Czy szczyt Grupy Wyszehradzkiej poprawi relacje w regionie po sabotażu dokonanym ostatnio przez rząd PO-PSL na rzecz niemieckich interesów? Gra idzie o Nord Stream 2

gazprom-germania.de
gazprom-germania.de

Szczyt Grupy Wyszehradzkiej to okazja dla prezydenta Andrzeja Dudy do prezentacji własnego stanowiska w sprawie uchodźców i podniesienia roli V4 w polskiej polityce zagranicznej

— uważa dr Piotr Bajda z Zakładu Stosunków Międzynarodowych UKSW.

W czwartek i piątek prezydent Andrzej Duda weźmie udział w spotkaniu prezydentów państw Grupy Wyszehradzkiej i prezydent Chorwacji w Balatonfured na Węgrzech.

Bajda powiedział, że Andrzej Duda od początku prezydentury wprost wskazywał, że Grupa Wyszehradzka powinna być bezpośrednim zapleczem współpracy regionalnej.

Inaczej V4 definiuje rząd z premier Ewą Kopacz na czele. Z perspektywy rządu, co było deklarowane już przez byłego premiera Donalda Tuska i byłego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, ten format nie miał takiego znaczenia, ważniejszy był format współpracy z Berlinem i Paryżem

— ocenił.

Zdaniem eksperta na spotkaniu prezydent Duda będzie mógł zaznaczyć swoje odmienne od rządowego stanowisko ws. uchodźców na forum UE.

Jeśli chcemy mieć otwartą koncepcję współpracy w ramach Wyszehradu, to postawa Dudy pozwoli nam zachować otwarte drzwi. Głosowanie ws. uchodźców (polski rząd poparł uzgodnienia głosując inaczej niż pozostałe państwa V4 - PAP) postawiło pytanie o przyszłość Grupy Wyszehradzkiej. Jeśli nadal uważamy naszych partnerów za południową granicą za wartych strategicznego podejścia, to ten dialog musi być utrzymany

— zaznaczył Bajda.

Podkreślił przy tym, że niedługo powstanie dylemat, jak przekonać UE do przedłużenia sankcji wobec Rosji.

Nasze zachowanie podczas głosowania ws. uchodźców może odbić się nam czkawką. Obawiam się, że nasi partnerzy z Grupy Wyszehradzkiej, którzy mają o wiele więcej interesów gospodarczych z Rosją, nie będą nas wspierali, by przedłużyć sankcje wobec Rosji

— powiedział.

Ocenił też, że obecnie kraje V4 najbardziej dzielą właśnie relacje z Rosją.

Nie jest tak, że którekolwiek z państw V4 jest gotowe czy myślało, by uznać aneksję Krymu, ale rzeczywiście ze względu na relacje gospodarcze, a czasem też polityczne, nasi południowi partnerzy potrafią wejść w rolę adwokata Rosji - to jest dla nas największym wyzwaniem

— uważa Bajda.

Według niego, jeśli Polska chce odnieść sukces w ramach współpracy w V4, musi być gotowa pokazać swoim partnerom, że jest w stanie zrezygnować z czegoś, by ich wesprzeć.

Podkreślił, że do niedawna wspólnym obszarem dyskusji państw V4 były kwestie bezpieczeństwa.

Ale tu w wyniku różnego rodzaju procesów nie bardzo możemy liczyć na wspieranie naszych postulatów odnośnie budowania baz infrastruktury NATO w państwach Europy Środkowej

— dodał.

Zaznaczył, że mimo różnic nadal są problemy, wokół których V4 może ogniskować współpracę; m.in. kwestia pozycji w UE.

Mamy świadomość, że jesteśmy państwami peryferyjnymi. Jedynie Słowacja jest częścią państw strefy euro. Nasze gospodarki działają na rzecz dużych gospodarek zachodniej Europy. Peryferyjność regionów jest czymś, co wspólnie odczuwamy

— ocenił.

Większość inwestycji europejskich miało charakter budowania korytarzy transportowych na linii wschód-zachód, czyli traktowania Europy Środkowej jako obszaru tranzytowego. Na marginesie prowadzone były projekty północ-południe, które nas miałyby połączyć

— powiedział.

Także Artur Burakowski z Instytutu Studiów Politycznych PAN uważa, że sprawa konfliktu na Ukrainie do pewnego stopnia kraje V4 dzieli.

Węgry, Słowacja i Czechy starają się mieć mniej zaangażowane stanowisko ws. tego konfliktu, a Polska stara się wspierać demokratyczne przemiany na Ukrainie. Są obszary, gdy grupa działa osobno, i razem

— dodał.

Zwrócił także uwagę na pogorszenie się w ostatnim czasie relacji gospodarza spotkania Węgier z Rumunią na tle kryzysu migracyjnego.

We wrześniu Węgrzy rozpoczęli budowę muru na granicy z Rumunią, co zostało bardzo źle odebrane przez Bukareszt

— dodał.

Dalszy ciąg czytaj na następnej stronie.

Argumentem wspólnym Polski, Czech i Słowacji przeciwko gazociągowi Nord Stream 2 mogą być straty z opłat tranzytowych; jednak dla Polski sprzeciw wobec gazociągu to bardziej kwestia polityczna niż gospodarcza

— uważa z kolei Zuzanna Nowak z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Ekspertka ocenia, że współpraca energetyczna Węgier i Rosji może stanąć na przeszkodzie jednolitemu stanowisku Grupy Wyszehradzkiej wobec budowy gazociągu Nord Stream 2.

Nowak podkreśla, że w globalnym interesie UE powinno być zapewnianie jak największej liczby gazociągów, dywersyfikacja dróg i dostawców. Zaznacza, że projekt Nord Stream 2 budzi kontrowersje, gdyż Komisja Europejska w kwestii przesyłu gazu z Rosji zdecydowanie chce podtrzymać rolę Ukrainy jako państwa tranzytowego. Tymczasem - jak zaznacza ekspertka - za sprawą działań Rosji Ukraina jako kraj tranzytu staje się niepewna.

Według Nowak, argumentem prezydenta Dudy ws. gazociągu Nord Stream 2 jest europejska solidarność. Ekspertka podkreśla, że Polska kończy budowę terminalu gazowego w Świnoujściu, ma własne wydobycia, a także możliwość przesyłu rewersowego gazu np. z Niemiec. Dlatego sprzeciw wobec Nord Stream 2 jest bardziej kwestią polityczną niż gospodarczą.

Zdaniem ekspertki w przypadku zbudowania gazociągu Nord Stream 2 gospodarczo Polska mogłaby ewentualnie stracić na opłatach tranzytowych setki mln zł.

Z punktu widzenia finansowego Polski ważne są opłaty tranzytowe, jakie pobieramy za przesył gazu ze Wschodu na Zachód

— powiedziała.

W ocenie Nowak, to może łączyć polskie stanowisko ze słowackim i czeskim.

Z tego, co mówią Słowacy, wynika, że martwią się przede wszystkim o rozwój gospodarczy swojego kraju

— podkreśla ekspertka. Jak dodaje, budowa Nord Stream 2 dla Słowacji oznaczałaby m.in. obniżenie dochodów z tranzytu gazu, konieczność dostosowania systemu energetycznego do pobierania gazu z innego źródła, a więc koszty liczone w milionach dolarów.

Ekspertka przypomina, że Słowacja początkowo mówiła, że zawetuje sankcje wobec Rosji, jeśli zagrożą rozwojowi gospodarczemu kraju.

Nowak ocenia, że w przypadku Czech sytuacja jest podobna. Jak mówi, b. czeski premier Mirek Topolanek uważa, że budowa Nord Stream 2 jest zagrożeniem dla Unii Europejskiej, może prowadzić do opóźnienia lub niezrealizowania pomysłu budowy korytarza UE Północ-Południe, zagrozić inwestycjom.

Zagrożona byłaby Europa Południowa, bo oznaczałoby to przyhamowanie rozwoju projektu dawnego South Streamu - obecnie „Tureckiego Potoku”, który co prawda też nie jest najlepszy do UE, ale przynajmniej dostarczałby gaz do południowych krajów Europy

— zaznacza Nowak.

Inicjatywie wspólnego stanowiska V4 może - zdaniem Nowak - zaszkodzić współpraca gospodarcza prezydenta Rosji i Węgier. Jak ocenia ekspertka, trudno znaleźć argument ważny i decydujący dla Węgier, aby ten kraj sprzeciwił się budowie gazociągu.

Węgry są tu najsłabszym ogniwem

— mówi.

Według ekspertki Polska jako kraj członkowski UE może oczywiście nawoływać do odejścia od pomysłu budowy Nord Stream 2, jednak przede wszystkim powinniśmy koncentrować się na budowie własnego bezpieczeństwa energetycznego, a nie działaniach przeciwko komuś.

Nowak podkreśla, że jest rozdźwięk w UE dotyczący rozumienia bezpieczeństwa energetycznego. Według niej starania Polski dotyczące dywersyfikacji dostaw energii nie pokrywają się z dążeniami krajów Zachodu.

W miksie energetycznym Wielkiej Brytanii i Holandii gaz rosyjski stanowi malutki ułamek lub nie ma go w ogóle. To co dla nas stanowi dywersyfikację, czyli zmniejszenie udziału rosyjskiego gazu w miksie energetycznym, dla tamtych krajów oznacza, że wręcz powinni z rosyjskiego gazu korzystać

— dodaje.

Jak ocenia, Polska nie ma „twardych argumentów” przeciwko budowie Nord Stream 2, gdyż nie będzie przechodził przez polskie wody terytorialne, a argumenty środowiskowe nie pomogły w przypadku budowy pierwszej nitki gazociągu.

Na początku września przedstawiciele Gazpromu, niemieckich firm E.On i BASF-Wintershall, brytyjsko-holenderskiego Royal Dutch Shell, austriackiego OMV i francuskiego Engie (dawniej GdF Suez) podpisali prawnie obowiązujące porozumienie akcjonariuszy w sprawie budowy Nord Stream 2, nowej dwunitkowej magistrali gazowej o przepustowości 55 mld metrów sześciennych surowca rocznie z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie.

Slaw/ PAP

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.