Poprzedni swój tekst na tym portalu skończyłem parafrazą Martina Luthera Kinga. „Yes, we have a dream. Tak, my konserwatyści mamy sen bez lewicy w Sejmie”. Moje marzenie się spełniło.
Niezależnie od ostatecznych wyników wyborów i tego czy triumfujący PiS będzie musiał budować koalicję, czy będzie rządził samodzielnie ( wszystko zależy od wejścia Korwina, który może zabrać Kaczyńskiemu większość), jedno można już teraz powiedzieć na pewno: Polacy odrzucając zarówno postkomunistyczną lewicę sygnowaną przez Leszka Millera i cynika Palikota jak i neobolszewię Razem pokazali, gdzie mają postępowe hasła promowane przez maistreamowe media.
Nie chodzi tylko o klęskę lewicy i fenomenalną wygraną prawicowej koalicji. Partia Kukiza jest oczywiście bardzo eklektyczna, ale ma twarz raczej prawicową. Niespójną, rozlazłą i naznaczoną emocjonalnością lidera. Ale jednak jest to ekipa mająca na ustach wartości patriotyczne i daleka jest od wrogości wobec Kościoła. Paweł Kukiz jest osobą wierzącą, a gospodarczo jest ulepiony z gliny korwinowskiej. Trudno podejrzewać się by w najbliższej kadencji dokonał skrajnej ideologicznej wolty.
Pod kątem gospodarczym trudno za lewicę uznać wolnorynkowego Ryszarda Petru i centrowy PSL. I choć od teraz to Platforma Obywatelska stanie się największą lewicową partią, to będzie miała twarz Jerzego Hausnera a nie Adriana Zandberga. Choć Polacy nie chcą ( nad czym ubolewam) czystego liberalizmu gospodarczego w wydaniu Friedmanowskim, to marksistowskie i socjalistyczne szaleństwa również są im dalekie.
Oczywiście PO będzie musiała skręcić w lewo by zagospodarować elektorat, który nie ma swojego przedstawicielstwa w parlamencie. Czy jednak będzie to zwrot radyklany światopoglądowo? Kompromitacja Janusza Palikota, który z platformerskiego liberała stał się polskim Zapatero nie zachęci liderów PO do takiego skrętu. Szczególnie, że Platforma po druzgocącej porażce Ewy Kopacz, która była twarzą „nie klękania przed biskupami” będzie odbudowywana przez Grzegorza Schetynę- jedynego polityka wagi ciężkiej w tej ekipie. O ile nie mam problemu by wyobrazić go sobie w sojuszu z postkomunistami, to trudno wierzyć by blisko mu było do robienia tęczowo-różowej rewolucji.
Leszek Miller i Janusz Palikot popełnili coś gorszego niż zbrodnia. Popełnili błąd. Gdyby zdecydowali się na połączenie się w jedną partię, a nie koalicję dziś byliby w Sejmie. Oczywiście nie można zapominać o dobiciu ich ze strony Zlewu. Dobry występ skrajnie lewackiego marksisty Adriana Zandberga został następnie w niewyobrażalnie promowany przez główne media. Pompowanie go przez gwiazdy dziennikarstwa ma swoje konsekwencje. Ostatecznie zabrał on potrzebne 3 procent postkomunistom do przekroczenia progu. Ciekawe jak teraz czują się wszyscy promujący go dziennikarze o lewicowych poglądach? To retoryczne pytanie.
25 października 2015 roku to data szczególna. Nie tylko początek budowy nowej Polski. Naprawa rządów najbardziej butnych, aroganckich i bezideowych polityków w historii III RP. To również koniec postkomunizmu w Polsce. Nie mentalnego postkomunizmu, którego wyplenić się nie da w jednym pokoleniu, ale koniec epoki polityków z PRL. To koniec czerwonych upiorów kreujących system. I choć lewica bez wątpienia w Polsce wróci, to będzie zupełnie inna. Czy lepsza? To już materiał na inny tekst.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/269637-sejm-bez-postkomunistow-i-neobolszewikow-te-wybory-pokazuja-gdzie-polacy-maja-lewackie-rewolucje