Głosowanie ws. uchodźców przebiegało skandalicznie. Dlaczego trzeba było gwałcić zasady i reżyserować ten kiepski spektakl?

Fot. PAP/EPA/OLIVIER HOSLET
Fot. PAP/EPA/OLIVIER HOSLET

Głosowanie w sprawie kwot dotyczących uchodźców było skandalem, pokazującym, jak działa Parlament Europejski, a także w jaki sposób sprawuje nad nim rządy jego aktualny przewodniczący Martin Schulz. Głosowanie przewidziane było na czwartek na godzinę 10. Wiadomo było, że wobec niezmiennej większości Izby dokument i tak będzie przegłosowany i że po dziesięciu minutach wszyscy się rozejdą  do własnych zajęć. Ale rządzącym Parlamentem to nie wystarczało.

Najpierw zabrał głos prowadzący obrady Martin Schulz i przez dobrych kilka minut czytał ogólnie słuszne uwagi o tym, jak należy pomagać poszkodowanym przez wojnę w Libanie, w Syrii i w innych krajach, przy czym odnosiło się wrażenie, że cały czas chodzi o finansowe wsparcie dla wygnańców błąkających się po Bliskim Wschodzie. Wszystko to było – powtarzam – jak najbardziej słuszne, lecz w ogóle nie łączyło się z tekstem, który miał być głosowany, a już w żaden sposób z najbardziej kontrowersyjną sprawą, czyli z kwotami. Duża część z europosłów – jak piszący te słowa – była zdezorientowana, ponieważ nie wiadomo było po co ta cała mowa o rzeczach poza materią głosowania.

Gdy już miało nastąpić głosowanie, nagle podnieśli rękę w celu zabrania głosu czterej przewodniczący grup politycznych – Partii Ludowej, Socjalistów, Zielonych i Liberałów. Było to dla pozostałych zupełnym zaskoczeniem, ponieważ regulamin nie przewiduje żadnej debaty, gdy już głosowanie zostało zarządzone. To jest reguła żelazna, która za mojej pamięci nigdy nie była łamana. Jedyna możliwość zabrania głosu w tej części posiedzenia to wnioski formalne. I rzeczywiście, na tablicy świetlnej pojawiła się informacja, że są składane wnioski formalne. Ale wystąpienia przewodniczących EPP, Socjalistów, Zielonych i Liberałów nie były żadnymi wnioskami formalnymi, lecz apelami o przyjmowanie imigrantów. Przewodniczący nie reagował na łamanie regulaminu, lecz całą sprawę najwidoczniej sam wyreżyserował, bo widać było, że wystąpienia były z nim uzgodnione.

W nieregulaminowej debacie Schulz nie wszystkim udzielił głosu. Na przykład, nie udzielił głosu Marine Le Pen, chociaż jako przewodniczącej grupy takie prawo głosu w trakcie debaty się jej należy. Przewodniczący mógł się oczywiście tłumaczyć, choć on nie tłumaczy się nigdy, że nie była to debata merytoryczna, lecz wnioski formalne. A ponieważ wystąpienia faktycznie żadnymi wnioskami formalnymi nie były, Schulz mógł robić, co chciał i tak istotnie robił. Na przykład udzielił głosu aż dwóm przedstawicielom partii Farage’a – rzecz, wydawałoby się niesłychana w PE, ponieważ Farage jest tam znienawidzony – ale zrobił to dlatego, że drugie wystąpienie popierało system kwot. Na końcu udzielił głosu wiceprzewodniczącemu Komisji Timmermansowi, który powiedział (przysięgam, że to prawda), że w całej sprawie nie chodzi o otwarcie granic Unii, lecz o nasze dusze, chociaż wszyscy wiedzieli, że właśnie chodzi o otwarcie tych granic, a w żadnym razie o nasze dusze.

Wszystko to są, być może, z punktu widzenia polskiego czytelnika rzeczy drugorzędne, ale według mnie niezmiernie ważne, ponieważ rzucają światło na sposób funkcjonowania Parlamentu Europejskiego. W żadnym parlamencie krajowym, nawet w polskim rządzonym przez Platformę Obywatelską, która specjalizuje się w łamaniu reguł, podobne postępowanie nie było możliwe: zasada trzymania się wniosków formalnych jest przestrzegana. Po co więc całe to przedstawienie z drastycznym łamaniem regulaminu, skoro było wiadomo, że dokument o kwotach i tak przejdzie? Dlaczego trzeba było gwałcić zasady i reżyserować ten kiepski spektakl?

Odpowiedzi jest kilka. Pierwsza to taka, że łamanie zasad jest tutaj praktyką rozpowszechnioną i tolerowaną. W Parlamencie Europejskim rządzi od wielu lat ta sama większość i, co było łatwo do przewidzenia, długie rządzenie ją zdemoralizowało. Jej członkowie nabrali przekonania, że im wszystko wolno i mają rację: im istotnie wszystko wolno, bo oni sami siebie rozliczają i nigdy – cóż za niespodzianka – nie znajdują niczego nagannego we własnym postępowaniu. Jeszcze się nie zdarzyło, by głos, chociażby formalny, pochodzący spoza większości został uwzględniony. A często jest tak, że po prostu nie bywa wysłuchany.

Ja wiem, co Pan chce powiedzieć i nie udzielę Panu głosu

— taką wypowiedź, jedną z wielu podobnych, zapamiętałem sobie, gdy zgłaszano wnioski formalne.

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.