Debata ws. ustawy chroniącej życie zdominowana przez skandaliczne zachowanie Wenderlicha. "Słowo 'zabijanie' jest nie na miejscu wobec tych, którzy mają inne poglądy". WIDEO

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Sejm.gov.pl
Fot. Sejm.gov.pl

Prawo do życia każdego człowieka powinno być oczywistością, jednak w Sejmie III RP najwidoczniej nie jest. Emocje, jakie wzbudziła debata o obywatelskim projekcie broniącym życia, pokazują, jakie zagrożenie w III RP budzi chęć ochrony życia ludzkiego.

Wystąpienie Kai Godek, przedstawicielki komitetu ustawodawczego, wywołało odruchy cenzorskie u wicemarszałka Jerzego Wenderlicha oraz pomruki lewej strony Sejmu.

W sierpniu 2014 r.  w Centrum Ginekologii, Położnictwa i Neonatologii w Opolu dokonano aborcji na dziecku z zespołem Downa. Dokonano jej metodą cięcia cesarskiego, a dziecko będące już na zaawansowanym etapie rozwoju urodziło się żywe. Ważyło ok. 600 g i samodzielnie oddychało. Nie udzielono mu żadnej pomocy. Zostało ono włożone do inkubatora i przewiezione na oddział noworodkowy, gdzie personel otrzymał kategoryczny zakaz ratowania jego życia. Świadkowie, którzy poinformowali o sprawie media, wspominają, że krzyk wiezionego na sąsiedni oddział dziecka słychać było na całym szpitalnym korytarzu. Dziecko pozostawione bez pomocy umierało przez cztery godziny

— zaczęła Godek.

I kontynuowała:

Pół roku wcześniej w szpitalu wojewódzkim przy  ul. Kamieńskiego we Wrocławiu w wyniku aborcji poprzez indukcję przedwczesnego porodu przyszła na świat dziewczynka, również z zespołem Downa. Miała sześć miesięcy życia płodowego i także urodziła się żywa. Najprawdopodobniej na skutek tego, że jej narodziny odbyły się w obecności osób spoza personelu szpitala i byli świadkowie urodzenia żywego, zaczęto ratować dziecko, które jeszcze przed chwilą zabijano. Zostało ono zaintubowane i otoczone opieką medyczną. Nieludzkie prawo pozwalające na zabijanie niepełnosprawnych dzieci zatriumfowało po miesiącu, gdy dziewczynka pomimo udzielonej jej pomocy zmarła.

Następnie przeszła do projektu ustawy, którą obywatele skierowali do Sejmu.

Wysoka Izbo! Obywatelski projekt ustawy o ochronie życia i zdrowia ludzkiego od poczęcia w ciągu niespełna trzech miesięcy został podpisany przez przeszło 400 tys. Polaków. Wychodzi on naprzeciw społecznemu oczekiwaniu, aby objąć ochroną prawną każde dziecko niezależnie od jego stanu zdrowia, pochodzenia bądź okoliczności, w jakich przyszło mu się znaleźć w prenatalnym okresie jego życia. Na przestrzeni ostatnich czterech lat jest to trzecia próba zmiany prawa aborcyjnego przez grupę obywateli. Można więc powiedzieć, że ten postulat jest powtarzany, ponieważ poparcie dla niego wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie, a obywatele po raz kolejny chcą, aby ustawodawca pochylił się nad ich oczekiwaniami. Osoby popierające projekt nie są – jak określił je kilka lat temu były prezydent Bronisław Komorowski – szkodnikami, ale świadomymi obywatelami domagającymi się zniesienia jednego z najbardziej barbarzyńskich i niesprawiedliwych praw wciąż funkcjonujących w Polsce, prawa, które zezwala na rozszarpywanie, trucie, głodzenie i pozostawianie na pewną śmierć setek ludzi rocznie. A wszystko to odbywa się pod czujnym okiem lekarzy, których powołaniem jest wszak ratowanie życia ludzkiego.

