PiS wygrywa wysoko, ale garb po PO jest olbrzymi, dewastacja moralna wielka, a zadania niemal jak u progu II RP

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Paweł Supernak
Fot. PAP/Paweł Supernak

Wygrana PiS jest wyraźna: na razie tylko w exit poll, ale przewaga 39,1 proc. do 23,4 proc. jest nie do odwrócenia. I przede wszystkim jest istotna z moralnego punktu widzenia. Jest nie tylko rekompensatą za lata bezrozumnego szczucia przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego partii jako urojonym wrogom demokracji, ale przede wszystkim ma znaczenie dla odbudowy wspólnoty narodowej. Wszelkie konfiguracje rządowe dopiero przed nami po oficjalnym policzeniu głosów, ale trudno sobie wyobrazić, żeby odbywały się bez PiS jako głównego gracza. Jako gracza dostającego od wyborców silną premię moralną oraz potwierdzenie akceptacji systemu aksjologicznego konsekwentnie prezentowanego przez partię Jarosława Kaczyńskiego. To ważne po latach obelg, stygmatyzowania, nazywania ciemnogrodem i moherami, sektą czy wariatami. Po latach dyskryminacji w wielu instytucjach publicznych, latach ośmieszania i imputowania, że aksjologia PiS jest w najlepszym wypadku wysługiwaniem się Kościołowi katolickiemu. Teraz ta aksjologia dostała silne społeczne poparcie.

Przez ostatnie lata polska wspólnota była celowo rozdzielana murami i rowami przez PO oraz jej medialnych pomocników, bo w zantagonizowanym świecie łatwiej ukryć niekompetencję i szkodnictwo władzy. Na wojnie na pewne sprawy przymyka się oczy, a poza tym ideologiczne zacietrzewienie często odbiera racjonalność i jasność osądu. Silny mandat jednak podwójnie zobowiązuje, a warunki zewnętrzne będą takie, że władza będzie nieustannie pod lupą i na widelcu. Pozostaje też gorzka konstatacja faktu, że większość Polaków chodzących na wybory musi dostać po głowie, żeby pewne sprawy zrozumieć. A gdy już dostają, jak przez osiem lat rządów PO-PSL, to są ostrożniejsi, więc teraz na zaufanie trzeba będzie bardzo ciężko pracować. To, co rządy PO-PSL zniszczyły najbardziej, to właśnie zaufanie do władzy jako służby, jako działaności dla dobra wspólnego, z silnym czynnikiem altruizmu. Rządy PO-PSL, szczególnie po ujawnieniu nagrań z restauracji „Sowa i Przyjaciele” oraz „Amber Room”, kojarzą się z partyjniactwem, egoizmem, chapaniem, interesownością, kolesiostwem, bezwzględnością, nieuczciwością, hipokryzją i pychą. I nie ma się co łudzić, że nie przenosi się to w jakimś stopniu na całą klasę polityczną, co będzie się przejawiało np. w podejrzliwości wobec nowej władzy. Po prostu trzeba będzie dodatkowo udowadniać, że nie jest się wielbłądem.

Tuż po bardzo krótkim świętowaniu zwycięzców dopadnie spuścizna czy raczej brzemię ośmiu lat rządów PO-PSL. To wcale nie znaczy, że nie warto przejmować władzy. Lepiej naprawiać błędy po ośmiu latach niż po dwunastu. I mimo że pozostawanie silną opozycją jest dość wygodne, żeby być wiarygodnym, trzeba Polakom udowodnić, że potrafi się nie tylko krytykować, ale też rządzić. Rządząc po ośmiu latach specyficznego eksperymentu w wydaniu Tuska, Kopacz, Komorowskiego, Pawlaka i Piechocińskiego trzeba dokonać znaczącego przełomu. Wyraźnie odczuwalnego dla przeciętnych ludzi, bo inaczej wyborcy będą się czuli oszukani. Nad nowym rządem będą też wisiały stare problemy, przede wszystkim oczekiwania i żądania wielu grup społecznych, od górników przez pielęgniarki i nauczycieli po służby mundurowe. Będzie wisiał problem uchodźców, niestabilna sytuacja na Ukrainie, zagrożenie energetycznego bezpieczeństwa poprzez gazowe uzależnienie od Rosji oraz budowę Nord Stream II czy pierwsze konsekwencje realizowania paktu klimatycznego. Do tego dochodzą zobowiązania z kampanii wyborczej, w tym tak istotne jak te dotyczące emerytur i ochrony zdrowia. Nie wiadomo, ile min-pułapek jest ukrytych w poszczególnych ministerstwach, agencjach i funduszach, ale że są, to pewne. O tym świadczy choćby wielka aktywność dużych kancelarii prawniczych, które na gwałt były ostatnio wynajmowane przez ministerstwa, agencje i spółki skarbu państwa, żeby zabezpieczyć przed odpowiedzialnością ludzi obecnie nimi kierujących.

