Bielan o imigrantach: Liczby są wielokrotnie zaniżane. W ciągu kilkunastu miesięcy do Polski może przybyć 500 tys. imigrantów. NASZ WYWIAD

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Sądzę, że rząd podjął takie decyzje, ponieważ Ewa Kopacz jest całkowicie uzależniona od Donalda Tuska. Uzależniona psychicznie, mentalnie i politycznie

— mówi portalowi wPolityce.pl Adam Bielan, były europoseł, polityk Polski Razem.

wPolityce.pl: Polska zgodziła się w ostatnich dniach na przyjęcie 5 tys. imigrantów. Wcześniej deklarowaliśmy przyjęcie 2 tysięcy. To w sumie 7 tysięcy osób, które ma przyjąć 38-milionowy naród. Czy ostrzeżenia i stanowisko prawicy w tej sprawie to nie burza w szklance wody? To przecież niewielka grupa w skali Polski…

Adam Bielan, były europoseł, Polska Razem: Ależ oczywiście, prawica zachowuje się fatalnie. Wszystko, co złe w Polsce, to wina opozycji. Gdyby nie ona, Polska byłaby krajem mlekiem i miodem płynącym… Mówiąc na poważnie warto pamiętać, że te liczby są wielokrotnie zaniżane. Jako poseł do PE, obserwowałem z bliska wiele szczytów europejskich. Znam doskonale mechanizmy działania przy takim szczycie. Eurokraci tak potrafią formułować kompromisowe propozycje, by każdy przywódca mógł wrócić do swojego kraju i przekonać opinię publiczną, że wraca z tarczą.

Sugeruje Pan, że Polacy zostali oszukani przez Unię i rząd?

Gdy się wgryziemy w zapisy dotyczące imigrantów, zobaczymy, że liczba osób, które ma przyjąć Polska, jest niższa tylko dlatego, że na razie zdecydowano o rozdysponowaniu 66 tys. imigrantów. Reszta ma zostać podzielona za kilka miesięcy. To, co dla nas najgorsze, to sprawa obowiązkowych kwot. Polska walczyła z tym pomysłem wiele miesięcy. I przegrała. Z tymi zapisami zamierza walczyć w unijnym Trybunale premier Słowacji.

Zapis dotyczący kwotowania jest tak istotny? Warto o tę sprawę „kruszyć kopie”?

To jest szalenie niepokojący i groźny zapis. On oznacza zmuszanie Polski do przyjmowania konkretnych grup imigrantów. Ten zapis oznacza, że na Polskę przypadnie zapewne około 11 tys. imigrantów. To jednak i tak będzie jedynie początek.

Znów Pan straszy…

Proszę sprawdzić. Taka liczba przypadłaby na Polskę, gdyby w Europie pojawiło się 120 tysięcy uchodźców. Dziś już wiadomo, że ta liczba jest o wiele większa. Donald Tusk powiedział, zapewne przypadkiem, że wciągu kilku miesięcy możemy mieć już około 1 miliona uchodźców. Jeśli tak się skończy, Polska będzie musiała przyjąć około 100 tysięcy imigrantów.

To już bardzo poważna liczba. Wydaje się, że dla Polski to byłoby ogromne wyzwanie. Czy te szacunki mają solidne podstawy?

Jest jeszcze gorzej. Eksperci wskazują, że tę liczbę należy mnożyć razy pięć, by wiedzieć, jaką grupę musi przyjąć Polska.

A to dlaczego?

Według prawa unijnego dotyczącego łączenia rodzin, każdy z uchodźców będzie mógł w ciągu kilkunastu miesięcy sprowadzić do nas swoją rodzinę. Specjaliści wskazują, że każdy z nich statystycznie może sprowadzić około 4 osób. Mówimy więc potencjalnie o 500 tys. imigrantów, którzy w Polsce mogą się szybko pojawić. Nie dziwi mnie, że o takich liczbach się nie mówi. Eurokraci nie chcą straszyć Polaków przed ważnymi również dla nich wyborami w naszym kraju.

Bruksela angażuje się w Pana ocenie w polską kampanię?

Większość z biurokratów UE trzyma kciuki za Ewę Kopacz, więc sprzyjanie obecnemu rządowi mnie nie dziwi. To jednak nie zwalnia nas z konieczności liczenia i zastanawiania się, co się może wydarzyć w przyszłości. Sądzę, że Ewa Kopacz zostawia przyszłemu rządowi, bo zapewne PO przegra wybory, olbrzymi problem do rozwiązania. To, co zrobiła Ewa Kopacz, jest bardzo złe dla Polski, ale w mojej ocenie jest również samobójcze dla Platformy.

To zatem działanie absurdalne. Dlaczego Ewa Kopacz miałaby działać na szkodę własnej partii?

To jest dobre pytanie. Sądzę, że rząd podjął takie decyzje, ponieważ Ewa Kopacz jest całkowicie uzależniona od Donalda Tuska. Uzależniona psychicznie, mentalnie i politycznie. To jemu Ewa Kopacz zawdzięcza swoje stanowisko. I to na jego pomoc liczy w kontekście wyborów w PO, które są planowane jesienią. Bez Donalda Tuska nie ma szans na reelekcję w partii.

Jednak dlaczego Tuskowi zależeć ma na przyjmowaniu przez Polskę szkodliwych dla nas rozwiązań?

Donald Tusk jest z kolei uzależniony od kanclerz Merkel. Tylko od niej zależy, czy będzie miał szanse pozostać na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Wiadomo, że Francuzi chętnie by się go pozbyli. Tylko Merkel może, zbierającemu słabe recenzję Tuskowi, pomóc w przedłużeniu jego misji w RE. Przypomnijmy, że kadencja trwa 2,5 roku. Tusk będzie musiał ponownie uzyskać poparcie, głównie Berlina, jeśli chce dalej pełnić swoją funkcję. Mamy więc łańcuszek, na którego końcu jest Angela Merkel.

Kanclerz Merkel jednak również może zależeć na wygranej PO w Polsce. Dlaczego zatem Merkel miałaby działać tak, by przymuszać polską władzę do szkodliwych dla niej samej decyzji?

Kwestia uchodźców może wysadzić z siodła również samą kanclerz Merkel. Ona popełniła w tej sprawie kolosalny, być może największy w karierze, błąd. Mówiła, że Niemcy są w stanie przyjąć wszystkich uchodźców. To spowodowało gigantyczne problemy w całej Europie. Również w Niemczech. Wiemy, że landy odmówiły kanclerz Merkel współpracy. Jedynie dwa zgodziły się na przyjęcie uchodźców. Kanclerz Merkel może zapłacić za to wszystko utratą fotela szefa niemieckiego rządu. W tej sprawie więc nie ma ona żadnych skrupułów. Ona zapewne kibicuje Ewie Kopacz, ale dla Merkel znacznie ważniejsze jest jej własne stanowisko, a nie wybory w Polsce.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.