„Ewa i przyjaciele”. Niepotrzebnie denerwuje się minister Misio, przecież już ma zapewnione miejsce pracy!

fot. PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

Pomysł otwarcia lokalu „Ewa & Przyjaciele” ocenić należy pozytywnie jako wyraz wskazania szans przeciwnikom politycznym. Zawieszenie tego szyldu na zakładzie karnym Białołęka byłoby błędem i grubiaństwem, bo mogłoby obrażać osadzonych, w tym rolników, którzy przyjaciółmi Pani Ewy chyba nie są. Wszystko w swoim czasie.

Niepotrzebnie denerwuje się minister Misio, przecież już ma zapewnione miejsce pracy, już za dwa tygodnie może w nowym lokalu śpiewać, a to zawsze coś na bezrobociu.

Gorzej będzie z klientami. Za dwa tygodnie wielu nie będzie przyznawało się do przyjaźni z Panią Ewą, będą marudzić, że nie wiedzieli, że musieli, że dzieci…Trzeba więc pomyśleć o sieci takich lokali – dla bezrobotnych powyborczych, ale i obecnych, których przyjdzie przejąć po Pani Ewie. Oraz uchodźcach, których nie można zostawić na pastwie losu. Widzę już kilka kandydatur na szefowe takich lokali, jeśli nie będą się upierać przy dziennikarstwie w podziemiu. Proponuję standard – limit miesięczny w wysokości płacy minimalnej minus opłaty za mieszkanie i energię. Dawałoby to prawo do karnetu miesięcznego i odpowiedniego jadłospisu. Skąd wziąć pieniądze? Przed każdym lokalem należałoby ustawić ucho igielne dla milionerów i pracowników sektora bankowego dla testowania ich szans na Królestwo Niebieskie. W czasach, kiedy trzeba się liczyć z każdym miliardem mogliby część odpalić biednym, co jest nakazem Ewangelii i może trochę pomóc zbawieniu darczyńców a na dziś poprawić warunki obdarowanym. Tak doszłoby do rekonstrukcji barów mlecznych, wszak bez przywiązywania łańcuchem sztućców.

Jeśli ukradną – sami sobie będą winni. Z całą mocą podkreślić trzeba, że nie jest to pomysł dyskryminujący, po prostu wynika on z prognozy koniecznych ruchów kadrowych, które sporo namieszają w szeregach bezrobotnych, jeśli dobrze odczytuję panikę w szeregach obozu rządzącego. Liczę na powrót na rynek pracy budowlańców, zrujnowanych narodowym planem budowy autostrad oraz małych przedsiębiorców przygniecionych przez ułatwienia. Może trzeba by pomyśleć o specjalnych lokalach dla dotychczasowych administratorów rolnictwa, którym można oferować świeżonkę z bimbrem, o wartości miesięcznej dotacji z okazji suszy.

Oczywiście nie będzie przymusu, ale z czymś trzeba wyjść do ludzi, którzy pobłądzili. Mogliby się spotykać przy stoliku rozważając przeszłość i wspominając dawnych przyjaciół. Niektóre lokale, wzorem ostatnio uświetnionej w Sejmie sali imienia Oleksego, można by nazwać imionami innych przyjaciół – np. „U Wojtka”, „Ludzie honoru” „ U generała. Bar zakąskowy” lub też „Wilcze oko”. Proszę pamiętać o wprowadzeniu do menu zapomnianych leniwych oraz ruskich, mogą być z omastą.

Oczyma wyobraźni widzę też szansę na małe bary kawowe z wieczorkami dla feministek, gdzie mogłyby urządzać „ Środy przy kawie”, wszelako bez dotacji z Urzędu miasta stołecznego lub Instytutu Sztuki Filmowej, którego dotychczasowi klienci radzić sobie będą musieli według reguł rynkowych. Jak Krauze, który sobie radzić musiał.

Otwarcie nowego lokalu błędnie zinterpretował Miś jako prezentację kwalifikacji przyszłej Pani premier. Nawet nieładnie to powiedział, a nie dostrzegł, że to wyraz dobrego planowania oraz miłosierdzia, obydwu brakujących obecnie Pani Ewie, z pewnością zaś jej dzisiejszym przyjaciołom.

Nie wiemy, co jeszcze wymyśli minister Kamiński, co jeszcze zdąży zepsuć odchodząca ekipa, ale nie trzeba się martwić. Czas w ogóle goi rany, a co dopiero marne dwa tygodnie. Trzeba myśleć o nieprzyjaciołach, ich przyszłości, w tym i zbawieniu. W duchu Ewangelii, której nie lubią, a niesłusznie, bo jeszcze się przyda, oj przyda.

Dlatego otwarcie lokalu uznać trzeba za krok w dobrym kierunku.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.