Anita Gargas: Taśma Bieńkowska-Kwiatkowski pokazuje przyzwolenie na patologię w państwie. "Prędzej czy później poznamy kolejne nagrania". NASZ WYWIAD

Fot. Flickr: Platforma/TV Republika/Newsweek/mat. prasowe
Fot. Flickr: Platforma/TV Republika/Newsweek/mat. prasowe

Gdyby funkcjonowały sprawne mechanizmy, które powodowałyby, że presja opinii publicznej eliminuje zdemoralizowanego polityka z życia społecznego, to dzisiaj Elżbieta Bieńkowska musiałaby się pakować z Brukseli

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Anita Gargas, autorka programu „Zadanie specjalne” w Telewizji Republika.

wPolityce.pl: W pani środowym programie na antenie Telewizji Republika widzowie poznali kolejną taśmę – tym razem z nagranymi Elżbietą Bieńkowską i Krzysztofem Kwiatkowskim. Zanim o samej sprawie, to chciałem zapytać z innej strony – co powiedziałaby pani tym, którzy sugerują, że taśmy specjalnie wypływają w trakcie kampanii wyborczej, by uderzyć w obóz rządowy?

CZYTAJ WIĘCEJ: Nowe taśmy prawdy! Przekręt przy konkursie i rechot Kwiatkowskiego z Bieńkowską u Sowy: „Nie wiem, jak NIK ma dalej 60-procentowe zaufanie…”, „Ale jaja!” [WIDEO]

Anita Gargas: Proszę zwrócić uwagę, że taśmy prawdy wychodzą na jaw nie od wczoraj, ale od kilkunastu miesięcy. To pokazuje, jak duża jest skala problemu - nie można więc kisić informacji, czekając na zakończenie kampanii. Nieustannie mamy bowiem do czynienia z jakąś kampanią: jeśli nie z prezydencką, to samorządową, parlamentarną, albo referendalną. Z tego punktu widzenia nigdy nie ma dobrego czasu, by ujawnić taśmy. Dziennikarz - zwłaszcza śledczy - ma obowiązek publikować tego typu nagrania bez względu na to, jakie mogą wywołać reakcje.

Co do meritum sprawy – Krzysztof Kwiatkowski był do tej pory często oceniany jako „ostatni sprawiedliwy” w obozie rządowym. Tymczasem jego obraz z taśm jest skrajnie inny.

Nie wiem, skąd się wzięła opinia o Krzysztofie Kwiatkowskim jako ostatnim sprawiedliwym. Wczoraj w programie zwróciliśmy uwagę na takie elementy jego działalności jak lobbowanie za rozwiązaniami korzystnymi dla oligarchów, przypomnieliśmy o spotkaniu, jakie odbył z biznesmenem Janem Kulczykiem na gruncie pozainstytucjonalnym… Proszę zwrócić uwagę, że to spotkanie zgłosił do odpowiednich instytucji tylko dlatego, że pojawiła się informacja, że istnieje nagranie z tego spotkania. Prezesa NIK obowiązują najwyższe standardy, jakich można oczekiwać od urzędnika państwowego – to on powinien narzucać je innym, tymczasem okazuje się, że sam ma z problem z ich przestrzeganiem. W katalogu zasad powinna być jasna przestroga, że prezes NIK nie spotyka się z biznesmenami i politykami na innym gruncie niż formalny, najlepiej w jego własnym gabinecie, a po każdym z tych spotkań powinna powstać odpowiednia notatka.

Opinia o „sprawiedliwym” mogła wziąć się choćby z raportów Najwyższej Izby Kontroli, które często są bardzo krytyczne wobec rządzących, chłoszczą tę ekipę.

Ale jakie to chłostanie? Prezes NIK nie wykraczał w swojej działalności poza to, co robią na co dzień dziennikarze, czyli opisywał beznadziejną rzeczywistość, jaką funduje nam koalicja PO-PSL. Od Izby oczekuje się czegoś więcej – wniosków do prokuratury, które nie pozostawiają wątpliwości i kończą się sprawą sądową. Kontrolerzy NIK mają przecież takie narzędzia w ręku, które pozwalają wydobyć wszystkie dokumenty i dowody, jakie mogą służyć do postawienia zarzutów.

Od NIK należy oczekiwać tego, by – wobec odpowiedzialnych za poszczególne nadużycia – sprawy były kierowane do sądu. To jest prawdziwe zadanie dla prezesa NIK, a nie opisywanie stanu, który i tak znamy z codziennych gazet, programów telewizyjnych i portali. Tak naprawdę, jeśli się obserwuje to, co robił Kwiatkowski w ciągu ostatniej kadencji to było to płynięcie z nurtem.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.