Kto wie – może w końcu będzie ich stać na spokojny powrót taksówką z telewizyjnego studia. Może nawet na busa, w którym wszyscy się zmieszczą. Razem!

Na nic boguojczyźniane deklaracje składane przez lata z trybuny sejmowej przez posłów o konserwatywno-narodowej proweniencji. Na nic okrzyki: „Precz z komuną!”, „Raz sierpem, raz młotem!”. Na nic widowisko „masakry” w telewizyjnych studiach i widowiskowe oranie czerwonych w błysku fleszy.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.