Czy w Polsce powinny być bazy NATO? „Są lepsze środki, takie gesty prowadzą tylko do eskalacji napięć”- mówi Javier Solana, były szef Sojuszu Północnoatlantyckiego w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

Javier Solana, który przewodniczył NATO w latach 1995-99, a przez kolejne 10 lat był szefem unijnej dyplomacji, przyjechał do Polski, by przekonywać do zacieśnienia współpracy europejskich państw w dziedzinie obronności.

Mamy unię monetarną, chcemy mieć unię energetyczną. Powinniśmy też dążyć do jedności w dziedzinie obrony. Państwa UE wydają na nią ponad 190 mld euro rocznie. Zintegrowana polityka będzie bardziej efektywna. Innymi słowy, za te same lub mniejsze pieniądze będziemy mogli więcej

—przekonuje hiszpański polityk. Według niego w obliczu kryzysu imigracyjnego nie należy tworzyć linii podziału Wschód - Zachód. Polska więc „niekoniecznie musicie ożywiać format wyszehradzki”.

Kluczowe jest zatrzymanie wojny w Syrii. Należy prowadzić intensywne zabiegi dyplomatyczne z wszystkimi głównymi graczami

—podkreśla. Jego zdaniem NATO jest przygotowane na nowe scenariusze rosyjskiej agresji, np. wojnę hybrydową, np. w państwach bałtyckich. Bazy Sojuszu na terytorium Polski, o co Warszawa zabiega, są więc „zbędne”.

Zachód pokazał, że potrafi dość dobrze adaptować się do nowej rzeczywistości. Sojusz Północnoatlantycki jest organizacją, która potrafi dotrzymywać obietnic. Obiecał chronić swych członków w razie napaści i będzie to robić. Nie żyjemy już w czasach, w których musimy mieć wojska na granicy, by pokazać, że możemy się obronić. Takie gesty nie są pożyteczne i stwarzają tylko uzasadnienie dla eskalacji napięć. Potem Kreml zrobiłby kolejny krok, my kolejny, i tak dalej… W XXI wieku używanie militarnych symboli nie jest najmądrzejszą strategią, bo są inne, skuteczniejsze środki

—twierdzi Solana. Jak sankcje gospodarcze i dyplomacja.

Ryb, GW