Panie Marszałku! Panie i Panowie Posłowie! Prawo do życia jest fundamentalnym prawem człowieka. To z niego wywodzone są wszystkie inne przysługujące ludziom prawa i wolności. Artykuł 3 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka stwierdza, że każdy człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swej osoby, a art. 2 europejskiej konwencji praw człowieka – że nikt nie może być umyślnie pozbawiony życia, wyjąwszy przypadki wykonania wyroku sądowego skazującego  za przestępstwo,  za które ustawa przewiduje taką karę. Wreszcie art. 38 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej jednoznacznie stwierdza: „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”. Wyłączenie spod tej gwarancji dowolnej grupy ludzi świadczy wyłącznie o prowadzeniu przez państwo polityki dyskryminacyjnej, typowej raczej  dla zbrodniczych państw totalitarnych. Nienarodzone dzieci są obecnie najbardziej dyskryminowaną grupą społeczną w Polsce i na świecie. Dehumanizuje się je, nazywając zlepkiem komórek, tkanką ciążową, produktem zapłodnienia czy pasożytem. Tego typu zwroty aż nadto przypominają retorykę nazistów i komunistów, którzy znienawidzone przez siebie grupy ludzi określali mianem podludzi, ludzkich szczurów, wszy czy karaluchów. Schemat jest zawsze ten sam: aby dokonać zniszczenia grupy ludzi, trzeba w oczach społeczeństwa odebrać im ludzkie cechy. Osoby, które poparły nasz projekt, nie są, jak chcieliby zwolennicy aborcji, przedstawicielami zacofanego ciemnogrodu. Można powiedzieć, że jest wręcz przeciwnie – w oparciu o nowoczesną naukę, a w szczególności genetykę, wiemy, że w momencie zapłodnienia komórki jajowej przez plemnik dochodzi do powstania nowej istoty ludzkiej, posiadającej unikalny kod genetyczny pochodzący w połowie od każdego z rodziców. Wiemy też, że prawo jest sprawiedliwe tylko wtedy, gdy są wobec niego równi wszyscy ludzie, również ci, którzy są na tym świecie w łonach swoich matek

— tłumaczyła Godek.

I wskazała, że „wokół obowiązującej obecnie ustawy aborcyjnej narosły liczne mity, które zadomowiły się w myśleniu wielu przedstawicieli klasy politycznej, skutecznie blokując tym samym możliwości poprawienia polskiego prawa”.

Mit pierwszy. Mówi się, że obowiązująca ustawa jest wynikiem kompromisu zawartego pomiędzy dwiema stronami sporu ideologicznego, tymczasem w 1992 r. uchwalano ją w warunkach ostrej walki politycznej, w atmosferze nacisków wielu sił politycznych, a rozmaite lewicowe lobby dążyły do pozostawienia jak najszerszej możliwości zabijania dzieci. Już wtedy środowiska broniące prawa do życia dla każdego dziecka zgłosiły projekt w pełni chroniący życie. Niestety, przepadł on w sejmowych głosowaniach. Co więcej, już po wejściu w życie ustawy z dnia 7 stycznia 1993 r. przez kolejne lata jej obowiązywania miały miejsce nieustanne próby  jej zmiany ze strony sejmowej lewicy, która raz po raz usiłowała wprowadzić szeroki dostęp do zabijania dzieci, niewiele się przejmując rzekomym kompromisem. Pierwszy atak  na ponoć kompromisową ustawę nastąpił już w grudniu 1993 r. ze strony feministycznych działaczek parlamentarnej…

— mówiła Kaja Godek.

Niestety tylko tyle był w stanie wytrzymać wicemarszałek Jerzy Wenderlich, którego zachowanie w Sejmie wywołało oburzenie.

Przepraszam, proszę pani. Czy mogę panią prosić do siebie?

— wtrącił się polityk lewicy.

I przeszedł do cenzurowania wystąpienia Kai Godek.

Czy mogę panią prosić? Pamiętam panią z poprzedniego występu. Słowo „zabijanie” jest nie na miejscu wobec tych, którzy mają inne poglądy

— naciskał Wenderlich.

Przepraszam, czy ja mogę głosić swoje poglądy?

— pytała Kaja Godek.

Proszę panią bardzo, aby zachowywała się pani z należytą wrażliwością, prezentując projekt obywatelski, i nie obrażała tych, którzy myślą inaczej. Zwracam się do pani z tą prośbą

— mówił Wenderlich.

Jego słowa oburzyły część posłów. Poseł Patryk Jaki wskazał:

Panie marszałku, pan nie ma prawa. To jest zabijanie. Cenzura się skończyła. Chcę pana poinformować, że będę mówił to samo. Proszę nie cenzurować. Proszę nie cenzurować.

Kaja Godek również nie ukrywała oburzenia zachowaniem Wenderlicha.

Może będę po prostu wystąpienie wysyłała do cenzury na początku? Proszę o podanie podstawy prawnej, na podstawie której uniemożliwia mi pan przeczytanie mojego wystąpienia

— prosiła przedstawicielka autorów ustawy.

Proszę mnie o nic nie prosić

— uciekał wicemarszałek.

Ale dlaczego? Czy jesteśmy w państwie prawa?