Trzeba będzie istotnie poprawić jakość i profesjonalizm samego rządzenia oraz zdecydowanie podnieść wymagania etyczne wobec urzędników, a łamiących prawo bezwzględnie odsuwać i stosownie osądzać. Czasy pobłażania dla niegodziwości i przekrętów władzy chyba się skończyły, czego wyborcze wyniki (przypominam, że wciąż tylko na podstawie exit poll) są wyrazem. Wchodzimy w czasy znacznie mniejszej tolerancji opinii publicznej dla bezeceństw i szalbierstw władzy. I nie zapominajmy, że bardzo wyraźnie sprzyjające PO oraz lewicy media nie zmienią swego nastawienia. Nowy rząd będzie bardzo mocno prześwietlany i bardzo ostro osądzany oraz rozliczany. I trudno oczekiwać, że rzetelnie i sprawiedliwie. Każdy przypadek korupcji, nepotyzmu czy choćby nieudolności będzie rozdmuchiwany do niebotycznych rozmiarów. Dlatego bardzo ważne jest sprawne funkcjonowanie CBA, które praktycznie powinno się zajmować prawie wyłącznie „swoimi”. W dodatku najważniejsze reformy nowy rząd musi szybko zaproponować i równie szybko zacząć realizować. Zasada jest taka, że jeśli w pierwszym roku nie załatwi się najpilniejszych spraw, to nie zrobi się tego wcale albo zrobi w wersji, która w żaden sposób nie gwarantuje sukcesu. Bo im dłużej się zwleka, tym bardziej realizowana wersja reform jest kunktatorska i oparta na zgniłych kompromisach.

Można by oczywiście oszukiwać wyborców, stosować picerskie sztuczki Donalda Tuska, posuwać się małymi krokami i po prostu trwać. Ale to oznacza szybką delegitymizację nowej władzy i pozbawienie się przez nią szans na reelekcję. Żeby zrealizować sensowny plan reform, trzeba rządzić dwie kadencje. PO jako jedyna partia w Polsce po 1989 r. dostała taką szansę i kompletnie zawiodła. Dlatego jej wynik (na razie wedle exit poll) jest w jakimś sensie oceną tych rządów, choć mimo wszystko wciąż zawyżoną. Ale te złe rządy Tuska, Kopacz, Komorowskiego, Pawlaka i Piechocińskiego przez ostatnie osiem lat sprawiły, że część wyborców pomyśli, iż może lepiej nie pozwalać jednej opcji rządzić przez dwie kadencje, jeśli w tej drugiej ma sprawować włądzę jeszcze gorzej niż w pierwszej. To też utrudnienie dla nowego rządu i jego politycznego zaplecza. Ale wymienienie tych wszystkich ograniczeń i zagrożeń nie oznacza pesymizmu, defetyzmu czy fatalizmu. Twórcy II Rzeczpospolitej mieli znacznie trudniej i dali radę. I przeszli do historii jako ludzie, którzy dobrze się zasłużyli Polsce. Poczynając od końca 2015 r. wielkie rzeczy są też możliwe. A to, że są konieczne powinno tylko dodawać odwagi i determinacji. Na kolejne stracone lata Polski po prostu nie stać.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych