"Drużynę PO" spaja tylko "kasa, stanowiska i wpływy"

fot. PAP/Paweł Supernak
fot. PAP/Paweł Supernak

Do drużyny Platformy Obywatelskiej dołączają ludzie, którzy rozumieją jakim zagrożeniem dla Polski są rządy Jarosława Kaczyńskiego

— tymi słowami premier Ewa Kopacza przywitała nowe nabytki swojej formacji, jakimi okazali się Grzegorz Napieralski oraz Ludwik Dorn. Pierwszy z nich ma kandydować z list PO do Senatu w jednym z okręgów w województwie zachodniopomorskim, drugi natomiast zasili listę partii rządzącej do Sejmu w okręgu radomskim.

Taki obrót sprawy nie powinien być dla kogokolwiek zaskoczeniem. Frazesy o „jednoczeniu się ludzi ceniących 25 lat polskiej wolności” nie przykryją prostego faktu, że na dzień dzisiejszy nikt nie jest w stanie wskazać oblicza ideowego Platformy Obywatelskiej, ani choćby tego, jakie ogólne wartości czy program ta partia sobą reprezentuje. W ciągu ośmiu lat PO stała się zbieraniną ludzi, których łączy tylko chęć piastowania stanowisk, utrzymania się u władzy bądź dorwania się do jak największych pieniędzy. Nie trzeba być wytrawnym komentatorem polityki, aby dość do takich wniosków.

Ciężko byłoby wskazać potencjalny fundament do porozumienia programowego między postaciami o tak skrajnie odmiennej przeszłości politycznej, które dzisiaj zasilają szeregi „drużyny Platformy”. Nie mam pojęcia jaką wizję Polski mogliby wspólnie realizować Roman Giertych z Grzegorzem Napieralskim, albo Joanna Mucha z Ludwikiem Dornem. Jednym wspólnym celem takiej zbieraniny wydaje mi się chęć znalezienia się w nowym parlamencie, bo przecież „tylko idiota pracuje za mniej niż 6 tys. zł”.

Samo cytowane przeze mnie na początku powitanie Dorna i Napieralskiego w „drużynie Platformy” wskazuje, że rządzący w swojej kampanii prawdopodobnie nie będą wychodzić poza bycie „antypisem”. Wyobrażam sobie, jak wielką dezorientację takie decyzje personalne muszą tworzyć w głowach zatwardziałych wyborców PO, nazywanych w publicystyce „lemingami”. Z jednej strony premier Ewa Kopacz straszy „powrotem IV RP”, kreowanej przez Platformę Obywatelską niemal na reżim totalitarny, a z drugiej zaprasza na listy takie osoby, jak Ludwik Dorn.

W tym miejscu warto się zastanowić, czy dla twardego elektoratu Platformy takie kandydatury będą do zaakceptowania. Czy „typowy leming” zakreśli w dniu wyborów krzyżyk przy nazwisku oficjalnie „niezależnego” Romana Giertycha, Michała Kamińskiego lub Ludwika Dorna? Jestem przekonany, że te postaci tak dalece zatraciły jakąkolwiek wiarygodność, iż niezależnie od tego z jakiej listy i z którego miejsca by nie startowali, nie mają szans na mandat.

Oznacza to, że zamiast przyciągnąć nowych wyborców, Platforma Obywatelska tylko zniechęci do siebie nawet swój najtwardszy elektorat. Tym samym prawdopodobnie za dnia dzień coraz większa część elektoratu Platformy zdecyduje się oddać głos na kreującą się na „nową, lepszą PO” partię zagranicznych banków, czyli Nowoczesną Ryszarda Petru.

Podsumowując, w Platformie Obywatelskiej nie dzieje się nic nowego. Skompromitowana partia rządząca wpadła w tak daleko idącą desperację, że w zasadzie mogłaby na swoje listy wpisać każdego. Jedyne, co dzisiaj łączy zbieraninę ludzi z „drużyny PO” to chęć zarobienia łatwych pieniędzy i piastowania wpływowych stanowisk. Platformę Obywatelską skupia tylko, jak to w swoim czasie powiedział Grzegorz Napieralski, „kasa, stanowiska i wpływy”. Czy w razie utraty władzy działacze PO odnajdą wspólnie cokolwiek, co mogłoby dalej trzymać tę formację w całości? Szczerze w to wątpię.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.