Marzenie na miarę młodego pokolenia. Sprawne państwo potrzebuje programu. My go mamy! Rusza Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego

Szanowni Państwo,

14 września na Stadionie Narodowym w Warszawie oficjalnie inaugurujemy działalność Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, które jest wspólnym dziełem środowisk Klubu Jagiellońskiego i „Nowej Konfederacji”, a także szeregu osób spoza tych ośrodków.

Jaki jest bilans polskiej transformacji? Dla naszego pokolenia III Rzeczpospolita AD 2015 na pewno nie jest w ruinie, ale też nie jest krajem naszych marzeń. Pomimo ewidentnych sukcesów – takich jak blisko trzykrotny wzrost PKB, wejście do NATO i UE – nie wytrzymuje elementarnych porównań z II RP, choć ta ostatnia zmagała się ze znacznie trudniejszą sytuacją międzynarodową.

Przede wszystkim – Polska wciąż nie jest krajem podmiotowym. Tak wewnątrz, jak i w polityce zagranicznej – pozostaje niezdolna do stawiania sobie ambitnych celów i ich realizacji. Niezbudowanie państwa w ciągu przeszło ćwierćwiecza transformacji uważamy za fundamentalną klęskę. Niepokojącą tym bardziej, że dobiega końca post zimnowojenny okres pokoju, stabilności i rozwoju.

Postawmy jednak pytanie podstawowe, zwłaszcza z myślą o bardziej utylitarnie nastawionych przedstawicielach młodego pokolenia. Po co nam Polska? W dobie globalizacji z jednej strony, z drugiej zaś – w warunkach wykuwania nowego ładu światowego, bez podmiotowego państwa nie da się skutecznie realizować indywidualnych aspiracji. Dotyczy to zarówno nas, jak i naszych dzieci. Marzenie o lepszej przyszłości jest zatem siłą rzeczy marzeniem o lepszej Polsce.

Pozorne pomysły

Jednym z istotnych hamulców w realizacji tych marzeń jest upadek poważnej debaty nad polityką. Zafiksowane na tematach trzeciorzędnych media głównego nurtu nie są w stanie należycie docenić ważnych idei, rodzących się (zbyt rzadko, skądinąd) w głowach naukowców i ambitniejszych intelektualnie publicystów.

Predestynowane do suflowania pomysłów naprawy Polski w sposób zrozumiały dla zwykłego człowieka i atrakcyjny dla dziennikarza think tanki w przytłaczającej większości nie spełniają swojej roli. Skupiają się bowiem albo na publicystyce, albo na lobbingu, albo na pracy w kuluarach. W rezultacie jako uczestnicy debaty publicznej nie wychodzą poza opisywanie rzeczywistości.

Zasadniczą przyczyną, a zarazem zasadniczym skutkiem tego wyjałowienia intelektualnego, jest dyktat marketingu politycznego. Gwałtowna profesjonalizacja polskiej polityki w ciągu ostatnich kilkunastu lat okazała się pułapką.

Zmarginalizowała dyskusję programową na rzecz notorycznych „wrzutek” od partyjnych spin doktorów. Apogeum osiągnęliśmy w tym roku. Z partią władzy, urządzającą kilkumiesięczny show wokół tworzonego po blisko ośmiu latach administrowania krajem programu, którego ostateczny kształt mamy poznać… na kilka tygodni przed najważniejszymi wyborami.

W ten oto sposób program polityczny staje się drugorzędnym narzędziem PR-u. Do rangi symbolu urasta fakt, że w sondażach prowadzi ten, kto zręczniej udaje, że ma pomysł na Polskę.

Czas przesileń

Dzieje się to w czasie największych od końca zimnej wojny przetasowań geopolitycznych. Organizowane przez amerykańsko-chińską rywalizację hegemoniczną, przybierają postać narastającego – od Maroka po Irak i Ukrainę – chaosu. Zbiegają się z osłabieniem NATO i Unii Europejskiej, renesansem egoizmów narodowych, odwracaniem sojuszy.

Przezorność każe przewidywać, że to dopiero preludium – i jak najszybciej konsolidować lokalne zasoby. Dominujących do niedawna opowieści o „końcu historii” nikt przy zdrowych zmysłach nie traktuje już poważnie.

Jakby tego było mało, rozpowszechnia się uzasadnione przekonanie, że wyczerpuje się neokolonialny model rozwoju Polski, oparty na inwestycjach zagranicznych. Tylko legalny drenaż naszego kraju z kapitału osiągnął w 2013 r. rekordowy poziom 82 miliardów złotych (5 proc. PKB) i zdaje się stabilizować na zbliżonym poziomie.

W następnej perspektywie finansowej UE staniemy się najprawdopodobniej płatnikiem netto. Doświadczymy też w najbliższych latach poważnych (wciąż dokładnie niepoliczonych!) kosztów unijnego pakietu klimatycznego. Również bilans naszego członkostwa w Unii – samego w sobie pozytywnego – staje się więc co najmniej niejasny.

Równocześnie wzbierają skutki wieloletnich zaniechań: w budowie infrastruktury, zaplecza badawczo-rozwojowego, edukacji i – last but not least – w walce z korupcją. Utrzymuje się brak szacunku dla prawa i instytucji publicznych i wzajemna nieufność obywateli. Bez dobrej i z determinacją realizowanej strategii nie zmienimy faktu, że mamy kompromitująco małą liczbę patentów na głowę mieszkańca.

Biorąc pod uwagę główne tendencje, teza Jerzego Hausnera o grożącym nam długotrwałym ugrzęźnięciu w gospodarczej miernocie (tzw. pułapce średniego dochodu) wydaje się umiarkowanie optymistyczna. A przestroga Michała Boniego o niebezpieczeństwie „dryfu rozwojowego” właśnie się ziszcza.

W rezultacie w okres przesileń geopolitycznych i gospodarczych wchodzimy z „państwem istniejącym tylko teoretycznie”: niezdolnym ani do definiowania, ani do realizowania interesu publicznego tak na szczeblu międzyresortowym, jak i na poziomie ministerstw. Z zacofaną, drenowaną, narażoną na poważne wstrząsy gospodarką. Z niesterowną, słabą, nieudolnie modernizowaną armią.

Co na to polscy politycy? Raczą nas kuglarskimi sztuczkami z repertuaru marketingu politycznego oraz koncertami niezbornych, wyrwanych z kontekstu życzeń. Ostrość ich retoryki jest przy tym odwrotnie proporcjonalna do zdolności rozwiązywania problemów. Co na to polskie media? Ochoczo omawiają suflowane przez partyjnych spin doktorów tematy nieistotne. Co na to polskie uczelnie? Beztrosko kontynuują nieproduktywny wyścig po punkty i granty.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.