Wicepremier nowoczesna jak Volkswagen. Prawie. Mistyfikatorzy, by odnieść sukces potrzebują sojuszników

Fot. Flickr.com/Platforma Obywatelska
Fot. Flickr.com/Platforma Obywatelska

Zacznę akademicko – od definicji. Jednak aby zarazem być nowoczesnym, definicji poszukam nie w bibliotece, a w Wikipedii.

Dziś hasło „mistyfikacja”

Mistyfikacja (z gr. mystikós tajemny od mýstēs wtajemniczony) – celowe wprowadzanie w błąd, udawanie kogoś innego, tworzenie pozorów lub aranżowanie fałszywych instytucji, sytuacji”

Od pewnego czasu my-obywatele mamy szansę na wtajemniczenie w kulisy III RP, na poznanie, co faktycznie myślą elity tego systemu. Dzieje się tak dzięki „władcom taśm”, którym opinia publiczna co pewien czas zawdzięcza okruchy prawdy.

30 września 2015 „Gazeta Wyborcza” pisząc o śledztwie podsłuchowym rzuca kilka okruszków. Nie tylko smakowitych, ale – co ważniejsze – odsłaniających pewien ogólniejszy mechanizm. A skoro dziś po akademicku, to przytaczam materiał źródłowy.

Mistyfikacje chałupnicze

O Andrzeju W., szefie Instytutu Transportu Samochodowego Zbigniew Rynasiewicz, w latach 2013–2015 sekretarz stanu w ministerstwach odpowiadających za infrastrukturę, mówi tak:

On zrobił taką rzecz, słuchajcie, jego musiało się zwolnić albo do prokuratury. On sam sobie wypłacał [pieniądze] za projekty europejskie, sam ze sobą podpisywał umowy, 400 tys. sobie wziął

I najlepsze, że zapłacił w Warszawie ekspertom, którzy zrobili mu opinię, że tak naprawdę to mógł to sobie wziąć. Mógłby siedzieć, bo sam ze sobą podpisał te umowy, sam sobie zlecił, sam podpisał i sam wypłacił”. Wygląda to na swoiste perpetuum mobile: przywłaszczyć publiczne środki, a potem uzyskać „obiektywną” opinię, że wszystko OK.

GW” pisze też o NIK-owskiej kontroli wykorzystania funduszy unijnych w służbie zdrowia. Ówczesna wicepremier i minister Elżbieta Bieńkowska mówi, że „posłuży się wynikami kontroli z 2011 r. i zrobi tak, „by wyszło dobrze”. Bieńkowska:

To znaczy wiadomo, że to nie jest prawda, ale co, kto będzie te pieniądze zwracał? Ja wiem, jak jest, kontrole robiliśmy po to, żeby wyszło, że jest dobrze. A jest źle, ale to są setki milionów złotych

Koalicja mistyfikatorów

Widzimy, że mistyfikatorzy, by odnieść sukces (czytaj: zapewnić sobie bezkarność) potrzebują sojuszników (z którymi trzeba się przecież dzielić). Jak to działało?

Media nurtu najgłówniejszego wspierane (np. przez reklamy ze spółek Skarbu Państwa) z będących w dyspozycji PO/PSL środków publicznych, oceniają pozytywnie rządzących. „Autorytety” lansowane przez te media – podobnie jak eksperci wynajęci przez Andrzeja W. - tłumaczyły nam, jak to dobrze, że takiego typu postacie rządzą Polską.

Teraz, gdy w „dobroć” tego rządzenia już nikt nie wierzy, autorytety tłumaczą, że naszym patriotycznym obowiązkiem jest gorliwie bać się Prawa i Sprawiedliwości! Ale to mistyfikacje dość proste. Poza nimi istnieją również mistyfikacje bardziej „nowoczesne”…

Mistyfikacje technologicznie zaawansowane

Zaawansowanie polega m.in. na automatyzacji. Dobrze ukazała to afera wielkiej firmy Volkswagen. Niektóre modele aut tej firmy miały takie inteligentne oprogramowanie, które samo z siebie rozpoznawało, czy auto przypadkiem nie pojechało na kontrolę techniczną i nie zostaje poddawane kontroli poziomu emisji spalin. I wtedy automatycznie ów poziom był obniżany tak, by spełniać oficjalnie wyznaczone normy.

Nieco wcześniej, gdy firma Volkswagen uchodziła jeszcze za wzór solidności, hakerzy ujawnili kulisy serwisu „randkowego” Ashley Madison. Serwis przyciągał prawie wyłącznie mężczyzn, których po zwabieniu wizją kontaktów pozamałżeńskich naciągano na opłaty.

Jak podała „Wirtualna Polska”, na 37 milionów profili, założonych w Ashley Madison, kobiecych było zaledwie 5,5 miliona. W tej liczbie tylko ok. 12 tysięcy kobiet było aktywnymi użytkowniczkami. Reszta profili była porzucona niemal od razu po ich założeniu. Z dostępnych danych wynika, że firma mnożyła fałszywe profile, udające rzeczywiste osoby.

Miały one wyglądać jak najbardziej wiarygodnie. Męscy użytkownicy portalu dostawali automatyczne powiadomienia typu: „Użytkowniczka X wydaje się być tobą zainteresowana. Powinieneś wysłać jej prywatną wiadomość”. A za wysyłanie prywatnych wiadomości trzeba było płacić. Tylko w roku 20014 z taki biznes miał przynieść 115,5 USD.

Wprawdzie minister Bieńkowska i reszta ekipy PO nie potrafiła jeszcze zautomatyzować procedur lipnych kontroli, ale i tak nowoczesności można się od nich uczyć.

Tekst ukazał się w tygodniku „wSieci”, nr 40, 5-11 października 2015

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.