Prof. Żurawski: Słowa ambasadora Rosji były celowe. Spodziewajmy się dalszych kroków zmierzających do zaostrzenia stosunków z Polską. NASZ WYWIAD

Fot. PAP/Rafał Guz
Fot. PAP/Rafał Guz

wPolityce.pl: MSZ wezwało ambasadora Rosji, stanowczo protestując po jego słowach, że Polska jest odpowiedzialna za II wojnę światową. Siergiej Andriejew przyznał, że został źle zrozumiany, ale potrzymał tezę, że polityka polskich władz doprowadziła w 30 latach do katastrofy kraju. Czy po proteście MSZ ten dyplomatyczny zgrzyt można uznać za zamknięty?

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Sądzę, że ten incydent można uznać za zakończony. Jednak wszyscy są zgodni, i ja również, że ambasador Rosji się nie przejęzyczył. Jego słowa były celowe. W mojej ocenie cel, w jakim cała akcja została podjęta i wdrożona, nie został przez Rosję osiągnięty. To oznacza, że należy się spodziewać kolejnych tego typu posunięć.

O jakim celu Pan mówi? Co Rosja chciała uzyskać?

Widzę tę sprawę jako część szerszego planu. Rosja będzie obecnie dążyła do uzyskania statusu sojusznika Zachodu w walce z islamizmem. Oczywiście nie będzie tym sojusznikiem za darmo. Będzie żądała pewne ceny - w mojej ocenie uznania swojej strefy wpływów. Zapewne większych, czy dominujących na obszarze postsowieckim i, mniejszych, w Europie Środkowej. To będzie oznaczało, że w Polsce nie będzie stałych baz NATO, że będziemy tkwili w szarej strefie.

Jak to się ma do słów ambasadora Rosji? One dotyczyły przecież spraw czysto historycznych.

Rosja, żeby uniemożliwić kontrakcję dyplomacji polskiej, musi na czas tej operacji ukazać Zachodowi Polskę jako kraj histerycznie rusofobiczny. Sytuacja, w której ambasador Rosji zostałby uznany w Polsce za persona non grata, a stosunki dyplomatyczne Polski i Rosji zostałyby obniżone do poziomu poniżej ambasadorów, byłaby dla Rosji korzystna.

Wielu sugerowało wydalenie ambasadora z Polski.

Zgodnie ze starą zasadą Napoleona, nigdy nie należy robić tego, czego życzy sobie nieprzyjaciel, a fakt, że on sobie tego życzy jest wystarczającym powodem, by tego nie robić. Sądzę więc, że w zaistniałej sytuacji wezwanie ambasadora do MSZ na reprymendę było posunięciem na tym etapie gry słusznym. Jednak spodziewam się kontynuacji tego typu sporów.

Historycznych?

Zapewne tak. Chodzi bowiem o to, by pokazać, że nie mamy do czynienia z uzasadnionymi konfliktami dotyczącymi bieżących interesów, ale by pokazać, że Polacy wciąż spierają się w sprawach historycznych z Rosją do tego stopnia, że doprowadzili do obniżenia stosunków z Moskwą. Nie należy tego scenariusza wykonywać. Trzeba działać tak, by Moskwa musiała zademonstrować, że to ona bardzo się stara o obniżenie stosunków z Polską. Nie możemy pokazać, że Rosja spotyka się z nadwrażliwością strony polskiej, która reaguje nieracjonalnie. Dotychczasowa reakcja była słuszna.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.