Kuriozum! Sąd zbada zaszyfrowany list nadesłany do aresztu do Brunona Kwietnia, bo ABW... nie złamała szyfru!

fot. wPolityce.pl/TVP
fot. wPolityce.pl/TVP

Krakowski sąd postanowił przesłuchać osobę widniejącą jako nadawca zaszyfrowanego listu wysłanego do oskarżonego o przygotowywanie zamachu terrorystycznego na Sejm Brunona Kwietnia. Zawartej w liście wiadomości kryptolodzy z ABW nie zdołali odczytać.

Brunon Kwiecień odpowiada przed sądem za przygotowywanie od lipca do listopada 2012 r. ataku terrorystycznego na konstytucyjne organy RP, nakłanianie w 2011 r. dwóch studentów do przeprowadzenia zamachu oraz nielegalne posiadanie broni i handel nią.

List przyszedł w kopercie na nazwisko Brunona Kwietnia i adres aresztu śledczego, w którym on przebywa. Na kopercie widniało także nazwisko i adres nadawcy. W środku znajdowała się kartka z zaszyfrowaną wiadomością – długim ciągiem liter i cyfr.

Na czwartkowej rozprawie sąd odczytał pismo Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, z którego wynikało, że wiadomości nie zdołali rozszyfrować kryptolodzy z Biura Badań Kryminalistycznych ABW – o co zwracał się sąd.

W tej sytuacji sąd postanowił przesłuchać osobę widniejącą jako nadawca listu. W aktach sprawy znajduje się już informacja, że osoba ta zaprzeczyła, jakoby wysyłała list do oskarżonego. Będzie to prawdopodobnie ostatni świadek w procesie Brunona Kwietnia.

Sam Brunon Kwiecień zaprzeczył, by znał nadawcę wiadomości i posiadał klucz do jej odczytania.

Nic nie wiem o tym, żeby ktoś chciał się ze mną w obecnej sytuacji za pomocą szyfru kontaktować. Nie znam osoby, która adresowała do mnie ten list. W ogóle byłem zdziwiony, że ktoś się do mnie zwraca, wysyłając zaszyfrowaną wiadomość w kopercie. W ogóle jej nie widziałem; sąd wyjawił, że list został zatrzymany

— oświadczył Brunon Kwiecień przed sądem.

Nie chcę tu tworzyć teorii spiskowej, ale nie wykluczam kolejnej prowokacji, może ze strony służb

— dodał oskarżony.

Jeszcze w toku śledztwa prokuratura informowała, iż otrzymywała informacje od osób, które nie miały żadnych wiadomości w sprawie, ale składały rozmaite pisma i zawiadomienia. Z informacji uzyskanych przez PAP wynika, że takie pisma, nie mające żadnego związku ze sprawą, przychodziły także w toku procesu.

Według śledczych, Kwiecień - doktor chemii, były pracownik naukowy Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, zamierzał zdetonować w pobliżu Sejmu 4 tony materiałów wybuchowych na bazie saletry, umieszczonych w pojeździe SKOT. Do eksplozji miało dojść podczas posiedzenia z udziałem prezydenta, premiera i ministrów - w trakcie rozpatrywania w Sejmie projektu budżetu.

Kwiecień został zatrzymany 9 listopada 2012 r. w wyniku akcji ABW prowadzonej od końca 2011 r. Podczas czwartkowej rozprawy sąd odczytał także informację z Kancelarii Sejmu, iż prace nad budżetem odbywały się w Sejmie w dniach 23 i 24 października 2012 r. (I czytanie) oraz 10 i 12 grudnia (uchwalenie), a prezydent Bronisław Komorowski był obecny w budynkach sejmowych 12 grudnia 2012 r., chociaż nie uczestniczył w posiedzeniu.

W śledztwie Kwiecień przyznał się do tego, że przygotowywał i opracowywał zamach na gmach Sejmu, natomiast nie poczuwa się do winy i twierdzi, że inspirowała go inna osoba. Nie przyznał się do podżegania studentów ani do posiadania broni i handlu nią. Przed sądem wyraził zgodę na publikowanie jego wizerunku i pełnych danych osobowych. Grozi mu kara do 15 lat więzienia.

Sprawa Brunona Kwietnia nie przestaje zadziwiać. List z szyfrem, którego nie potrafi złamać ABW to kolejny rozdział tej kuriozalnej historii. Może nadawca zaszyfrował miejsce ukrycia pancernego „złotego pociągu”?

PAP/JKUB

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych