Kto uratuje ten świat? Część IV

Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

Kto uratuje ten świat? część większej całości

Część IV

A teraz ludzie

Każdy chce dobrze żyć. Nikt nie chce wojny. Nikt nie chce ginąć za nie swoją sprawę. Nikt nie chce płacić cudzych rachunków. I ma do tego prawo. Społeczeństwo świata nie chce wojny! Ale gdy tragedia staje się faktem, to poszkodowani mają prawo oczekiwać pomocy ze strony organizacji charytatywnych i pomocowych na całym świecie. Państwo natomiast jest powołane do pilnowania bezpieczeństwa swoich obywateli i kontrolowania każdego zbliżającego się niebezpieczeństwa. Państwo nie powinno prowadzić wojen łupieżczych.

Jeżeli natomiast słabe państwo nie spełnia swojej roli: służby specjalne nie są w stanie ani kontrolować, ani nawet pilotować toku wydarzeń i informować właściwe organy państwa, w mediach toczą się partyjne przepychanki i, poza nielicznymi wyjątkami, płynie dezorientacja, a rząd znika z pola widzenia lub nie potrafi zająć stanowiska, albo zajmuje je w sposób czytelnie niesuwerenny, to inicjatywę musi przejąć naród, a więc konstytucyjny suweren. Taki mechanizm włącza się automatycznie, choć brak centralnego ośrodka władzy najczęściej oznacza ogólną dezorientację. W polskiej historii jest to aż nadto zrozumiałe. Zła informacja generuje konflikty. Po obu stronach narasta albo strach, albo pojawiają się nadmierne oczekiwania, które nie mogą być spełnione. Ludzie wówczas stają się zakładnikami lub ofiarami.

Co jednak sprawia, że tak wielu porzuca swojego Boga i maszeruje do tej ziemi obiecanej, w którym go nie ma? Idą tak, jak wraca się ze Wschodu, bez dobytku, ale… tym razem ewenement – z plecakami pieniędzy. W Grecji płacą nominałem 500 euro. Takich banknotów w Eurolandzie nikt nie widział, ale ktoś musiał je wcześniej wydrukować a następnie im dostarczyć. Rodzą się więc pytania – kto zainwestował, emigranci, czy ci, którzy dali im pieniądze? A skoro są młodzi i dostali duże pieniądze, to muszą się czuć wyjątkowi i ważni. Czy nie przypadkiem tak samo, jak młodzi UB-ecy w powojennej Polsce? I są to pytania, na które trzeba udzielić odpowiedzi. Tym bardziej, że ci, którzy idą ze swoimi nadziejami głośno domagają się lepszego traktowania, wysokich dla siebie standardów, mieszkań, pracy, a więc tego wszystkiego, czego nie mają lub na co muszą niekiedy latami czekać, lub pracować, miejscowi? Są podzieleni na grupy, każda z nich ma przewodnika, swoją strategię i sprawnie poruszają się po nieznanym sobie terenie. Czy przypadkiem nie jest to nowy proletariat? Gdyby coś takiego zaistniało w czasie ograniczonych działań wojennych, a UE stanowiła oparcie moralne i militarne dla swoich obywateli, całość przedstawiałaby się zupełnie inaczej. Gdy natomiast obszary zapalne pochłaniają coraz większą przestrzeń Eurazji, to sprawa staje się niebezpieczna.


Pomysł sprowadzenia emigrantów, których od samego początku nazwano uchodźcami oraz propagandowe do nich podejście, wskazuje raczej na rodzimy zamysł i pozaeuropejską współpracę. Przygotowano go jednak w sposób pochopny i w pośpiechu. Najbardziej zaskoczone zostały graniczne kraje UE i to w sposób, który nie ma nic wspólnego z solidarnością. I chyba należałoby się zastanowić, czy tylko przypadek sprawił, że należały one do najbardziej niesfornych? Pytań oczywiście jest bardzo wiele, a odpowiedzi pewnych – mało. Ta forma emigracji na początku w Europie budziła mieszane uczucia, ale z czasem zaczęła przeradzać się w coraz większy opór obywateli UE, o którym społeczeństw się nie informuje.

