Do ciszy wyborczej i głosowania, które rozstrzygnie o najbliższych czterech latach w polskiej polityce pozostał równo miesiąc. Poza wieloma kwestiami dotyczącymi kierunków polityki rządu, wybory 25 października rozstrzygną o jednej fundamentalnej kwestii - czy najbliższe cztery lata będą permanentną awanturą, czy okresem rządów, który będzie można ocenić i rozliczyć.
Czy prezydent zaprosi panią premier? Czy Teresa Piotrowska przyjdzie na spotkanie z Andrzejem Dudą? Czy prezydent, jak apeluje premier, zwoła Radę Bezpieczeństwa Narodowego? A może znów nastąpią kolejne oświadczenia, orędzia, spoty i wzajemne przepychanki? Gdzieś między tymi pytaniami toczy się dziś debata polityczna w Polsce. I będzie się toczyć, jeśli Platforma pozostanie u władzy.
Nie chcę przesądzać tutaj o tym, jaka część odpowiedzialności leży po stronie Pałacu Prezydenckiego, a jaką należy obarczyć Kancelarię Premiera. Ewa Kopacz za wszelką cenę chce wykorzystać potencjalną Radę Bezpieczeństwa Narodowego do kampanii wyborczej, z drugiej strony prezydent z łatwością mógłby rozbić narrację rządu spotkaniem oko w oko z Teresą Piotrowską, traktowaną mało poważnie nawet w samym MSW, którym przecież kieruje. W tym wszystkim toczy się kampania wyborcza, której emocje wpływają z coraz większą siłą na wszystkie strony politycznego i medialnego sporu.
Efekt? Doprowadzenie trudnego tematu poświęconego (nie)przyjmowania imigrantów do absurdu, za którego przejaw niech posłuży wpis Pawła Wrońskiego z „Gazety Wyborczej”.
Wrażenie, jakie wyłania się z tych wzajemnych zaproszeń i niechęci nie jest przesadnie profesjonalne. Szefowa MSW, która odmawia przyjścia na spotkanie z prezydentem łamie ustalony porządek konstytucyjny i polityczny i w zasadzie nie jest warta poświęcenia jej choćby kilku poważnych słów. Z drugiej strony prezydent odsuwający na św. Nigdy (być może aż do wręczenia jej dymisji) spotkanie z szefową rządu, naraża się na słuszne zarzuty, że wpisuje się tym samym w kampanię wyborczą. Nic by się wielkiego nie stało, gdyby Andrzej Duda na spotkaniu z Ewą Kopacz ostro i konkretnie wypytał panią premier o konkrety związane z polityką rządu, a następnie przedstawił efekty spotkania na konferencji.
Tak się jednak nie dzieje, a przepychanki w polsko-polskiej wojence stają się po prostu męczące. Zmienić może to tylko 25 października.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Do ciszy wyborczej i głosowania, które rozstrzygnie o najbliższych czterech latach w polskiej polityce pozostał równo miesiąc. Poza wieloma kwestiami dotyczącymi kierunków polityki rządu, wybory 25 października rozstrzygną o jednej fundamentalnej kwestii - czy najbliższe cztery lata będą permanentną awanturą, czy okresem rządów, który będzie można ocenić i rozliczyć.
Czy prezydent zaprosi panią premier? Czy Teresa Piotrowska przyjdzie na spotkanie z Andrzejem Dudą? Czy prezydent, jak apeluje premier, zwoła Radę Bezpieczeństwa Narodowego? A może znów nastąpią kolejne oświadczenia, orędzia, spoty i wzajemne przepychanki? Gdzieś między tymi pytaniami toczy się dziś debata polityczna w Polsce. I będzie się toczyć, jeśli Platforma pozostanie u władzy.
Nie chcę przesądzać tutaj o tym, jaka część odpowiedzialności leży po stronie Pałacu Prezydenckiego, a jaką należy obarczyć Kancelarię Premiera. Ewa Kopacz za wszelką cenę chce wykorzystać potencjalną Radę Bezpieczeństwa Narodowego do kampanii wyborczej, z drugiej strony prezydent z łatwością mógłby rozbić narrację rządu spotkaniem oko w oko z Teresą Piotrowską, traktowaną mało poważnie nawet w samym MSW, którym przecież kieruje. W tym wszystkim toczy się kampania wyborcza, której emocje wpływają z coraz większą siłą na wszystkie strony politycznego i medialnego sporu.
Efekt? Doprowadzenie trudnego tematu poświęconego (nie)przyjmowania imigrantów do absurdu, za którego przejaw niech posłuży wpis Pawła Wrońskiego z „Gazety Wyborczej”.
Wrażenie, jakie wyłania się z tych wzajemnych zaproszeń i niechęci nie jest przesadnie profesjonalne. Szefowa MSW, która odmawia przyjścia na spotkanie z prezydentem łamie ustalony porządek konstytucyjny i polityczny i w zasadzie nie jest warta poświęcenia jej choćby kilku poważnych słów. Z drugiej strony prezydent odsuwający na św. Nigdy (być może aż do wręczenia jej dymisji) spotkanie z szefową rządu, naraża się na słuszne zarzuty, że wpisuje się tym samym w kampanię wyborczą. Nic by się wielkiego nie stało, gdyby Andrzej Duda na spotkaniu z Ewą Kopacz ostro i konkretnie wypytał panią premier o konkrety związane z polityką rządu, a następnie przedstawił efekty spotkania na konferencji.
Tak się jednak nie dzieje, a przepychanki w polsko-polskiej wojence stają się po prostu męczące. Zmienić może to tylko 25 października.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/266364-miesiac-do-2510-wybory-beda-takze-o-tym-czy-kolejne-4-lata-stana-sie-permanentna-awantura-i-paskownica-czy-okresem-rzadow-ktore-bedzie-mozna-ocenic-i-rozliczyc