Tomasz Lis na tropach PiS, czyli nic nowego pod Słońcem Peru

fot. YouTube
fot. YouTube

Donald Tusk zobowiązał się publicznie i uroczyście w imieniu państwa, że afera taśmowa jego rządu zostanie wyjaśniona do września 2014, można więc powiedzieć, że drastycznie przekroczył termin, bowiem o rok z górką. Z drugiej strony kilka dni temu premier Kopacz pochwaliła się, że dzięki prężnym działaniom jej rządu, skończono budowę autostrady, której termin oddania do użytku minął trzy lata temu. Zatem poślizg Tuska nie jest żadnym skandalem, można nawet pokusić o stwierdzenie, że to normalność. Niestety, Tomasz Lis nie widzi żadnych okoliczności łagodzących dla rządów Tuska i Kopacz. Poszedł zatem własnym tropem.

Powiedzieć, że trop zaprowadził Lisa do PiS, to nic nie powiedzieć. Wszystkie tropy prowadzą do PiS! – pisze Newsweek na swojej stronie internetowej. Dosłownie wszystkie bez wyjątku. I dodaje, że prokuratura nie chce tymi tropami podążyć, jednocześnie obiecując, że jego organ podąży. W domyśle jest oczywiście chytra, lisia sugestia, że prokuratura jest pisowska. Tutaj jednak Lis ma problem, bo czczona przez niego Platforma na zgłaszane pretensje, że Tusk nie dotrzymał słowa w sprawie wyjaśnienia afery, odpowiada zawsze, że prokuratura już postawiła zarzuty, więc sprawa jest w gruncie rzeczy wyjaśniona. W tym przypadku Lis jakby pożerał własny organ, czyli kitę.

Z drugiej strony Platforma, wraz z Lisem zresztą, często zadaje publicznie takie niby retoryczne pytanie, jak to się dzieje, że tylu polityków Platformy zostało nagranych, a z partii Jarosława Kaczyńskiego żaden? Proste wyjaśnienia typu, że politycy PiS nie paplają po pijaku w knajpach o sprawach państwowych, Lis oczywiście odrzuca. Za retoryką kryje się oczywiście kolejna sugestia, że korzyść polityczną z afery wyciągnął PiS, więc to on stoi za nagraniami. Według starej rzymskiej zasady, że domniemanym winowajcą jest ten, kto skorzystał. Jest to o tyle niebezpieczne, że wtedy ma się pole do niezliczonych analogii, np. że organy państwa były bierne w aferze Amber Gold, żeby chronić Tuska i jego rodzinę. Można takich analogii wynaleźć nieskończoną ilość.

Zatem wedle Lisa pisowska prokuratura nie chce podążyć tropami wiodącymi od biznesmena Falenty do PiS. Ale co powiedzieć o CBA, CBŚ, ABW, z którymi przecież Falenta bardzo wydajnie współpracował? Wszystkie te służby są także pisowskie, że nie chcą podążać? To znaczyłoby, iż rząd Platformy nie ma żadnej kontroli nad służbami specjalnymi. W takim razie należy podziwiać nadludzką sprawność PiS, partii opozycyjnej przecież, która pod nosem rządu i parlamentu steruje służbami, mimo iż nie ma nad nimi żadnego formalnego zwierzchnictwa. To jest albo mistrzostwo świata w grze politycznej ze strony PiS, albo kosmiczna nieudolność rządu PO, którego Lis przecież z całych sił broni. Ale wtedy należy zadać pytanie Lisowi, o co mu właściwie chodzi, gdyż popieranie szkodliwych nieudaczników jest zawsze szkodliwe dla państwa.

Najzabawniejszym elementem tropów prowadzących rzekomo do PiS jest tajemniczy raport nieznanego autora, który miał trafić do ABW i Prokuratora Generalnego. Raport ponoć wskazuje, że śledztwo prokuratorskie „jest obstrukcją” wobec rzekomo oczywistego wątku pisowskiego. Humorystycznym akcentem jest fakt, że jako uzasadnienie kierowniczej roli PiS w namotaniu afery podsłuchowej organ Lisa cytuje wypowiedzi Radosława Sikorskiego, Bartłomieja Sienkiewicza oraz Jacka Rostowskiego – polityków Platformy, którzy w podsłuchanych rozmowach omawiali między innymi absolutnie niedemokratyczne sposoby niedopuszczenia opozycji do władzy. Lis pożarł własną kitę do końca.

Czytaj też:

Manipulatorski układ „Newsweeka”, Platformy i Giertycha zdemaskowany! Mecenas tworzy „poufny raport” ws. afery taśmowej, a pismo Lisa gra nim w kampanii PO!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.