Ktoś im coś więc musiał obiecać, ktoś musiał pobudzić ich wyobraźnię i roztoczyć wizję dobrobytu. Tak było przy każdej „gorączce” emigracyjnej, także tej amerykańskiej i brazylijskiej. Naganiacze przyjeżdżali, obiecywali, a potem zamiast raju, czekała ich droga przez mękę. W przypadku emigracji do obu Ameryk, problem był załatwiany krótko. Emigrant z workiem ziarna i narzędziami rolniczymi lądował w puszczę lub na prerii i czekały go karczunek, albo rozpacz, obrona przed Indianami albo śmierć,. Ucieczki nie było. Śmiertelność wśród nich była przerażająca. W przypadku obecnej emigracji azjatyckiej ( w ich przypadku europejskiej), ludzie ci idą do zasobnych krajów, które chcą być jeszcze bardziej zasobne. Idą nie na bezkresy, lecz miedzy ludzi. Nie wiadomo co im powiedziano lub dopowiedziano, ale idą, jak po swoje. I jeszcze nie wiedzą, że tam spokoju nie zaznają, nie wiedzą, że część z nich zostanie deportowana do kraju pochodzenia. A stamtąd trafiać będą wprost w szeregi wojowników państwa islamskiego. Tak samo, jak np. po II wojnie deportowani przez Zachód Rosjanie trafiali na Sybir. Co więc sprawia, że wierni idą na ziemię niewiernych? To podszept Boga, czy podstęp diabła?


Jakie skutki może przynieść ten exodus? Nie można wykluczyć, że obecny kryzys nie rozejdzie się po kościach, strefa z Schengen przejdzie do historii a państwa graniczne zostaną rzucone na pastwę losu. Niemcy mogą wykorzystać swoje centralne geopolityczne położenie i okopać się wokoło murem ochronnym państw ościennych. Ale taka postawa to prawdopodobnie gwóźdź do trumny UE i droga do powtórnego podziału Niemiec na poszczególne państwa. Same Niemcy nie wytrzymają naporu, które ściągnęły na siebie – dlatego, że ma on charakter sztuczny i napompowany wygórowanymi oczekiwaniami z obu stron. Uchodźca zawsze ma tylko jedną prośbę – prośbę uratowania mu życia, danie schronienia i wiktu, jemu i jego najbliższym. Nadmierne żądania w ustach uchodźców są czymś nienaturalnym. I nie ma co ukrywać, że rozpad UE będzie miał bardzo negatywne konsekwencje dla wszystkich jej członków.

Co więc zrobić z taką ilością i takim naporem ludzi? Dla Polski przyjęcie nawet 60 tysięcy uchodźców (12 x 5 członków rodzin) nie powinno stanowić problemu. Problem pojawia się wówczas, gdy mamy do czynienia z dyktatem i groźbami, a więc z czymś, co z krajobrazu politycznego UE powinno zniknąć. Najrozsądniejsza jest prewencja, o której prezydent Andrzej Duda mówił podczas wizyty w Niemczech. Prewencja, czyli działanie w kierunku ograniczenia napływu. Ale nie wiemy czy taka wola ze strony liderów UE istnieje? Nie wiemy też czy jedyną przeszkodą nie okażą się warunki zimowe. Gdy one ustąpią, czy wiosna nie przyniesie kolejnych fal emigracji i kolejnych dyktatów?

Natomiast taryfa ulgowa powinna dotyczyć chrześcijan, wobec, których nasza cywilizacja ma określone zobowiązania. To oni u siebie są zmuszani do zmiany wiary, a w przypadku odmowy, im grozi kara śmierci, a ich córkom gwałt. Tym ludziom została odcięta droga powrotu. Wszelkie dyskusje na temat nierówności traktowania chrześcijan i niechrześcijan powinny być traktowane, jako nie merytoryczne. Natomiast los sprowadzonych do Europy chrześcijan, z względu na niepewny los Europy, też jest trudno przewidywalny.

Na pytanie co konkretnie robić, dziś więc odpowiedzi jeszcze nie ma, prócz ogólnego – bronić się. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że ta obrona nie ma źródeł w nienawiści, lecz powodowana jest uwarunkowaniami strukturalnymi i mechanizmami ekonomiczno-cywilizacyjnymi, w których obie społeczności się znalazły. Nie ma, ale może mieć. A w tym starciu Europa nie ma wiele szans. Rozpad UE będzie miał negatywne konsekwencje dla wszystkich jej członków. Bez wyjątku.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.