Dr Wojciech Jabłoński: "Cisza wyborcza szkodzi. Każdemu. To przecież jest zmarnowany czas przed głosowaniem". NASZ WYWIAD

PAP/Darek Delmanowicz
PAP/Darek Delmanowicz

wPolityce.pl: Dzień dobry! Czy mogę zabrać panu chwilę?

Dr Wojciech Jabłoński, politolog: Ale w ciszy wyborczej?

Tak, w ciszy. Bo chciałem porozmawiać właśnie o ciszy. Nie doskwiera ona panu?

To jest faktycznie sztuczny przepis bo istnieje coś takiego jak internet. Cisza wyborcza pochodzi z czasów, gdy dominowała prasa drukowana, która teraz odchodzi już do lamusa. Chylę czoła przed archaicznością tego przepisu.

Niektórzy mówią, że to czas „do namysłu”. Może faktycznie potrzebny jest wyborcom okres spokojnego zastanowienia się przed aktem wyborczym po tej całej gorączce kampanijnej?

Raczej nie. A to dlatego, że przyjmujemy, koncepcję racjonalną, iż wyborca myśli i kalkuluje, a dopiero wtedy głosuje. To jest jak z bajeczką o marketingu politycznym, która mówi, że wyborca sobie wybiera odpowiedni towar z półki pt. partie polityczne. A tak nie jest. Często wybór podejmowany jest pod wpływem emocji. I to emocji tak silnych, umacnianych w trakcie kampanii, a nawet przed nią, że cisza wyborcza niczemu nie służy. Łamanie ciszy wyborczej, także w internecie, świadczy o tym, że te emocje nie cichną. Moim zdaniem koncepcja „dnia do namysłu” nie ma sensu.

A czy może pan sobie wyobrazić jakiś rodzaj partii politycznej, której cisza wyborcza służy?

Cisza wyborcza szkodzi. Każdemu. To przecież jest zmarnowany czas przed głosowaniem. Tam gdzie nie jestem w stanie komunikować się za pomocą marketingu politycznego, albo zamyka mi się usta, tam ja tracę. Chodzi o to, aby do ostatnich chwil komunikować się, co pokazał wczoraj wyścig partii tuż przed północą. Tak więc gdyby nie cisza, to każdy do ostatniej minuty wykorzystywałby jakiekolwiek szanse polityczne.

Czyli cisza wyborcza, to rodzaj cenzury.

W pewnym sensie tak jest. Tylko cenzury w krajach totalitarnej się nie uzasadnia, ona po prostu istnieje, tak ciszę wyborczą uzasadnia się najczęściej jakoś tak bardzo świętoszkowato.

Czy widział pan już „bazarek” w internecie?

Jeszcze nie, ale podejrzewam, że już istnieje. To de facto takie omijanie cenzury.

CZYTAJ TAKŻE: Kaczki, ośmiorniczki, ciastka… Cisza ciszą, a internet musi jakoś żyć. Jest już „bazarek” z baaaardzo charakterystycznymi nazwami

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych