W świetle logiki pastorki M. prezydent Duda byłby złym człowiekiem, który nie kocha bliźniego, tylko uprzykrza mu życie. A mogłoby być tak pięknie, i dzieci też by się rodziły… Przykład? Bitte sehr! Przed niemieckim sądem toczyła się sprawa pary lesbijek. Jedna z nich była wcześniej mężczyzną, który w 1998 r. poddał się operacji zmiany płci. Zanim to zrobił, zdeponował swe nasienie w tzw. banku spermy. W 2006 r. jego, a właściwie już jej (bowiem w międzyczasie uznano go urzędowo za kobietę) partnerka dokonała w Belgii sztucznego zapłodnienia przechowywanym nasieniem, jego, znaczy jej. W 2007 r. urodził się „ich” syn, jednak urzędnicy odmówili wpisania do aktu urodzenia dziecka dzisiejszych nazwisk obu „mam” z tej jednopłciowej pary. Także decyzją instancji odwoławczych w metryce narodzonego chłopca pozostanie dawne imię i nazwisko ojca, sprzed jego zmiany płci. Jak w przyszłości zareaguje na to wszystko ten obecnie ośmiolatek? Co to kogo obchodzi, skoro chodzi o „podstawowy kanon etyczny jakim jest duch miłości”… I, jak nie patrzeć, chłopiec przyszedł na świat, a więc można? Można… Moją wyobraźnię to jednak przerasta.
Pisałem już nie raz, w świecie demokracji homoseksualiści, transis czy cudowronki mogą od dawna żyć spokojnie i brać udział w życiu publicznym, także u nas, czego dowodem było zdobycie poselskiego mandatu przez „pierwszego” geja Rzeczpospolitej Roberta Biedronia, obecnie prezydenta Słupska, czy posłanki Grodzkiej, dawniej Krzysztofa Bęgowskiego, mającego syna z okresu, gdy był jeszcze mężem swojej żony. W jego/jej awansie nie przeszkodziło nawet to, że wcześniej był komuszym instruktorem PZPR.
Tolerancja nie jest jednak jezdnią jednokierunkową. W ferworze międzypartyjnych starć umyka tak istotna sprawa, jak granice społecznej akceptacji i konsekwencje podejmowanych decyzji przez ustawodawców. Weto prezydenta Dudy uzasadnione zostało tym, że ustawa o „uzgadnianiu płci” zawiera nieścisłości, luki i koliduje z dotychczasową praktyką orzeczniczą. Dopuszczała m.in. dowolność wielokrotnej zmiany „płci metrykalnej”, zawieranie małżeństw przez osoby tej samej płci biologicznej oraz adopcję dzieci przez takie pary.
Marszałek Kidawa-Błońska kombinuje obecnie, jak odrzucić prezydenckie weto jeszcze w tej kadencji parlamentu, bo w przyszłej raczej już się nie da. Tej kobiecie, żonie i matce w ferworze politycznej rywalizacji umyka uwadze, że płeć nie wynika z uzgodnienia i nie może być przedmiotem targów.
Na koniec ostatni, bynajmniej nieśmieszny przykład zza miedzy: zmianę płci przeszła m.in. niemiecka triathlonistka Nicole Schnass, kiedyś zawodniczka męskiej reprezentacji, która po chirurgicznej i urzędowej korekcie zaczęła rywalizować z kobietami. Jak skarżyła się w mediach, choć związek dopuścił ją do zawodów, konkurentki jej nie akceptowały. A to przecież jawna „dyskryminacja z uwagi na płeć”. Były nawet oficjalne protesty z obu stron.
Nowość polegała na tym, że - według Schnass - kobiety dyskryminowały ją, „też przecież kobietę”. Jak podeszliby do tego konfliktu np. sędziowie i międzynarodowe władze sportowe? Ten akurat problem rozwiązał się sam - były reprezentant/niedoszła reprezentantka Niemiec ma dziś już 44 lata i wkrótce będzie mogła startować co najwyżej w zawodach dla emerytów. Pardon, emerytek… ? - sam już nie wiem.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W świetle logiki pastorki M. prezydent Duda byłby złym człowiekiem, który nie kocha bliźniego, tylko uprzykrza mu życie. A mogłoby być tak pięknie, i dzieci też by się rodziły… Przykład? Bitte sehr! Przed niemieckim sądem toczyła się sprawa pary lesbijek. Jedna z nich była wcześniej mężczyzną, który w 1998 r. poddał się operacji zmiany płci. Zanim to zrobił, zdeponował swe nasienie w tzw. banku spermy. W 2006 r. jego, a właściwie już jej (bowiem w międzyczasie uznano go urzędowo za kobietę) partnerka dokonała w Belgii sztucznego zapłodnienia przechowywanym nasieniem, jego, znaczy jej. W 2007 r. urodził się „ich” syn, jednak urzędnicy odmówili wpisania do aktu urodzenia dziecka dzisiejszych nazwisk obu „mam” z tej jednopłciowej pary. Także decyzją instancji odwoławczych w metryce narodzonego chłopca pozostanie dawne imię i nazwisko ojca, sprzed jego zmiany płci. Jak w przyszłości zareaguje na to wszystko ten obecnie ośmiolatek? Co to kogo obchodzi, skoro chodzi o „podstawowy kanon etyczny jakim jest duch miłości”… I, jak nie patrzeć, chłopiec przyszedł na świat, a więc można? Można… Moją wyobraźnię to jednak przerasta.
Pisałem już nie raz, w świecie demokracji homoseksualiści, transis czy cudowronki mogą od dawna żyć spokojnie i brać udział w życiu publicznym, także u nas, czego dowodem było zdobycie poselskiego mandatu przez „pierwszego” geja Rzeczpospolitej Roberta Biedronia, obecnie prezydenta Słupska, czy posłanki Grodzkiej, dawniej Krzysztofa Bęgowskiego, mającego syna z okresu, gdy był jeszcze mężem swojej żony. W jego/jej awansie nie przeszkodziło nawet to, że wcześniej był komuszym instruktorem PZPR.
Tolerancja nie jest jednak jezdnią jednokierunkową. W ferworze międzypartyjnych starć umyka tak istotna sprawa, jak granice społecznej akceptacji i konsekwencje podejmowanych decyzji przez ustawodawców. Weto prezydenta Dudy uzasadnione zostało tym, że ustawa o „uzgadnianiu płci” zawiera nieścisłości, luki i koliduje z dotychczasową praktyką orzeczniczą. Dopuszczała m.in. dowolność wielokrotnej zmiany „płci metrykalnej”, zawieranie małżeństw przez osoby tej samej płci biologicznej oraz adopcję dzieci przez takie pary.
Marszałek Kidawa-Błońska kombinuje obecnie, jak odrzucić prezydenckie weto jeszcze w tej kadencji parlamentu, bo w przyszłej raczej już się nie da. Tej kobiecie, żonie i matce w ferworze politycznej rywalizacji umyka uwadze, że płeć nie wynika z uzgodnienia i nie może być przedmiotem targów.
Na koniec ostatni, bynajmniej nieśmieszny przykład zza miedzy: zmianę płci przeszła m.in. niemiecka triathlonistka Nicole Schnass, kiedyś zawodniczka męskiej reprezentacji, która po chirurgicznej i urzędowej korekcie zaczęła rywalizować z kobietami. Jak skarżyła się w mediach, choć związek dopuścił ją do zawodów, konkurentki jej nie akceptowały. A to przecież jawna „dyskryminacja z uwagi na płeć”. Były nawet oficjalne protesty z obu stron.
Nowość polegała na tym, że - według Schnass - kobiety dyskryminowały ją, „też przecież kobietę”. Jak podeszliby do tego konfliktu np. sędziowie i międzynarodowe władze sportowe? Ten akurat problem rozwiązał się sam - były reprezentant/niedoszła reprezentantka Niemiec ma dziś już 44 lata i wkrótce będzie mogła startować co najwyżej w zawodach dla emerytów. Pardon, emerytek… ? - sam już nie wiem.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/267384-tolerancja-nie-jest-jezdnia-jednokierunkowa-a-plec-nie-wynika-z-uzgodnienia-i-nie-moze-byc-przedmiotem-politycznych-targow?strona=2