"O roku ów...!" Zmiana na wiosnę, zmiana na jesieni. III RP jaką znaliśmy do tej pory przestała istnieć nawet teoretycznie

Fot. Profil Beaty Szydło na FB
Fot. Profil Beaty Szydło na FB

To były zwariowane wybory. A w zasadzie zwariowany kampanijny rok, który zaczął się wyborem Andrzeja Dudy na kandydata PiS w wyborach prezydenckich, a zakończył gigantycznym sukcesem tej partii w wyborach parlamentarnych.

Pisząc te słowa, mam świadomość ich kruchości, bowiem wszyscy opieramy się na badaniu late poll, które daje Prawu i Sprawiedliwości dużą szansę na samodzielną większość. Równolegle sondaż ten pozostawia jednak pewien margines zmiany, bo jeśli do Sejmu dostanie się KORWiN (co jest całkiem prawdopodobne, jak i - choć mniej - ewentualny skok Zjednoczonej Lewicy do 8 procent), to liczba 231 mandatów niezbędna do rządzenia stanie pod znakiem zapytania, a PiS będzie musiało poszukać koalicjanta (albo kilku posłów gotowych do transferów).

Zostawmy szczegółowe rachunki do ostatecznych wyników. Z pewnością możemy stwierdzić na dziś tyle, że wielka antypisowska koalicja nie będzie możliwa, a Prawo i Sprawiedliwość w tej czy innej konfiguracji przejmie władzę w Polsce. Scenariusz ten oznacza jedno - III RP w formie, jaką znaliśmy do tej pory, przestaje istnieć. Przestaje istnieć nawet teoretycznie, przywołując pamiętne słowa Bartłomieja Sienkiewicza.

Upadek twierdzy, jaką wydawały się być siły wspierające status quo, był wielki, a kilka obrazków z minionych tygodni mocno wryją się w polityczną pamięć naszego państwa. Porażka Bronisława Komorowskiego nie mieściła się w głowie nawet najbardziej zagorzałym sympatykom PiS, zdziesiątkowana Platforma była jeszcze rok temu złudzeniem, a meldunek, jaki Jarosław Kaczyński złożył swojemu nieżyjącemu bratu zapisze się w historii polskiej polityki i trafi do podręczników szkolnych.

Na dokładne podsumowania i analizy przyjdzie jeszcze czas, warto jednak zwrócić uwagę na kilka czynników, które doprowadziły do tego bezpośrednio.

Po pierwsze - wynik niedzielnych wyborów to gigantyczny sukces Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zjednoczył prawicę, trafił w dziesiątkę z kandydatem na prezydenta, a wreszcie potrafił umiejętnie schodzić z pierwszego planu (i się na nim pojawiać, gdy było trzeba) w kampaniach wyborczych. Rafał Ziemkiewicz lubi powtarzać, że Kaczyński od zawsze stawiał zero na ruletce. Patrząc na szanse i możliwości, jakie były jeszcze rok temu, prezes PiS trafił dziś nie zero na ruletce, ale wygrał zakład o to, że rzut monetą skończy się zatrzymaniem jej na krawędzi.

Po drugie - nie byłoby sukcesu prawicy w Polsce i odsunięcia Platformy od władzy, gdyby nie archipelag polskości (doskonałe określenie prof. Zybertowicza) i żmudna praca setek środowisk patriotycznych. Pobrzmiewa to trochę w tekstach lewicowo-liberalnych mediów. Oto, narzekają, prawica po latach kłótni, wzajemnych sporów, pretensji i ambicjonalnych sporów, nauczyła się budować instytucje. Kluby, książki, spotkania, wykłady, media, inwestycja w internet - wszystko to złożyło się na zmianę klimatu politycznego wśród Polaków. Nie działo się to od razu, ale kropla drążyła skałę. I wydrążyła.

Czytaj dalej na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.