— pytała Godek.

Proszę pani, wyłączyłem w tej chwili pani mikrofon. Raz jeszcze to powiem. Chciałbym panią prosić, aby prezentowała pani projekt obywatelski z należytą wrażliwością i nie obrażała tych, którzy mają odmienne opinie. Odmienne racje należy prezentować w Sejmie  z należytą wrażliwością, szanując swoje odmienne poglądy i opinie. O to panią proszę. Włączam mikrofon

— mówił Wenderlich.

Mam nadzieję, że moje poglądy też będą tutaj szanowane

— zauważyła Kaja Godek.

I próbowała kontynuować:

Pierwszy atak na ponoć kompromisową ustawę nastąpił już w grudniu 1993 r. ze strony feministycznych działaczek Parlamentarnej Grupy Kobiet. Chodzi o druk sejmowy nr 157. Wnioskodawców reprezentowała Barbara Labuda. Ustawa została uchwalona w czerwcu kolejnego roku, a w życie nie weszła tylko ze względu na weto prezydenta Lecha Wałęsy. Do kolejnej próby zmiany ustawy doszło w grudniu 1995 r., gdy koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Unii Pracy domagała się m.in. rozszerzenia katalogu wskazań do aborcji o tzw. przesłankę społeczną, tj. możliwość zabicia dziecka, jeśli matka złoży oświadczenie o pozostawaniu w trudnej sytuacji życiowej lub osobistej. Była to de facto próba wprowadzenia aborcji na życzenie. Ustawa została uchwalona w sierpniu 1996 r. Grupa senatorów zaskarżyła wówczas do Trybunału Konstytucyjnego zawartą w niej przesłankę społeczną, a trybunał w maju 1997 r. uznał jej niekonstytucyjność. Co ciekawe, w uzasadnieniu orzeczenia trybunał argumentował to w taki sposób, że gdyby identyczną argumentację zastosować do pozostałych punktów dopuszczających aborcję, wszystkie one także zostałyby z ustawy wycofane. Po nowelizacji, którą przygotowało SLD, pozostało jednak w ustawie wiele poprawek w postaci sformułowań znacząco rozszerzających katalog możliwości dotyczących aborcji, czyli de facto wyjmujących spod ochrony prawnej kolejne grupy dzieci. Jedną z ważniejszych zmian była zmiana polegająca na uczynieniu z zabicia dziecka, które do tamtego czasu było czynem zabronionym, choć nie karanym, usługi o charakterze świadczenia socjalnego, do którego można mieć prawo. Innymi słowy, dopuszczalność zamieniono w świadczenie należne każdemu, kto go zażąda. Zmianie uległa też preambuła, w której po raz pierwszy pojawiło się niejasne sformułowanie o prawie każdego do decydowania o posiadaniu dzieci, redukując tym samym dziecko do przedmiotu praw osób trzecich i odbierając mu podmiotowość. Zmian było jeszcze więcej, w tym chociażby zmiany poszerzające dostęp do aborcji ze względu  na chorobę dziecka. Wszystkie  one  tak wpłynęły na kształt ustawy aborcyjnej, że o kompromisie z 1993 r. możemy w zasadzie zapomnieć

— mówiła Godek.

I zaznaczała, że „ze zwolennikami zabijania dzieci nie ma kompromisu”.

Jeśli nie wprowadzi się pełnej ochrony życia, oni zawsze będą wykorzystywać istniejące przepisy do zwiększenia dostępu do aborcji

— dodała.

I przystąpiła do wskazywania na drugi mit, jaki narósł wokół ustawy aborcyjnej.

Istnieją sytuacje, w których aborcja jest niezbędna dla ratowania kobiety. We wrześniu 2012 r. Komitet na rzecz Doskonalenia Opieki Medycznej nad Matkami zaprosił grupę panelistów, którzy stworzyli i udostępnili do podpisania ginekologom i położnikom tzw. deklarację dublińską. Główną tezą deklaracji podpisanej przez ponad tysiąc lekarzy ginekologów i położników jest oczywisty dla każdego rozsądnie myślącego człowieka fakt, że celowe zamordowanie nienarodzonego dziecka nie jest nigdy potrzebne, aby ratować jego matkę. W grudniu ubiegłego roku w „British Medical Journal” zostało opublikowane badanie przeprowadzone przez międzynarodowy zespół lekarzy w 32 stanach Meksyku na przestrzeni 10 lat w celu ustalenia wpływu legalności aborcji na wskaźnik śmiertelności okołoporodowej. Wyniki badania jednoznacznie wskazały, że stany, w których aborcja jest legalna, charakteryzował również znacznie wyższy wskaźnik śmiertelności matek.

O tym, że zakaz aborcji nie wpływa ujemnie na zdrowie kobiet, świadczy również fakt, że do krajów o najniższej śmiertelności okołoporodowej na świecie należą Chile, gdzie obowiązuje całkowity zakaz zabijania nienarodzonych, i Irlandia, gdzie jeszcze do niedawna taki zakaz obowiązywał, a obecnie aborcja jest tam stosunkowo ograniczona. Należy również zaznaczyć, że art. 2 składanego przez nas projektu wprowadza do Kodeksu karnego dodatkowe gwarancje dla lekarzy podejmujących się leczenia kobiet  w ciąży, wyłączając spod zakresu przedmiotowego art. 152 Kodeksu karnego przypadki spowodowania śmierci dziecka w wyniku działań leczniczych koniecznych w przypadku uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego zdrowiu lub życiu kobiety ciężarnej

— tłumaczyła.

Kaja Godek wskazała, że mitem jest również teza, że „aborcja w Polsce jest zjawiskiem rzadkim i ściśle kontrolowanym.

Tej tezie przeczą dane, jakie udało się pozyskać z Narodowego Funduszu Zdrowia, a które stoją w rażącej sprzeczności z raportem rządowym z wykonania ustawy aborcyjnej. Na rozesłane do wszystkich wojewódzkich oddziałów NFZ zapytanie o liczbę opłaconych przez fundusz aborcji odpowiedziało 9 z 16 oddziałów. Już z tych 9 odpowiedzi wynika, że NFZ opłaca znacznie więcej aborcji niżby to wynikało ze sprawozdania rządowego składanego rokrocznie Sejmowi. Za lata 2010–2013 liczba aborcji wygląda następująco: 2010 r., sprawozdanie rządowe – 641, według 9 oddziałów NFZ – 2017; 2011 r., sprawozdanie rządowe – 669, według 9 oddziałów NFZ – 2582; 2012 r., sprawozdanie rządowe podaje 757 aborcji, według 9 oddziałów NFZ w sumie 2501; 2013 r. w sprawozdaniu rządowym – 751 aborcji, według 9 oddziałów NFZ – 2411. Któraś z instytucji podaje zatem nieprawdę. Zasadne jest pytanie, w jakim stopniu sprawozdania rządowe pokrywają się ze stanem faktycznym, skoro płatnicy składek finansują zabijanie znacznie większej liczby dzieci niż wynikałoby to z danych Ministerstwa Zdrowia. I kolejne pytanie: Czy podpis premiera składany pod kolejnymi sprawozdaniami nie jest po prostu poświadczaniem nieprawdy?Rozdźwięk pomiędzy danymi z NFZ a sprawozdaniami rządowymi pokazuje także jeszcze jeden aspekt brutalnej aborcyjnej rzeczywistości. Państwo, pozwalając na zabijanie dzieci, zupełnie je odczłowiecza, tak że już nawet lekarzom i urzędnikom wszystko jedno, kogo i w jakiej liczbie się zabija. W ten sposób Polska stacza się poniżej poziomu państw cywilizowanych, a nawet poniżej poziomu państw totalitarnych, bo nawet w Auschwitz-Birkenau więźniom nadawano numery obozowe…

— mówiła Godek, czym znów rozwścieczyła część posłów.

Na sali sejmowej słychać było okrzyki: „O Jezu!”, „Panie marszałku, niech pan interweniuje”, „To jest skandal!”.

I marszałek interweniował:

Proszę pani, wyłączam pani mikrofon w tej chwili i chcę po raz kolejny przywołać panią do porządku i powiedzieć, że te porównania, które pani czyni, są niewłaściwe i nie mieszczą się absolutnie w tej normie, która powinna obowiązywać na sali parlamentarnej. Porównania do obozów hitlerowskich, porównania do totalitaryzmu tych wszystkich, którzy myślą inaczej niż pani, są absolutnie niegodziwe i nie godzę się na to, żeby pani w ten sposób prezentowała projekt obywatelski.

Kaja Godek wskazała, że prezentuje nie tylko swoje opinie i jest odpowiedzialna za ludzi, którzy podpisali projekt ustawy.

Proszę pani, ja nie kwestionuję niczego, co pani mówi, z wyjątkiem języka, jakim to pani przedstawia. Jest to język absolutnie obraźliwy dla tych, którzy myślą inaczej niż pani, a więc proszę o przyzwoitość języka. Tylko o to panią proszę

— pouczał Wenderlich Kaję Godek.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych